12.

1.4K 63 13
                                    

Po rozmowie z ojcem dość długo nie mogłam dojść do siebie. On naprawdę mi groził i nie wiedziałam co mogłabym o tym myśleć, gdy dojechaliśmy na parking przed prywatną klinikom, wyrzuciłam tą sprawę z głowy tymczasowo. Będę się martwić za dwa tygodnie jak będą wracać.

- mówiłam ze nic mi nie jest - powiedziałam dalej kuśtykając po tym jak lekarka stwierdziła lekkie stłuczenie. Byłam szczęśliwa, ze obyło się bez gipsu, którego bym chyba nie przeżyła.

Ostatecznie chłopacy wysadzili mnie pod domem, bo musieli coś jeszcze załatwić. Po upewnieniu się, że napewno dostanę się sama do domu i dam sobie w nim radę odjechali z podjazdu, a ja ustanowiłam sobie za cel porozmawianie z Colinem jak wrócą. O ile nie zasnę bo było już dość późno, a mnie totalnie wymęczył dzisiejszy dzień.

- Dixie, już jestem! - krzyknęłam na cały dom, będąc w szoku, że psa jeszcze przy mnie nie ma. Rozejrzałam się po kuchni i jadalni, następnie kierując się do salonu rozejrzałam się jeszcze po korytarzu, gdy dotarłam do salonu zamarłam w miejscu. Na jednym z foteli spokojnie siedział sobie mój ojciec. Miał rozłożoną gazetę i kawę na stoliku - eee - chciałam coś powiedzieć, ale gula w gardle mi na to nie pozwalała.

- o już jesteś - powiedział zwracając na mnie uwagę, kulturalnie i przerażająco wolno złożył gazetę na cztery i położył obok kubka z kawą. Jego twarz z ostrymi kośćmi policzkowymi pokrywał kilku dniowy zarost. Jego zielone oczy wpatrywały się we mnie w taki sposób, że po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz - siadaj - wskazał dłonią na kanapę obok siebie i założył ręce na piersi czekając aż usiądę tam gdzie nakazał, co po chwili namysłu uczyniłam. Nie chciałabym go zdenerwować - jak dobrze wiesz ten wypadek nie powinien mieć miejsca. Prawda?

- prawda - spuściłam głowę patrząc na ręce, którymi się bawiłam. Nawet nie mrugnęłam okiem gdy rozwaliłam sobie skórkę.

- patrz na mnie jak do ciebie mówię - powiedział stanowczo, a ja od razu wykonałam jego rozkaz - ja i matka ciężko harujemy byś ty smarkaczu mogła sobie pobrykać na ulicy, a ty w kilka dni rozwalasz auto? - jego głos brzmiał prawie że jak krzyk, który przebijał moje bębenki. 

- to było głupie przepraszam - przyznałam chcąc opuścić wzrok, ale to by go jeszcze bardziej rozwścieczyło. Nic nie przerażało mnie bardziej niż fakt, że jestem z nim sam na sam. Nie ma żadnego z braci, który w razie czego dokonałby interwencji. On byłby mnie zdolny teraz zabić. W końcu od dawien dawna byliśmy na polu bitwy sami. Rozwścieczony on i przerażona ja.

- pomijając już ten fakt, jak mogłaś w ogóle pomyśleć by w taki sposób się do mnie odezwać? - powiedział nadwyraz spokojnie, podnosząc się z fotela, a ja zadrżałam teraz już spuszczając wzrok.

- przepraszam, na prawdę, to było głupie  - powiedziałam cicho.

- bardzo głupie. Wykazałaś się niesamowitą głupotą, a jak w tym domu płacimy za głupotę? - podniosłam gwałtownie głowę do góry i patrząc na niego z przerażeniem jakiego jeszcze nigdy nie doznałam.

- nie, proszę - załkałam, ale było już za późno bo mężczyzna zamachnął się i z całej siły mnie spoliczkował. Przyłożyłam dłoń do rwącego policzka zastanawiając sie jak wielki będzie siniak, gdy spojrzałam w jego oczy zobaczyłam czystą nienawiść. Uderzył jeszcze raz trochę słabiej w drugi policzek, łzy które po nich spływały piekły mnie jak nie wiem co. Odwrócił sie do kominka i zaczął coś robić odwrócony, zerwałam się z kanapy chcąc uciec od niego, ale chwycił mnie za nadgarstek tak boleśnie, że nogi się pode mną ugięły i już sekundę później siedziałam na podłodze.

- było warto? - zaśmiał sie szyderczo, zamachnął się, a w całym pomieszczeniu słychać było plask skóry uderzającej o skórę. Wygięłam sie z bólu i krzyknęłam, bo po raz pierwszy siegnął po taką metodę.

Gdybyś tylko wiedział | Know #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz