6.

1.7K 64 18
                                    

Dziś miały odbyć się zawody, w których startujemy wraz z Oreo, na dole zastałam mamę na spokojnie pijącą kawę, co nie było w jej zwyczaju o tej godzinie. Było za późno, powinna być już w pracy.

- co ty tu robisz? - zapytałam dość niemiłym tonem, wymijając ją i podchodząc do lodówki.

- piję kawę - odpowiedziała jakby to było zupełnie normalne.

- o tej godzinie? W domu? - w końcu podniosła na mnie wzrok znad gazety.

- tak, masz dziś zawody. Wzięłam wolne - nigdy go nie brała, zawsze dojeżdżała na ostatnią chwilę.

- co? - sapnęłam odkładając butelkę mleka, jeśli któryś z chłopaków ją zobaczy...

- siemka, mama? - w kuchni jak na zawołanie stanął Xavier. Kurwa.

- no mama - powiedziała wracając wzrokiem do gazety i ignorując chłopaka, który wręcz pragnął wytłumaczenia.

- co tu robisz - zaraz za nim pojawił się Nicholas, który nie zamierzał owijać w bawełnę - ty nie w pracy?

- nie - odpowiedziała wymijająco. Nie wygadaj się, nie wygadaj się.

- a co to się stało? - kurwa no nie drąż.

- mam coś do załatwienia z Nellie.

Fuck.

- z Nellie? - oboje przenieśli na mnie wzrok, a ja tylko stałam tam z tą butelką mleka, którą zdążyłam znów chwycić i wpatrywałam się w nich z poważną miną.

- tak, zbieraj się Nellie, bo za chwilę musimy wyjeżdżać - powiedziała po czym zaczęła się zbierać, chwyciłam na szybko jabłko zapominając o mleku i wyszłam z kuchni. Nie chciałam zostać z nimi sama, a na to się zapowiadało.

Nellie
Jadę z mamą, widzimy się na miejscu.

Napisałam szybkiego sms do Willie, żeby nie przyjeżdżała po mnie, ale nawet nie wiem czy go odczytała. Wzięłam torbę i wyrzuciłam ją przez okno mojego pokoju na podjazd. Zeszłam na dół unikając pytających spojrzeń braci, które posyłali mi z kuchni i wyszłam na zewnątrz, gdzie czekała już na mnie mama.

- chciałaś mnie zabić tą torbą? - powiedziała bez emocji, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.

- nie było cię tu, gdy rzucałam. Patrzyłam - powiedziałam, chwyciłam torbę i wsiadłam do auta, co kobieta po chwili także uczyniła.

Droga minęła nam w ciszy, bo o czym mogłam rozmawiać z matką, która ani nie liczyła się z moim zdaniem, ani nie interesowała się moim życiem. Odezwała się dopiero, gdy byliśmy już na ostatniej prostej do stajni.

- jesteś pewna, że koniowi nic się nie stanie? - wolałabym jednak, gdyby dokończyła tą podróż w ciszy.

- biegam i ograniczyłam jedzenie, znów schudłam siedem kilo w miesiąc, chyba jest okej - nie byłam dumna z tego, bo siedem kilo w miesiąc w moim przypadku nie było dobrym pomysłem. Przy zdrowym trybie życia w ogóle nie było to możliwe, ale gdy tylko odstawiło się prawie całkowicie jedzenie i trochę się pobiegało, to wszystko stawało się możliwe.

- to dobrze.

Byłam akurat w trakcie rozgrzewki, gdy na trybunach zasiadła mama, siedziała na swoim stałym miejscu, ludzie się na nią oglądali, bo w końcu nie zawsze na zawodach konnych spotykało się gwiazdę Hollywood.

- już jestem - obok mnie niespodziewanie pojawiła się Willie, która odkąd dowiedziała się o tym wszystkim była moją "prawą ręką". Stawała zawsze z boku i była zawsze. Miała maści przeciwbólowe dla konia, wodę i wszystko co tylko byłoby mi potrzebne. Była moim wsparciem. Dziś jednak była jakaś rozkojarzona.

Gdybyś tylko wiedział | Know #1Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang