– Moja wina – powiedział i uniósł ręce w geście poddania się. – Na swoją obronę powiem, że naprawdę zachowywałeś się nierozsądnie panie. Chciałem tylko pomóc.

– Doceniam chęć pomocy, ale nie głupotę – syknął i zwrócił się ponownie do Harry'ego: – Jak widzisz, ten idiota nadal ma jakieś osiemnaście czy dziewiętnaście lat i tak też wygląda, chociaż formalnie jest dziewiętnaście lat starszy od ciebie. I raczej nie chce się spotkać z drogim braciszkiem?

– Słyszałem, że spędził lata w Azkabanie oskarżony o coś, czego nie zrobił – powiedział Regulus. – W takim razie czas go wyciągnąć z kłopotów i pokazać mu, że niektórym nie powinno się ufać.

Regulus opowiedział mu potem sporo o Syriuszu. Jak nie zgadzał się z rodzicami, jak trafił do Gryffindoru, a potem uciekł z domu. Ciężko było stwierdzić, czy powodem był bardziej młodzieńczy bunt, czy chęć faktycznego odcięcia się od rodziny.

– Uważał, że wszyscy wokół uważali go za czarną owcę w rodzinie, bo trafił do Gryffindoru, a nie do Slytherinu jak w zasadzie wszyscy w naszym rodzie – powiedział Regulus.

– A nie było tak? – zapytał Harry.

– Mnie to nie przeszkadzało. W końcu to nadal był mój brat, chociaż zachowywał się często jak kompletny idiota. Nasi rodzice nie chcieli dla niego źle. Przekazywali mu te same wartości, które przekazano kiedyś im. Czy były dobre? Nie mnie to oceniać, ale na pewno niektóre były wartościowe. Życie wśród czystokrwistych czarodziejów nie jest łatwe. Musisz się znać na zwyczajach i etyce, a te wszystkie oficjalne przyjęcia to już w ogóle żenada. Kłopot w tym, że jak chcesz pozyskać znajomości, to głównie w takich kręgach.

– To jest właśnie to, o czym ci mówiliśmy – odezwała się Bellatrix. – Wiedząc, kto jest kim, możesz sobie wyrobić niezłe możliwości. Dumbledore chciał to przed tobą ukryć.

– Czyżby chciał kontrolować twoje miejsca w Wizengamocie? – spytał Regulus.

– Bella i Tom tak twierdzą – odparł Harry, a Voldemort się skrzywił, słysząc swoje prawdziwe imię. Był pewien, że gdyby nazwał go tak na zebraniu Śmierciozerców, nie byłoby pobłażania.

– Myślę, że mają rację.

– Ale, czy członkowie Wizengamotu nie są wybierani?

– Ci, którzy uczestniczą w jakichś normalnych rozprawach tak, ale każdy stary ród ma tam zapewnione miejsca na wypadek jakiejś wielkiej sprawy, która może zaważyć na losach czarodziejów z danego kraju. Ich głosy mogą zablokować jakieś niedorzeczne ustawy, bo wypowiadają się w imieniu społeczeństwa, które przestrzega tradycji. Nie wiem, ile Potterowie mieli przydzielonych miejsc, ale można się tego dowiedzieć. Wystarczy, że napiszesz do Gringotta i zapytasz.

– Do Gringotta, a nie do ministerstwa?

– Gobliny mają pełny wgląd w historię rodu, którego interesy prowadzą – zapewnił go Regulus. – To bardzo pokrętne i mściwe stworzenia, ale jedno trzeba im przyznać. Mają nosa do interesów i dopóki nie traktujesz ich z góry, możesz liczyć na ich przychylność. Wielu czarodziejów o tym zapomina, ale gdyby nie oni, stare rody mogłoby stracić swoje majątki. A może byłaby opcja, żeby zaprosić tu któregoś, żeby ci wszystko wyjaśnił? – zapytał nagle i popatrzył na Voldemorta.

– Myślę, że coś dałoby się zorganizować – odparł po chwili Tom. – To mądrzejsze posunięcie niż wysyłanie sowy. Jestem pewien, że szpiedzy Dumbledore'a obserwują ulicę Pokątną, mając nadzieję, że się tam zjawisz.

Czarny KsiążęWhere stories live. Discover now