Colin był przygaszony, zupełnie do siebie niepodobny. Od paru dni patrzył na mnie z dystansem. Wydawał się mniej skory do rozmów, a kiedy już ze mną rozmawiał, był zupełnie nieobecny. Nie poprawiła mu nawet nastroju piękna sukienka, w którą się wcisnęłam na kolejną partię pokera. Zazwyczaj moje ładne stroje działały na niego łagodząco, albo te bransoletki, którymi pokrywał całe moje ręce. A nawet pierścionki, którymi pozwalałam zdobić swoje palce.
Czasem wydawało mi się, że robił to bardziej dla siebie niż dla mnie. Rozumiałam to. W kasynie wszystkie kobiety tak wyglądały. Każda bez wyjątku była strojna i skąpana w perfumach. Wszystkie miały satynowe długie kreacje z odsłoniętymi plecami. Mnie lubił ubierać w zieleń. Nie wiem czy dlatego, że taki kolor sukienki miałam na sobie pierwszy raz w kasynie, czy dlatego, że podbijała kolor moich oczu. W każdym razie ubierałam zieleń.
Moja sukienka tamtego wieczoru miała odkryte plecy i rozcięcie sięgające ku biodra. Sandałki na wysokiej szpilce ze złotym sznureczkiem okalały moją stopę i nogę, aż po udo.
Siedziałam na jego kolanach i usiłowałam go pocieszyć. Poruszyłam się na jego nogach, a jego zbolałe spojrzenie zmieszało się z moim. Wygładziłam dotykiem rysy jego twarzy i napięte mięśnie.
To jednak nic nie dało. Nie pomógł mój całus, ani nawet zalotne spojrzenie spod rzęs.
- Chodźmy stąd Melanie – szepnął pocierając swoim nosem mój nos. – Chodźmy, a w końcu zdejmiesz tę biżuterię i założysz moje cholerne dresy. Moje skarpety naciągniesz pod swoje kolano i i zamoczysz je całe w wodzie. – Rozmarzył się. – Proszę cię, nie wytrzymam tu ani minuty dłużej. Ani sekundy.
Usiłowałam wyczytać z jego twarzy coś poza niepokojem. Coś poza desperacją.
- Przecież wiesz, że wygram. – Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Z każdym twoim zwycięstwem przegrywam.
Z jakiegoś powodu te słowa stanęły mi w gardle. Z trudem przyszło mi je przełknąć, albo chociażby na nie odpowiedzieć.
- Nie możemy tak po prostu wyjść. – Pokręciłam głową, a on złapał moje włosy i zawinął je sobie na palcu po czym pokręcił głową. – Colin, co się dzieje?
- Chodźmy stąd, weźmiemy ze sobą Aarona i Ines. Odetchniemy. Nie potrzeba nam dużo, a jednego wieczoru bez pracy. Jednego wieczoru, który przypomni nam całe to szaleństwo. Kiedy ty znów będziesz tą sobą, którą poznałem. Z której zrobiłem to coś.
Przyjrzałam się swoim dłonią, na które spojrzał i on. Zaczął zsuwać ciężkie złote pierścionki z moich palców, a im bardziej nagie one były, tym Colin wydawał się lżejszy. Pozwoliłam ogołocić swoje palce, niemal ze wszystkich ozdób. Colin zostawił jedynie te, które miały połyskujące kamienie w różnych kolorach. Całował moje palce i nadgarstki, a złota biżuteria spadała u moich stóp z brzdękiem odbijała się od podłogi.
Coś w jego spojrzeniu się zmieniło, a jego usta zgrały się jednością z moimi. Był zaborczy i uparty. A ja namiętna i intensywna. Z rozkoszą przyjęłam jego chętny język do własnych ust. Wcisnęłam palce w jego włosy z radością przyjmując jego zaangażowanie i czułość. Pchnięta namiętnością poruszyłam się na jego kolanach rozbijając podbrzuszem o prężnego penisa. Pisnięcie, które umknęło spomiędzy moich warg spił jak miód pitny, a sam ten dźwięk spłynął mu wzdłuż podbródka i naznaczył moje piersi dreszczem. Pobudzone sutki drgnęły i zesztywniały. Coli oparł dłonie na moich pośladkach i poderwał się ze mną do góry sadzając mnie na stole do pokera. Przyszło mi zagryźć jego wargę, gdy ten złapał materiał sukienki przy rozcięciu i rozerwał je znacznie wyżej, a jego szorstkie palce zaborczo złapały moje biodro. Druga z męskich rąk wtargnęła pod bieliznę, a sprawny palec wyciągnął ze mnie westchnięcie. Usta Colina wgryzły się w moją pierś i sutek, który odnalazł po chwili.
KAMU SEDANG MEMBACA
Złodziejka #2
Acak- Skończ ode mnie uciekać - uniosłem glos. - Skończ to gadanie o miłości, jesteś taki nudny - zaśmiała się nerwowo. - Nudny? - prychnąłem. - Chcesz szaleństwa? Dobrze, ja ci pokaże prawdziwe szaleństwo.