Barty wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Już wspominałem, że twój uśmiech jest trochę przerażający.

Evan westchnął głęboko, poprawił sobie kołnierzyk w kraciastej koszuli, po czym oparł się o ścianę.

- Dobra, Barty. - zaczął. - Jest pewna sprawa, na której wyjaśnienie szkoła nie jest najlepszym miejscem, ale chuj z tym. Chodzi o to, że...

- A panowie to chemii przypadkiem teraz nie mają? - zapytał profesor Slughorn, który pojawił się z nikąd. Ciekawe, czy słuchał ich rozmowy. - Już wchodzić do sali proszę, musimy wyrobić się z napisaniem sprawdzianu.

***

Barty na owym sprawdzianie nie mógł się skupić w ogóle z trzech głównych czynników:
a) zestresował się tym, co Evan chciał mu powiedzieć, bo wyglądał na naprawdę przejętego, więc Crouch już się zamartwiał o co może chodzić. A przez tą wzmiankę o tym, że szkołą nie jest najlepszym na takie rozmowy, przez myśl przechodziły mu różne scenariusze, włączając to, że Rosier jest dilerem narkotykowym albo zamieszał się w sprawę morderstwa.
b) wciąż przejmował się wydarzeniami z ostatniego weekendu, tym bardziej, że ślad po nich widniał w postaci plastra na jego nadgarstku.
c) nie ogarniał tego tematu z chemii, a Slughorn tłumaczył wszystko tak jakby był ślimakiem gadającym o sałacie.

Te wszystkie wyżej wymienione rzeczy przyczyniły się do tego, że na kartce Barty'ego widniało imię, nazwisko, klasa i dwa rozwiązane zadania na dziewięć podanych. Zapewne rozwiązane źle, bo nawet ich nie sprawdził, zbyt bardzo pogrążając się w teoriach na temat tego, co miał mu powiedzieć przyjaciel. Na razie w jego prywatnym rankingu prowadziła możliwość bycia dilerem.

Oddał sprawdzian profesorowi, który szybko zerkając na kartkę, rzucił mu pełne politowania spojrzenie. Barty jedynie wzruszył ramionami i zaciągnął bardziej rękawy bluzy, wracając do ławki, gdyż do końca lekcji zostało jeszcze kilka minut.

- Barts, mogę Ci coś napisać na ręce? - szepnął Evan z uśmiechem na ustach.

Barty'emu jednak nie chciało się uśmiechać. Czuł zwyczajną panikę, narastającą w jego wnętrzu.

- Nie. - powiedział cicho i zacisnął palce na materiale tak mocno, że czuł jak paznokcie prawie wbijają mu się w skórę.

- Czemu?

Ugh, czy Evan musiał akurat dzisiaj, akurat teraz chcieć bawić się w rysowanie po rękach? Jasne, często to robili, ale teraz Barty nie mógł pozwolić, aby Rosier zobaczył jego rany.

- Bo nie. - wysyczał, czując się fatalnie z tym kłamstwem.

- Barty... co się stało?

Szatyn zacisnął wargi. Rozmowa mogłaby pomóc, ale nie był na nią gotowy. Dzwonek wybawił go z tej opresji, więc gdy tylko zadzwonił, on niemal wybiegł z sali, zostawiając Evana kompletnie skołowanego sytuacją.

No, bo niby czemu Barty coś ukrywał? Przecież zawsze może z nim porozmawiać, powinien to wiedzieć. Może w jakiś sposób dowiedział się, co Rosier zamierzał mu wyznać i teraz panikował? Albo nie będzie chciał z nim więcej rozmawiać? Bo przecież to, że jest gejem, nie znaczy, że musi lubić akurat jego. A może Barty nie wie, co chciał mu powiedzieć, tylko zwyczajnie się tego obawia? Ale jednak co było najbardziej prawdopodobnym czynnikiem zachowania Croucha, to również to, czego Rosier obawiał się najbardziej.

W jego domu mogło stało się coś złego. Ojciec pewnie znowu powiedział okropne rzeczy na temat jego orientacji i Barty po raz kolejny przechodził przez to piekło.

pędzlem i ołówkiem. WOLFSTAR & JEGULUS Where stories live. Discover now