Rozdział 14

62 7 2
                                    

Cóż, nigdy nie wierzyłam w to, że nic nie dzieje się bez przypadku, ale w tym momencie, ta myśl przeszła mi przez głowę. Jak bardzo prawdopodobne było to, że spotkam Petera na plaży, w czasie imprezy Dantego? Myślę, że w ogóle.

— Co tu robisz? — odsunęłam się delikatnie i spojrzałam na blondyna. — Tak bardzo tęskniłam… — Szepnęłam i obserwowałam jego reakcję. Błądził chwilę wzrokiem, jakby nie wiedział co powiedzieć. Zmarszczyłam brwi.

— Ja też. — odparł krótko, a nasz wzrok ponownie się spotkał. — To wszystko sprawka Betty i w sumie cieszę się, że tutaj przyszedłem.

— Betty? Kim jest Betty? — zmrużyłam oczy. Nie znam żadnej Betty, więc nie rozumiem jak mogłaby ona pomóc w tej sytuacji.

— Elizabeth. Twoja przyjaciółka. — westchnął.

— Ah, Beth! Czemu mówisz na nią Betty? Jesteś chyba pierwszą osobą.

— Pozwoliła mi. A poza tym, wygląda na Betty. — wzruszył ramionami. — No ale nie o niej mowa, no nie? — dotknął kciukiem mojego policzka.
Odsunęłam myśl o Elizabeth, i dotknęłam jego dłoni, która spoczywała na mojej twarzy. Przymknęłam lekko oczy. Uwielbiałam to.

— Naprawdę przepraszam, Bella. — zabrał dłoń i objął mnie. Siedzieliśmy chwilę w zręcznej ciszy i słuchaliśmy swoich oddechów. — Słuchajmy się następnym razem, okej?

Nie odpowiedziałam, tylko twierdząco pokiwałam głową. Z racji, że opierałam się o klatkę piersiową chłopaka, mogłam poczuć jego perfumy. Co najlepsze, przez te wszystkie lata nie zmienił ich, więc spoglądanie w gwiazdy i zapach jego perfum pozwolił mi przenieść się na chwilę w młodzieńcze lata.

— Idziemy do reszty? — szepnął i pogładził moje włosy.

— Jasne. — uśmiechnęłam się i ruszyliśmy w stronę świateł.

Starałam się wspierać chłopaka, jednak ciężko było dotrzeć do miejsca przez piasek który utrudniał nam chód. W szczególności Peterowi, który nadal wspierał się o kuli.
Nadeszła w końcu chwila, kiedy stanął na drewnianych deskach i bez problemu mógł sam się poruszać. Spojrzałam na wszystkich i ogromnie cieszyłam się, że mogę ich mieć w tej chwili. Bonnie, Oliver, Kurt, Dante… ale chwila, gdzie Elizabeth?
Rozejrzałam się dookoła, jednak nigdzie jej nie dostrzegłam. Zmartwiłam się i zaczęłam zastanawiać "Co jeśli coś jej się stało?".

— Gdzie Elizabeth? — zapytałam zlękniona, nadal rozglądając się wokół.

— Poszła się załatwić, zaraz wróci. Kabina nie jest daleko. — brat Kurta machnął ręką i dalej przygotowywał drinka. Spojrzałam zdezorientowana i w sumie też zdziwiona, bo nawet nie miałam pojęcia o jakieś kabinie.

Postanowiłam nie odzywać w tej kwestii i skupiłam się na rozmowie ze znajomymi. Na mojej twarzy widoczne było szczęście i poruszenie, które wzmagało się na sile, kiedy tylko spojrzałam na blondyna sączącego napój. Nieraz wymienialiśmy spojrzenia i nieśmiałe uśmiechy. Gdy chciałam to zrobić ponownie, zerknęłam na Petera którego wzrok skupiony był na kimś innym. Był tak zapatrzony, że szczerze poczułam się zazdrosna. Wszyscy nagle zamilkli, a ja spojrzałam w stronę osoby na którą patrzył chłopak. Nie był to nikt inny jak Elizabeth. Stała na początku podestu, onieśmielona wzrokiem Petera. Również była w niego zapatrzona, a ja robiłam się coraz bardziej zdezorientowana.

O czym piszą, skoro są tak zafascynowani swoją obecnością?

Po chwili dostrzegłam jednoznaczny wzrok Bonnie, która stała naprzeciwko mnie. Złożyłam usta w cienką linię, a w tym samym czasie moja przyjaciółka podeszła do blondyna. Przysięgam, że był nią tak zafascynowany, że blask jego oczu można było dostrzec z kilometra. Nie inaczej było w przypadku Elizabeth.

Wszystkie nasze wspomnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz