Rozdział 11. Jej śmiech i dołeczki w policzkach.

4.2K 278 25
                                    

Weekendowy maraton? 💙💜

***
FROST

Zoey coraz bardziej mnie zaskakuje. Tyle, że tym razem zamiast czuć ekscytację, zaczynam się martwić. Coraz częściej wypala coś o tym, że w Toronto żyje jej się o wiele lepiej niż w Ottawie. Że jej mama wreszcie zasługuje na szczęście. Że Charlie ma trudną przeszłość, a tutaj wreszcie się śmieje.

Ani razu nie wspomniała o ojcu. Więc to logiczne, że to z jego powodu uciekli z stolicy.

Nie mogę przecież jej wprost o to zapytać. Muszę zdobyć jej zaufanie i poczekać, aż sama mi o tym opowie. Problemy muszą być już dawno zażegnane, skoro non stop promieniuje tak ogromną radością. Gdyby miały jakieś kłopoty, na pewno nie byłaby taka radosna.

A może to tylko moje wymysły. Może dopowiadam sobie rzeczy, które nie mają miejsca. Może jej ojciec nie żyje i dlatego nie chce o nim mówić?

Muszę przestać interesować się tym tematem.

Po kolacji z moimi rodzicami chciałem odwieźć ją do domu, jednak pogoda tak się rozszalała, że Zoey przenocowała w pokoju Isey. Nie powiem, że zasnąłem bez problemu. Rzucałem się z boku na bok, przez co spałem chyba tylko z cztery godziny. Na skutek czego, wchodzę teraz do szatni i ziewam szeroko.

Wieczorem gramy mecz i do tego czasu może uda mi się jeszcze zdrzemnąć, ale poranny trening będzie katastrofą.

— Coś ty robił przez całą noc? — pyta Nick, zakładając na siebie strój.

Wzdycham ciężko i ściągam z siebie bluzę.

— Zoey u nas nocowała — odpowiadam. — Spała w pokoju Isey, ale ja i tak nie potrafiłem zmrużyć oka. Nagle poczułem jakąś pustkę.

Parskam śmiechem, kręcąc głową. Od prawie trzech miesięcy śpię sam i teraz dopiero odczuwam pustkę? Bo raz przysnąłem z inną dziewczyną w ramionach?

— Ciekawe — mamrocze pod nosem przyjaciel.

Zerkam na niego z zainteresowaniem. Po twarzy błąka się zadziorny uśmieszek. Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co tak bardzo poprawiło mu humor.

— A ty co niby robiłeś cały wieczór? — rzucam.

— Oglądałem jakiś serial — mamrocze. — Trochę to przecierpiałem. Ale Isey bardzo się podobał, więc nie pisnąłem słówka.

— Ale z ciebie pantoflarz.

— Cóż poradzę. — Wzrusza ramionami.

Zarzucam ramię na jego bark i mocno nim potrząsam. Mój przyjaciel, tak samo jak i moja siostra, nie mogli trafić lepiej. Oni są dla siebie stworzeni.

Idziemy na lód, gdzie tata organizuje dla nas jakąś rzeź. Pot leje się ze mnie strumieniami i chyba nie ma na mnie ani skrawka suchego ubrania. A mamy odbyć jeszcze godzinną sesję na siłowni.

— Co to ma być? — stękam, stając obok taty. — Chcesz żebyśmy wieczorem nie zagrali?

— Tylko ty ruszasz się dziś jak żółw — odpowiada. — Reszta chłopaków daje radę.

Rzucam okiem na zawodników. Nick zrzuca kask i przeczesuje mokre włosy do tyłu. Jego policzki są zarumienione z wysiłku. Isaac wygląda podobnie. A David leży płasko na lodzie.

Unoszę brew i patrzę na ojca. Mężczyzna przewraca oczami i klepie mnie w ramię.

— Czego nie zrobiłem? — pytam prosto z mostu.

— Mama nadal czeka na te słoiki z piwnicy — mówi i rusza w stronę gabinetu.

Rozdziawiam usta. Naprawdę dostałem taki wycisk, bo zapomniałem przynieść mamie tych głupich słoików?

ONE CALL AWAY | Call Me #2حيث تعيش القصص. اكتشف الآن