Jebany adres

3.5K 296 91
                                    

Nie spałem wiele tamtej nocy, tak właściwie to nie spałem w ogóle. Wiedziałem, że po całym tym szaleństwie przyjdzie czas na rozwiązywanie różnych spraw i problemów. A ja musiałem być przy tym obecny czy mi się podobało czy też nie. 

To jednak miało dopiero nadejść, a ja upajałem się chwilą, w której Melanie tuliła się do mojej nagiej piersi. Miała przymknięte powieki i lekko rozchylone wargi. Lekko wilgotne włosy po prysznicu znaczyły moją skórę kroplami. Miała na sobie jedynie moje bokserki, przez co nieustannie kącik moich ust drgał ku górze. Masowałem jej drobny bark i całowałem czoło wyglądając przez duże tarasowe okno, za którym pojaśniało. Barwy na niebie przechodziły z mroku w piękny róż i pomarańcz. Iskry słońca muskały nasze ciała, a ja z uwielbieniem przymknąłem powieki. Odetchnąłem pełną piersią akceptując, że mój dom zaczyna pachnieć również nią. Stawał się coraz bardziej jej z każdą jedną minutą. Zupełnie tak jak ja. 

Wziąłem ją pod kolana i pod plecy delikatnie się podniosłem. Melanie przeszedł dreszcz, i intuicyjnie przywarła do mojej piersi szukając upragnionego ciepła, jednak się nie obudziła zbyt zmęczona po ostatniej nocy. Delikatnie odłożyłem ją do łóżka i okryłem dokładnie nagą pierś, a ona wtedy złapała moją dłoń i przyciągnęła ją do swojego policzka. 

Uśmiechnąłem się muskając kciukiem różaną skórę. Uklęknąłem przy łóżku i pocałowałem jej kosteczki, były tak drobne w tamtym momencie, że poczułem się jedynym, który musi pilnować, aby nie stało się z nimi nic złego. Miała tylko mnie w tym szalonym świecie, bo nikt inny nie poczuwał się do zapewnienia jej takiego domu jakiego ja dla niej chciałem. 

- Będę o ciebie dbał, złodziejko. 

- Ty sam o siebie nie potrafisz dbać, widziałam jak wycierasz skarpetkami rozlane mleko - szeptała półprzytomnie.

- Cholero jedna, nie dasz mi być romantycznym.

Delikatnie się uśmiechnęła. 

- Colinie?

- Tak?

- Dziś muszę być w domu na kolacji, jeśli do tego czasu nie wrócisz, to będę właśnie tam. Ale nie bój się niczego, wrócę do ciebie. 

Te słowa grzały moje serce, bo po raz pierwszy w taki sposób mnie poinformowała o swoim wyjściu. Znów zaczęła odpływać, a jej oddechy stawały się równomierne. Głaskałem ją po głowie tak długo, aż nie poczułem, że zasnęła do końca. Okryłem ciaśniej jej nagie ramiona i dokładniej zaciągnąłem zasłony, aby nie obudziło ją słońce.

Z suszarki zgarnąłem świeże ciuchy, które zabrałem ze sobą do łazienki. Doprowadzenie się do porządku zajęło mi mniej czasu niż myślałem, a poranna kawa mimo wszystko nie odpędziła senności. Wiedziałem jednak, że powinienem był być od jakiegoś już czasu u Anthony'ego, gdzie spała Agnese, bo u Matta nie mogła tego zrobić. W innym razie zastrzeliliby ją od razu nie pytając o nic. 

Ziewnąłem rozespany idąc do domu brata. Otarłem swoje oczy i przeczesałem dłonią włosy, które były tamtego razu zachowane w totalnym chaosie. Poza tym nie chciało mi się słuchać krzyków, miałem ich dość po wyprowadzeniu się z domu rodzinnego. Nie rozumiałem po jaką cholerę potrzebny był na tej egzekucji taki tłum. Przecież każdy wiedział, że włoszka już nie wyjdzie z domu na pięć minut bez ochrony. Ale oni już tacy byli - nadto ważni. Przesadni w każdym znaczeniu tego słowa. 

Od samego progu dopadło mnie napięcie, które mroziło krew w żyłach i zostawiało po sobie gęsią skórkę. Odpaliłem papierosa, bo wiedziałem, że w domu nie było Hope, ani maluchów. 

- Siemka - przywitałem się ze wszystkimi zgromadzonymi. - Co tu tak sztywno, zapomnieliście powyciągać z rana kije z dup? - Wyrzuciłem brew ku górze, ale nikt mnie nie zaszczycił odpowiedzią.

Złodziejka #2Where stories live. Discover now