12 - just holding hands.

532 55 27
                                    

Barty był spóźniony już o dwie lekcje, ale zanim zwlekł się z łóżka, zanim przykleił plaster na ranę i zanim wybrał bluzę nie wyglądającą jak wyrzygana przez psa, z odpowiednio długimi rękawami, minęło trochę czasu.

Teraz szedł wolnym krokiem w kierunku tego budynku. Nie był on znienawidzony, bo chyba bardziej nienawidził swojego domu rodzinnego, przynajmniej wtedy, kiedy ojciec w nim jest. Ale nie zmienia to faktu, że nigdy nie przepadał za szkołą, a dzisiaj to już w ogóle.

Miał jakieś dziwne uczucie, że wszyscy uczniowie słyszeli jego wczorajszą kłótnię z ojcem, słyszeli jak ten go wyzywał od dziwek. Czuł się zhańbiony, nagi. Oczywiście wiedział, że to nierealne aby inni mieli podsłuchy w jego domu, ale mimo wszystko nie mógł się wyzbyć wrażenia obserwowania, które najprawdopodobniej powstawało po prostu w jego głowie.

Przekroczył próg szkoły i z trzęsącymi się nogami, skierował się w stronę sali, w której miał mieć teraz lekcje. Wziął wdech, otworzył drzwi i przeprosił nauczycielkę fizyki, profesor Trelawney. Wszyscy uczniowie spojrzeli w jego stronę. Jego ciało przeszył nietypowy dreszcz.

Będzie dobrze, musi być dobrze, powtarzał sobie w głowie, chociaż w to nie wierzył. Instynktownie zaciągnął rękawy bluzy i idąc chwiejnym krokiem, przysiadł się do ławki Evana, który - jeśli wzrok go nie mylił, co biorąc pod uwagę jego dzisiejszy stan, jest jak najbardziej możliwe - momentalnie przygryzł wargę na jego widok.

Oj chyba rzeczywiście mózg Barty'ego nie działał dzisiaj najlepiej, skoro widział takie rzeczy.

- Cześć. - szepnął Evan z jakimś dziwnym uśmiechem na ustach.

- Cześć. - odpowiedział Barty i zaczął się rozpakowywać.

Czas na lekcję, na naukę, a przynajmniej próbę nauki, bo jego dzisiejsze skupienie było fatalne. Czas na udawanie, że jest okej.

W sensie nie było tragicznie, prawda? Zawsze mogło być gorzej.

Zawsze jego ojciec mógł się okazać seryjnym mordercą, albo coś. Wtedy na pewno byłoby gorzej.

Trelawney mówiła coś o atomach, ale Barty nie słuchał. Nie był wstanie się skupić, tym bardziej, że Evan cały czas przygryzał końcówkę długopisu i co jakiś czas posyłał spojrzenia w jego stronę, wyglądające co najmniej dziwnie.

Gdy wreszcie ta strasznie długa lekcja minęła, a uczniowie wysypali się z klasy, kierując się pod salę chemiczną, Barty rzucił:

- Jesteś dzisiaj jakiś dziwny, Evan.

- Co? Ja? Czemu niby? - zaczął mówić niezmiernie szybko, a szatyn już wiedział, że Rosier coś odwalił.

Może to egoistyczne, ale miał nadzieję, że to coś na tyle absorbującego, że on sam zapomni o tym koszmarnym weekendzie.

- Dziwnie się uśmiechasz.

- Nie można się cieszyć?

- Można. Tylko zastanawia mnie, co cię tak cieszy. - Crouch wymusił, aby jego kąciki ust powędrowały lekko do góry.

- Twój widok. - blondyn puścił mu oczko.

Cholera, rzeczywiście albo coś z Rosierem się stało i ktoś mu wymienił system myślenia, albo z Bartym i jego wyobraźnią było aż tak źle.

W sensie Evan czasem z nim flirtował, owszem zdarzały się takie sytuację, ale wtedy zazwyczaj któryś z nich był pijany, a jeśli jakimś cudem nie, to robili to raczej w formie dogryzania albo żartu.

Ale teraz nie żartowali, ani nie byli narąbani. Chyba, że...

- Rosier, jesteś pijany?

- Nie. Skąd ten pomysł?

pędzlem i ołówkiem. WOLFSTAR & JEGULUS Where stories live. Discover now