ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

568 72 48
                                    

xxiv

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

xxiv.❝Kocham cię, Adelaide❝

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

NA WIDOK MOJEGO DOMU RODZINNEGO ROZLEWA SIĘ PO MOJEJ KLATCE PIERSIOWEJ CIEPŁO, którego nie było dane mi czuć przez ostatnie kilka miesięcy. Stęskniona pozwalałam sobie powolnie cieszyć się tą chwilą, nie zważając na odmarzający nos, czy palce u stóp. Stałam po prostu nieopodal drzwi wejściowych, spoglądając na prószący z nieba śnieg i liczne magiczne ozdoby, którymi mama przyozdobiła w tym roku nasze podwórze.

Jest w tym coś uwalniającego. Jakbym chociaż przez chwilę mogła nie myśleć o tym wszystkim, co dzieje się poza tym krótkim momentem wytchnienia.

— Wszystko w porządku, szkrabie?

Spoglądam się za siebie, widząc mojego tatę, który jako jedyny pozostał na zewnątrz, zapewne na mnie czekając. Zmartwienie błyszczy mu w oczach, a ja uśmiecham się delikatnie aby temu zaradzić.

— Tak, tato. Dawno nie widziałam naszego domu, stęskniłam się.

Kącik ust Alfreda drga do góry, a ja uśmiecham się szerzej. Ojciec szczypie mnie w nos swoimi dwoma, okrytymi rękawiczką palcami i śmieje się w głos.

Ja tylko się marszczę. I kwaszę. I stękam.

Boli.

— A my stęskniliśmy się za tobą, Adelaide. Także z łaski swojej mogłabyś wejść do domu i uściskać matkę i dziadków, bo zaraz mogą pomyśleć, że wróciłaś na święta na Hogwartu.

Prycham pod nosem, ruszając w stronę drzwi ramię w ramię z tatą. Wyglądał nieco starzej, niż gdy widziałam go ostatnio.

Przybyło mu parę siwych włosów na brodzie i zmarszczek na czole. Ale uśmiech ma ten sam.

Uśmiech, który widzę na codzień w lustrze. Jestem naprawdę do niego podobna.

Zdejmuję okrycia wierzchnie i buty, a w tym czasie do moich nozdrzy dociera zapach pieczeni z kuchni. Dorothy zabrała się już pewnie za pieczenie, mimo ze do świąt zostały jeszcze trzy dni.

To miał być taki prezent od Dumbledore'a – zwolnienie nas do domu dzień wcześniej, jako najstarszy rocznik, który potrzebuje dłuższej chwili wypoczynku. To całkiem miłe, nie narzekam.

— Delciu, mój promyczku!

Nie zauważam nawet kiedy Dorothy bierze mnie w ramiona, mając na sobie jeszcze kuchenny fartuch i sos pieczeniowy na policzku. Całuje mnie w oba policzki, spoglądając na mnie dumnie.

   NA ZAWSZE WDZIĘCZNY ⸺   r. blackWhere stories live. Discover now