Nie chciałem

4K 323 64
                                    

Powinnam była iść po dotykać trawy zamiast to pisać...

Po tym co powiedział, nie potrafiłem nic wydusić. 

No i może staliśmy na panelach, które nasiąkły wodą. Może i ściany trzeba było suszyć, a gniazdka o mało mnie nie zabiły, ale on nie miał prawa tak mówić. 

- Co ty, kurwa, powiedziałeś? - wycedziłem, składając ręce na piersi. - Masz czelność, mówić mi, że ona, nie jest dla mnie? A kto twierdził, że Hope jest dla ciebie? Nikt. I przez takie pierdolenie się z nią rozstałeś i wtedy to ja kazałem ci ją, do chuja, przeprosić. Kiedy Matt kazał jej nie wracać do naszego domu, to ja po nią pojechałem i ją tam zawiozłem! - krzyknąłem na niego. - To ja ją pocieszałem, gdy ty zemdlałeś na wieść o ciąży! To ja prosiłem ją, żeby z tobą rozmawiała, nawet wtedy, gdy nie miała na to ochoty. Jako jedyny wam sprzyjałem od początku, pomimo, że nie wierzyłem w powodzenie tego związku. Jednak ci, kurwa ufałem. - Kręciłem zniesmaczony głową. - Ufałem, że wiesz co robisz i cię wspierałem, a ty teraz zachowujesz się tak jak ci wszyscy, którzy chcieli waszego rozstania? Jak możesz? - Zrobiłem krok wstecz. - Bo kupiłem jej kilka bransoletek? Ściągnęła je tego samego wieczoru. Nie chciała ich. 

- Colin, doskonale wiesz o czym mówię - cedził przez zęby. 

- Nie, nie wiem, bo ty do chuja spłaciłeś kredyt Hope! Może też pokochała twoje pieniądze? - parsknąłem gorzko. 

- Nie waż się...

- Może nigdy cię nie kochała i z trudem cię znosi? - Przechyliłem głowę w prawo, a on zacisnął pięści. - Może kocha twoje pieniądze tak bardzo, że nawet cię nie zauważa? 

Mierzył mnie swoim przerażającym spojrzeniem, równie mocno co ja jego. Nie spodziewałem się, że mnie popchnie, ale czy to nie było oczywiste? Odbiłem się od ściany zarabiając uderzenie w brzuch, bo Hope nie wolno było obrażać. Jednak Anthony nie spodziewał się, że mu oddam, bo Melanie również nie wolno było obrażać. Nikomu. A ja nie byłem rycerzem, tylko przestępcą. Więc mogłem sobie decydować o sprawiedliwości. Nawet jeśli miałbym się pobić z własnym bratem. Chociaż nigdy nie powinien był tego zacząć, a ja nie powinienem kontynuować. Oboje byliśmy silni. Na tyle silni, aby nasze dłonie pokryły się krwią - zarówno własną jak i przeciwnika. 

Żaden z nas wyprowadzając kolejny cios, nie spodziewał się, że otrzyma go jedyna osoba, która nie powinna. 

Jednak byliśmy zbyt zaślepieni, aby dostrzec blondynkę wciskającą się pomiędzy nas. Było już zbyt późno, aby cokolwiek zatrzymać.  Dłonie ruszyły, a ona upadła pomiędzy nami z głośnym jękiem, dusząc się własnym kaszlem. 

Wtedy czas się na chwilę zatrzymał. 

Wszystko dookoła piszczało i wirowało.

Anthony patrzył prosto w moje oczy, a potem na swoja dłoń, którą uderzył żonę w żebra. 

Z trudem oddychałem słysząc jej płacz, a moja pięść wcale się nie rozluźniła od momentu, w którym uderzyłem ją w nos. 

Jej mały nos. 

Krew dziewczyny kapała na moje stopy. 

- Uderzyłem ją - szepnął. 

Te słowa odbijały się echem w mojej głowie, jednak mógłbym przysiąc, że tak naprawdę powiedział je wiele lat przedtem. Były tak ciche - jakby były jedynie wspomnieniem. Okropnym wspomnieniem. Chciałem, żeby były wspomnieniem lub koszmarem. Były jednak prawdą. Jej kaszel był prawdą i łzy. Kuliła się pomiędzy nami, a cios pomimo, że niecelny - palił mój żołądek. Wiedziałem jak mocno potrafił Anthony uderzać. Wielokrotnie ćwiczyliśmy, albo się sparowaliśmy. Był najsilniejszy z nas wszystkich. Sam ledwo znosiłem jego uderzenia, jednak jej brakło tchu. A on był zły i nie żałował sił. Robił wszystko żeby zadać mi go jak najwięcej. Stojąc nad jej skulonym ciałem, faktycznie chciałem, żeby to mnie uderzył. 

Złodziejka #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz