25.

1.3K 42 23
                                    

5 miesięcy później
Luty

Moje życie od miesięcy leciało tak szybko, że nim się obejrzałam dziś siedziałam już w prywatnej przychodni czekając na jakieś wieści odnoście naszego nowego członka naszej rodzinki. Zerwaliśmy się ponad cztery godziny temu, gdy podczas naszego wieczorku gier Willie odeszły wody. Przyjechaliśmy tu na dwa samochody. Ja z Colinem przywieźliśmy szybko Willie, a Xavier i Nick ogarnęli Nate'a króremu sie lekko zemdlało. Nie spodziewał się, że ten dzień nadejdzie tak szybko.

- państwo z panią Willow Mitchell oraz z panem Nathanielem Holtem? - obudził mnie lekarz w białym fartuszku, podniosłam głowę z ramienia Colina i wyprostowałam się.

- tak - odpowiedział pewnie Colin.

- zapraszam mogą już państwo wejść - pokazał nam ręką na pokój - urodziwy chłopiec.

- po rodzicach - powiedziałam, a mężczyzna przyznał mi racje. Udaliśmy się do tego wskazanego pokoju. Chłopcy wpuścili mnie pierwszą i jak tylko weszłam zobaczyłam moją przyjaciółkę. Była szczęśliwa. Tego zawsze dla niej pragnęłam. Zawsze chciałam tylko by była szczęśliwa, bo o to chyba chodzi w przyjaźni prawda? O to, że chce się dla swojej przyjaciółki jak najlepiej.

- Poznajcie Ashera - powiedziała dziewczyna z uśmiechem na twarzy - Asher poznaj ciocie i wujków - spojrzała na twarz małego dzieciątka, które również patrzyło na nią z delikatnym uśmiechem. Pomyślałam sobie wtedy jakie to musi być cudowne uczucie, skoro wzbudza we mnie tyle emocji sam fakt, że moja przyjaciółka urodziła.

Od tamtego dnia nic już nie było takie samo. Nasz paczka oczywiście została bez zmian. Nadal często się spotykaliśmy, ale częściej to robiliśmy w mniejszych grupach. Ja dużo czasu spędzałam z Colinem, a nawet w grudniu zostałam zaproszona na wspólną wigilię. Było to dziwne uczucie siedzieć wśród tych ludzi. Już dawno nie obchodziliśmy takiej prawdziwej wigilii w naszym domu dlatego było mi bardzo miło, gdy siedziałam między nimi i nie byłam odtrącana. Wręcz przeciwnie czułam sie jak część ich, rodzice oraz dziadkowie Colina dużo mnie zagadywali przez co czułam się chciana w tym towarzystwie. Tak ciężko było mamo? Tak ciężko było tato?

Dziś odbywały się walentynki. Dotychczas nienawidziłam tego święta, ale jak tylko Colin o tym słyszał dostawał istnej furii, dlatego też zaczęłam chociażby udawać, że lubię to święto.

- cześć Myszko - przywitał mnie chłopak na szkolnym korytarzu. Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam go z bukietem różowych tulipanów. Uśmiechnęłam się i przyjęłam kwiaty.

- cześć, ale wiesz że nie musiałeś? - objęłam go ramionami wokół szyi, a ten swoje oplótł wokół mojej talii.

- mam nadzieję, że zgodnie z umową nie masz żadnych planów na popołudnie - zmienił temat, skubany. Odsunęłam się od niego i pokręciłam głową wpatrując się w bukiet. Jasnoróżowe tulipany. Moje ulubione. Wiedział o tym.
- to świetnie bo cię porywam po szkole - chwycił moją dłoń i pociągnął mnie w kierunku klas. Do teraz nie przywykłam do tych spojrzeń jakie rzucały nam wszystkie dziewczyny, ale i chłopcy też się znaleźli. Jakby to nie było to naprawdę musiało śmiesznie wyglądać skoro na zakończeniu roku złośliwie podłożyłam mu nogę, a po wakacjach wróciliśmy oboje w połowie września juz jako para.

- czy oni kiedyś przestaną się tak gapić - szepnęłam zirytowana do chłopaka na co ten parsknął pod nosem.

- raczej nie. Byliśmy najsławniejszą dwójką nienawidzących się nastolatków w szkole - parsknął, a ja również się zaśmiałam. Fakt. Byliśmy na dywaniku u dyrektora chyba częściej niż na lekcjach. Każde forum szkolne huczało za każdą naszą sprzeczką. Oboje w jakiś sposób byliśmy sławni w tej szkole, chociaż może wolałabym być rozpoznawalna chociażby jako kapitanka szkolnej drużyny siatkarskiej czy coś, ale na sławę nie można narzekać. Choć teraz gdy już wszyscy wiedzą, że ja i Nick, bo Xav już nie chodzi do tej szkoły, jesteśmy dziećmi tej sławnej aktorki, nie mamy łatwo. Mama nie tylko miała fanów, miała tez wielu krytyków o czym dowiadujemy się na bieżąco.

Gdybyś tylko wiedział | Know #1Where stories live. Discover now