8 - message.

Mulai dari awal
                                    

- Cieszę się, że Ci się podoba.

- Bardzo. - potwierdził Regulus. - Ale... pierniczki, Potter? W Halloween?

- Aha. Dają mi taki vibe jesieni.

- A nie świąt?

- Nie. - James pokręcił głową, przez co jego grzywka zafalowała w powietrzu. - Kiedyś moja babcia zawsze je piekła jesienią i teraz mi o niej przypominają.

Reg pokiwał wolno głową, nic nie odpowiadając. Zawsze się peszył, kiedy ludzie zaczynali mówić o swoich zmarłych członkach rodziny. Albo w ogóle o rodzinie.

- Dobra, Reggie. - powiedział okularnik klaszcząc w dłonie. - Możemy obejrzeć Coco albo Coraline. Chyba, że wolisz coś, co nie jest bajką.

Regulus usłyszał tylko pierwsze dwa słowa. Reggie. Tylko jego brat tak do niego mówił i nie przepadał za tym przezwiskiem, ale wypowiedziane przez Pottera... chyba jednak je polubi.

- Halo? - James machnął mu ręką przed nosem. - Jesteś tu, Reggie?

- Tak, tak. Jestem. - odpowiedział. - O co pytałeś?

- O to co chcesz obejrzeć. Coco, Coraline, czy coś innego?

- Coco. - powiedział zdecydowanie, gdyż była to jedna z jego ulubionych bajek.

James usiadł na łóżku i poklepał miejsce obok siebie.

- Wskakuj.

Regulus niepewnie wgramolił się na miejsce obok Pottera, który zaczął szukać filmu. Black jednak myślał jedynie o tym, jak niewielka odległość ich dzieli. Ich ciała niemal się stykały. Jego serce prawie wystrzeliło, kiedy Potter podał mu kubek z herbatą, dotykając przypadkiem jego dłoni swoimi.

- Proszę. - powiedział i zabrał ręce.

Włączył film, a Reg starał się na tym skupić. A to, że zamiast na filmie skupiał się raczej na Potterze, na jego roztrzepanych włosach, czekoladowych oczach, okularach i smukłych dłoniach, to już inna sprawa.

***

Remus Lupin czytał Portret Doriana Graya. Po prostu ironia losu, gdyż prawie skończony portret Syriusza Blacka patrzył na niego ze sztalugi. Miał tylko nadzieję, że Blackowi nie odwali tak samo jak Dorianowi, gdy go dostanie.

Spędzanie Hallowen czytając książkę, to całkiem dobrze spędzony dzień. Nie mógłby mieć żadnych innych planów, więc to naprawdę dobrze spędzony czas.

Kogo chciał okłamać? Oczywiście, że chciałby mieć plany. Nawet chciał poprosić Regulusa aby gdzieś razem wyszli, ale ten miał plany z Potterem, a nie zamierzał im przeszkadzać w randce-nie-randce. Przez myśl nawet mu przeszło, że może powinien napisać do Petera Pettigrew. To jedyna osoba, która po coming oucie Remusa w poprzedniej szkole starała się go wspierać. Peter jest osobą niebinarną i używa zaimków on/jego oraz ono/jeno, więc rozumiał problemy związane z wyoutowaniem, dysforią płciową i niepoprawnym użyciem zaimków tyle, że Remus wtedy był zbyt głupi, wkurzony, aby docenić chęć pomocy.
Nie, napisanie do Petera to jednak zły pomysł, tym bardziej, że nie rozmawiali na żywo od ponad roku, a ich ostatnie wiadomości - które też były dawno - ograniczały się do spytania: Jak się czujesz?

Przewrócił stronę w książce i zorientował się, że wcześniej tylko patrzył się tępo w litery, a w ogóle nie załapał sensu tekstu.

Już przekręcał strony, aby powrócić do ostatniego zrozumianego fragmentu, gdy usłyszał dźwięk, sugerujący iż przyszła nowa wiadomość. Włożył na szybko zakładkę i zerknął w telefon. Zamarł.

Nieznany:
Możemy się spotkać?

Nieznany, ale Remus znał ten numer. Znał go bardzo dobrze, za dobrze.

To numer jego ojca.

Nagle poczuł, że musi natychmiast opuścić dom. Nieważne, że był ubrany w krótkie spodenki i stary, wyciągnięty sweter. Nieważne, że na dworze było chłodno albo, że mama pytała się co się stało.

Nałożył prędko buty i już miał trzasnąć drzwiami, kiedy Hope, jego mama, go zatrzymała.

- Remus! - zawołała. - Powiesz chociaż, gdzie idziesz, skoro nie zamierzasz powiedzieć, co się stało?

- Idę się przejść.

- W tym stroju?

- Tak.

Hope westchnęła, a on opuścił mieszkanie. Zbiegł po klatce schodowej i wyszedł z bloku. Wziął głęboki oddech i zaczął iść przed siebie.

Szedł i nie wiedział, gdzie idzie. Nie interesowało go to. Minął kilka domów, kilkanaście, a może kilkadziesiąt. Nie zamierzał się zatrzymywać, ale coś przykuło jego uwagę.

Te włosy. Ta sylwetka.

Nie mógł jej z niczym pomylić, tyle razy patrzył się na jego zdjęcie i tak skrupulatnie malował jego portret.

Syriusz Black stał pod ścianą jednego z bloków, a w ręku miał papierosa.

Remus chciał jak najszybciej odejść niezauważony, ale niestety - albo stety - nie wyszło.

- Remus?! - krzyknął Syriusz.

Lupim nie ruszył się z miejsca; był zbyt oszołomiony, aby to zrobić. Wyglądał okropnie, czuł się okropnie - to naprawdę złe miejsce i czas na spotkanie z bratem Regulusa.

Syriusz natomiast nie odpuścił i podbiegł do niego.

- Remus! Co ty tutaj robisz?

- Daj papierosa. - wydusił z siebie zamiast odpowiedzi.

Nie chciał się mu zwierzać. Tym bardziej, że tak naprawdę nic złego się nie stało. Po prostu tata - z którym nie miał kontaktu, bo nie uznawał tego, że ma syna, a nie córkę - napisał, czy mogą się spotkać.

Jest całkowicie okej.

Syriusz podał mu paczkę czerwonych Malboro, nie pytając o nic więcej, a Remus wziął papierosa do ust. Brunet wyjął zapalniczkę z kieszeni i przyłożywszy ją do jego papierosa, zapalił.

Stali chwilę w ciszy, zaciągając się dymem.

Remus chyba właśnie takiej ciszy potrzebował - z drugą osobą.

- Nie zimno ci? - zapytał Syriusz, kiedy już wypalił swojego papierosa.

- Trochę.

- Choć. - wskazał na blok i chwycił jego dłoń, ciągnąc go w stronę klatki schodowej.

Normalnie ten gest speszył by Remusa i wprawił w kompletną bi panikę, ale teraz nie zwrócił na to uwagi. Po prostu posłusznie poszedł za Syriuszem.



pędzlem i ołówkiem. WOLFSTAR & JEGULUS Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang