17. 20 godzin lotu

384 18 3
                                    

Następne dni, czyli środa, czwartek i piątek były... miłe. Opowiedziałam moim przyjaciółom, że przez następy miesiąc niebędzie mnie w szkole. Tak, trasa będzie trwała coś koło miesiąca. Wracając, przez całe trzy dni nieustępowali mnie na krok. Mówili, "chcemy się tobą nacieszyć, póki jesteś jeszcze w Australii". Słodkie. A, i tamta baba przez którą policja do nas przyjechała, już sie do mnie nie odezwała. Jedynie posyłała mi nienawistne spojrzenia gdy mnie widziła. Grace i Marie nie były w szkole. Z tego co słyszałam zostały zawieszone. Na miesiąc.

Aktualnie jest sobota, godzina trzecia trzydzieści rano. Czemu tak wcześnie? Bo samolot mamy na godzinę szóstą. Ash mnie obudził, mówiąc żebym zeszła za chwilę na dół. Gdy wyszedł z mojego pokoju niechętnie wstałam z łóżka i podeszłam do fotela, na którym zostawiłam ubrania na dziś, czyli luźne czarne cargo, białą koszulkę i czarną rozpinaną bluzę z kapturem. Pod włosami przewiązałam czarną bandanę, żeby mi włosy nie wchodziły w oczy, a zanim zeszłam na dół poszłam do łazienki trochę się ogarnąć. Umyłam zęby, rozczesałam włosy, i takie tam.

Gdy skończyłam wyszłam z łazienki kierując się do swojego pokoju, żeby dopakować resztę rzeczy. Do bagażu podręcznego (czyli do plecaka) dopakowałam telefon, szkicownik i... pluszaka pandę. Dobra, spoko, mogłam to włożyć do walizki, ale sama nie wiem czemu włożyłam to do plecaka. Potem zarzuciłam sobie plecak na jedno i ramię i złapałam za rączkę walizki, żeby wyjść z pokoju. Znieść walizkę pomógł mi Micheal, którego spotkałam w korytarzu. Położył ją koło ich walizek w przed pokoju, a ja obok ułożyłam swój plecak. Następnie ruszyłam do kuchni gdzie była reszta. Zobaczyłam Ash'a który kładł jakieś kanapki na stół i resztę, która siedziała już przy stole.

- Hej - mruknęłam, a następnie usiadłam na tym samym miejscu co zawsze.

- Hej. Jak się czujesz? - spytał Ashton.

- Spoko - odpowidziałam równie cicho co wcześniej i oparłam głowę na swojej dłoni.

- Wierzę - zaśmiał się. - Dobra, zjedz coś, bo musimy za chwilę jechać na lotnisko.

- Muszę? - spojrzałam na niego błagalnie.

- Tak, przecież cały dzień spędzimy w powietrzu - odpowiedział za Irwina Calum.

- Właśnie, więc nie marudź i jedz - dodał Luke.

Niechętnie złapałam za jedną z kanapek. Ostatecznie zjadłam pięć, trzy z własnej woli, dwie za namowami chłopaków. Potem szybko chłopacy włożyli nasze walizki do samochodu.

- Ivy napewno wszystko masz? - spytał poraz któryś z kolei Ashton.

- Tak na sto procent wszytko spakowałam. Nie martw się - odpowidizałam.

- Chciałbym wierzyć - mruknął.

- Ash, nie martw się - powiedział Michael - Ivy na pewno wszystko ma. Co nie, młoda? - uśmiechnął się w moją stronę.

- Dobra, powiedzmy że uwierzę. Wsiadajcie do auta, ja zamknę dom i za chwilę przyjdę - powiedział I ruszył w stronę drzwi.

Przez chwilę zastanowiłam się czy na sto jeden procent wszystko mam. Ubrania, książki do szkoły, kosmetyki... Tak wszystko spakowałam.

- Ivy, choć - usłyszałam głos Mike, wtedy się ocknełam i ruszyłam za nim do pojazdu. - Nadczym tak myślałaś? - spytał.

- Zastanawiałam się, czy na pewno wszystko mam - odpowiedziałam i szybko wskoczyłam na środkowe miejsce w samochodzie.

- I co? Na pewno wszystko masz? - zapytał siadając obok mnie.

- Tak - mruknęłam i oparłam głowę o jego ramię.

Adopted by 5sos ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz