Epilog

40 4 1
                                    

  W tle leciały najnowsze wiadomości, a na głośniku brzmiał Tame Impala. Mieszałam właśnie ciasto na naleśniki, bujając się w rytm muzyki. Z sypialni wyszedł zaspany Kurt i podszedł, obejmując mnie od tyłu.

W San Francisco byliśmy już od trzech dni i powoli przyzwyczajałam się do nowego miejsca. Mieszkałam na dzielnicy Sunset District, z bardzo przyjaznym sąsiedztwem. Wszyscy byli dla siebie życzliwi, ale największym plusem była lokalizacja, ponieważ od uniwersytetu dzieliło mnie tylko kilka minut spacerkiem. Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że jest to malutki domek, a nie mieszkanie. Wiedziałam, że środek dekorowała mama, ponieważ miałyśmy podobny gust, a po przeprowadzce nie musiałam zmieniać niczego.

– Co tam u pani domu? – zapytał i odsunął się, by nalać sobie soku. Cieszyłam się, że w tych pierwszych dniach Kurt jest ze mną, ponieważ sama nie wiem, jakbym sobie poradziła z bagażami i kartonami. Pewnie prosiłabym Kiarę i Kaydena.

– Wyspana, a Ty? – zapytałam, rozlewając ciasto na patelni.

– Również. Masz tak wygodne łóżko, że chyba się tu przeprowadzę. – zaśmiał się i pocałował czubek mojej głowy. 

– Tylko dla łóżka? – zapytałam, udając obrażoną i posmarowałam czubek nosa chłopaka surową masą. Kurt uśmiechnął się i również upaćkał moją twarz płynną masą.

– Łapiesz mnie za słowa. – zaczął mnie łaskotać, uniemożliwiając dalsze gotowanie.

– Czekaj chwilę, dokończę śniadanie. – próbowałam wydostać się z objęć chłopaka.

   W tym samym momencie do Kurta zadzwonił Kayden i zaproponował spotkanie. Oczywiście się zgodziliśmy, a tuż po zakończeniu rozmowy zasiedliśmy do stołu, który stał pod oknem. Miałam z niego piękny widok na okolicę i chętnie tam zasiadałam, by obserwować życie San Francisco.

  Zastanawiałam się również nad zakupem auta, choć wolałam jak na razie opierać się na dobrej komunikacji miejskiej. San Francisco nie było tak duże jak LA, więc naturalnie nie odczuwałam takiej potrzeby. Wiedziałam jednak, że potrzebuję pracy, a szukałam jej od samego początku. Chciałam czegoś dorywczego, bez ogromnego tłumu ludzi, więc gdy tylko zobaczyłam ogłoszenie dotyczące pracy w małej księgarni, złożyłam tam CV. Teraz pozostało tylko czekanie na telefon. Zaaklimatyzowanie się w SF nie szło mi tak źle, jak sądziłam. Mogłabym tak nawet żyć. W małym domku, tylko ja i Kurt, może jakiś psiak. Sama się sobie dziwiłam, ponieważ nigdy nie wybiegałam daleko w przyszłość, szczególnie jeśli chodziło o relacje. Zarzekałam się, że moja przyjaźń z Beth jest wieczna, a okazało się, że wieczność czekała na mnie po drugiej stronie kontynentu.

  Po zjedzonym śniadaniu ubraliśmy się i wyszliśmy na spacer. Naszym dzisiejszym celem było dotarcie do centrum, więc wsiedliśmy w tramwaj, by po kilkunastu minutach pojawić się w głównej części San Francisco. W małej, kameralnej kawiarni czekała już na nas Kiara, która gdy tylko nas zobaczyła, wstała i zaczęła machać.

- Cześć kochani! - przytuliła nas na powitanie i usiadła na swoim miejscu. Poprawiła sportową torbę i upiła łyk lemoniady o smaku marakui. - Powiem wam szczerze, że te zajęcia z jogi bardzo mnie wyciszają. - uśmiechnęła się i spojrzała na mnie rozmarzonym wzrokiem. - Powinnaś pójść ze mną.

- Ja? Nie widzę siebie w jodze. - uśmiechnęłam się niepewnie i ściągnęłam sweter, po czym założyłam go na oparcie krzesła. Kurt w tym samym czasie zamówił nam po mrożonej herbacie.

- Kayden też tak gadał, a teraz jest jogowym świrem. - rzekła pewnie. Od kiedy się poznałyśmy, utrzymywałyśmy kontakt praktycznie codziennie i zawsze byłam zadziwiona tym ile w niej pozytywnej energii. Mogłabym przysiąc, że dziewczyna nigdy nie się nie martwiła, a nawet największą porażkę przyjmowała z uśmiechem na ustach.

- Jakim świrem? - zapytał rozbawiony Kurt. Podczas rozmów, Kiara zawsze go bawiła.

- No wiesz... - machnęła ręką. - takim od jogi. Praktykuje ją nawet w domu. A teraz jest seria jogi z pieskami. - westchnęła i wyciągnęła telefon. - dzisiaj miałam jogę z dalmatyńczykami, rozumiecie? - zaczęła pokazywać zdjęcia. - mnóstwo małych krówek biegało między nami. Coś niesamowitego.
Rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz, który pokazywał obcy numer. W obawie o telefon z księgarni, przeprosiłam dwójkę i odeszłam na bok. Wcale się nie myliłam. Po drugiej stronie była bardzo uprzejma kobieta, która po przeprowadziła ze mną krótki wywiad. Po zakończeniu rozmowy, wróciłam do stolika.

- Dostałam pracę. Zaczynam za dwa dni. - ogłosiłam z ogromnym uśmiechem na twarzy.

– To świetnie! – powiedzieli jednocześnie i mocno mnie uścisneli. Kiara często robiła coś synchronicznie ze mną lub Kurtem.

– Ja też muszę wam coś powiedzieć. Przed chwilą się dowiedziałem. – odparł chłopak i mocno ścisnął moją dłoń. – Za dwa miesiące ruszamy w trasę koncertową po USA. – odpowiedział, pełen dumy.






KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Wszystkie nasze wspomnieniaWhere stories live. Discover now