Rozdział 15

44 8 0
                                    

Podejście Bonnie było z jednej strony rozsądne, a z drugiej irracjonalne. W końcu jak można wybrać kogoś, nie wiedząc nawet czy coś się do tej osoby czuje i czy chce się czegokolwiek więcej niż zwykłej przyjaźni. No ale jak już powiedziała "Los zadecydował sam" czy jakoś tak.
Siedziałam przy stole, tuż obok Elizabeth i z mordem w oczach przyglądałam się temu, jak rozmawia z Peterem. Z jednej strony, było mi jej szkoda... Nie planowała tego, ale z drugiej... wychodziłam z siebie.

- Planujecie powrót kapeli? - Zapytała rozmarzona.

Jak można w ogóle pytać o takie rzeczy.
"Planujecie powrót kapeli?" Powtórzyłam w głowie wkurzającym głosikiem.

- Chyba tak. - blondyn wzruszył ramionami. - Ale to tylko plany.

No tak, tylko plany.

- W porządku, trzymam za was kciuki. - uśmiechnęła się głupawo i nalała wody z dzbanka.

Niedługo potem zebraliśmy się do aut i pojechaliśmy na Venice Beach. Łatwo można się domyślić, że nie rozmawiałyśmy prawie całą drogę, a była dosyć długa. Prawie, bo dziewczyna w końcu się do mnie odezwała.

- Ara.. - ujęła moją dłoń, którą pośpiesznie wyrwałam i położyłam na kierownicę. - Wybacz mi. Nie chciałam tego.

- Elizabeth, po prostu się przymknij. Ostatni tydzień spędziłam w płaczu, bo Peter się do mnie nie odzywał. Ale nic dziwnego, skoro pisał z Tobą. - parsknęłam ironicznym śmiechem i skupiłam na jeździe.

- Ty nie jesteś zła o to, że mi się podoba. - zmrużyła oczy i bardziej mi się przyjrzała. - Tobie to zwisa.

- Co Ty pleciesz za bzdury, dziewczyno.

- Ty jesteś zła o to, że w ogóle miałam z nim kontakt. To powiem Ci, dla Twojej wiadomości, on pierwszy do mnie napisał. - wycedziła przez zęby i usiadłszy prosto, skrzyżowała ręce.

- Ale Ty musiałaś odezwać się do niego pierwsza.

- No i co! To było sprzed paru miesięcy! - wyrzuciła ręce do góry, a ja gwałtownie zahamowałam.

- Jeszcze raz, będziesz mi tutaj tak wymachiwać, to wysiądziesz! - wrzasnąłam gestykulując. - Wiesz do jakiego niebezpieczeństwa mogłaś doprowadzić? Całe szczęście, że nic za nami nie jedzie. - spojrzawszy w lusterko wsteczne, ruszyłam z miejsca, ponieważ zbliżało się auto.

Gdy dojechałyśmy, na parkingu czekała na nas już paczka znajomych. Zaparkowałam i wysiadłam z auta, trzaskając drzwiami. To samo zrobiła Beth. W milczeniu podeszłyśmy do przyjaciół. W głowie ciągle powtarzałam sobie słowa Kurta, z ostatniej imprezy na plaży "graj", więc tak też zrobiłam. Z uśmiechem przyglądałam się reszcie, jednak Bonnie ciągle podejrzliwie mnie obserwowała. Bardzo chciałam skończyć tą całą szopkę. Strasznie frustrowała mnie napięta atmosfera między mną a Elizabeth, przy moich znajomych. Nie są głupi, a spięcie było wyczuwalne.
Ruszyliśmy na plażę, a gdy zbliżyliśmy się do wody, Oliver rozłożył dwa koce na których mogliśmy usiąść.

- Okej, przepraszam. - siedziałam z Beth na brzegu, toteż reszta nie słyszała nas zbyt dobrze. - przesadziłam z tym w aucie.

- No i to grubo przesadziłaś. - rzuciłam z irocznym śmiechem.

- Nie będę już się mieszać między Ciebie i Petera. - kontynuowała. - Ale byłaś zazdrosna, że pisał ze mną.

- A Tobie to jakąś satysfakcję sprawia? Jesteś bardzo łaskawa. - obserwowałam jak w oddali do wody zbliżał się Kurt i Oliver. Bonnie oraz Peter przysunęli się bliżej nas.

- O czym plotkujecie? - zagaił blondyn. Cisnęło mi się na język, że kłócimy się o niego, ale nie byłabym tak głupia, żeby to powiedzieć.

- Tak o gadamy. - Elizabeth wyręczyła mnie.

Wszystkie nasze wspomnieniaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon