Rozdział 32

28 4 0
                                    

Weekend po imprezie upłynął pod znakiem odpoczynku. Całe szczęście, ponieważ do domu wróciłam dopiero około dziewiątej. Po McDonaldzie postanowiliśmy pojechać na plażę, by obejrzeć wschód słońca. Byłam wdzięczna, że już wcześniej zaczęłam pakowanie, ponieważ dziś, w dniu wyjazdu, pozostało mi się tylko przyszykować i schować rzeczy, których używam w pierwszej kolejności. Ciężko było uwierzyć mi, że wakacje minęły tak po prostu i, że nie wracam do Nowego Jorku. Skończyła się dla mnie pewna era, jednak byłam zdeterminowana by iść dalej. Z dziewczyny, która nie wiedziała co chce dalej robić, stałam się kobietą, która postawiła sobie cele. A wystarczyło tylko wylecieć do Los Angeles.

– Wstawaj kochana, zrobiłam Ci śniadanie. – ze snu wybudziła mnie babcia. Natychmiast przetarłam twarz i rozejrzałam się dookoła. Z dołu dochodził do mnie zapach naleśników i gorącej czekolady. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał prawie dziewiątą. Właściwą godzina, jeśli przede mną przeniesienie rzeczy do ciężarówki, dopakowanie się i jazda na lotnisko.

Babcia wyszła z pokoju, więc miałam chwilę na to by się przebrać i już na dole skorzystać z toalety. Spakowałam ostatnie kosmetyki i w wielkiej torbie zaniosłam do walizki.

— Dzień dobry, babciu. – mocno uścisnęłam kobietę i usiadłam przed talerzem. Dziś nie witała mnie kawa, więc liczyłam na to, że wypiję ją później. Upiłam łyk czekolady i zabrałam się do jedzenia truskawek i kiwi, które widniały na samej górze śniadania.

– Jak się czuje moja wnusia tuż przed wyjazdem? – usiadła obok mnie i pogładziła po głowie. Czułam się jak małe dziecko.

– Jeszcze nie ogarniam co się dzieje, ale stresuję się. W każdym razie na plus jest to, że będziemy bliżej. Musimy też pojechać dzisiaj na cmentarz, do taty. – odparłam pewnie i włożyłam do ust widelec pełen pancakesów.  Babcią przyznała mi rację i zaczęła jeść swoją porcję.

Zaraz po posiłku wsiadłyśmy w auto i skierowałyśmy się w stronę cmentarza. Droga zajęła nam około godziny przez korek, spowodowany wypadkiem. Po przekroczeniu bram cmentarza poczułam się dziwnie. Nigdy nie lubiłam przychodzić w takie miejsca, czułam się wyobcowana. Jakby tysiące oczu patrzyło na Ciebie. Kiedy musiałam odwiedzać cmentarz, wchodziłam, robiłam co musiałam i uciekałam gdzie pieprz rośnie. Czyli poza bramę. Dzisiaj było nieco inaczej. Wiedziałam, że znowu nie będzie mnie tu przez długi okres czasu, więc starałam się pokonać swój dziwny lęk i dumnie wyprostowana kroczyłam do nagrobku taty. Gdy doszłyśmy na miejsce i przeczytałam "Darius Moore", najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się przykro. Postawiłam znicz, zapaliłam go i stanęłam obok babci.

– Powinnam coś powiedzieć? – zapytałam szeptem, nie odrywając wzroku od imienia i nazwiska taty.

– Jeśli chcesz. Ja przychodzę tu bardzo często i opowiadam o wszystkim co się dzieje. Szczególnie o Tobie. – zmrużyłam oczy gdy zauważyłam małe zdjęcie oprawione w ramkę, tuż przy nagrobku. Podczas gdy babcia mówiła, nachyliłam się i wzięłam je do ręki. – Twoja mama ostatnio je postawiła. – uśmiechnęła się i objęła mnie ramieniem.

Zdjęcie przedstawiało o wiele młodszą mamę oraz tatę, którzy trzymali w dłoniach mnie w okresie niemowlęcym. Byli szeroko uśmiechnięci, nie wiedzieli co czeka ich za czternaście lat. Z ciężkim bólem serca odłożyłam je na miejsce i przetarłam łzy, które mimo woli spłynęły.

– Dziękuję za wszystko tato, bardzo za Tobą tęsknię. – powiedziałam i obróciłam się w stronę babci. – możemy już iść?

– Jeśli tylko chcesz. – kobieta zaczęła prowadzić mnie do głównej alei. Raz jeszcze spojrzałam na nagrobek i poszłam przed siebie. 

Wszystkie nasze wspomnieniaWhere stories live. Discover now