Rozdział 5

228 17 173
                                    

  — Co podać? — posłałam miły uśmiech starszej kobiecie, która stała za ladą z przymrużonymi powiekami. Co jakiś czas poprawiała swoje duże okulary, próbując odczytać co napisane było różową kredą na tabliczce.

— Poproszę czarną herbatę, bez cukru i... tartę z owocami. Wszystko na wynos — odrzekła po dłuższej chwili zastanowienia.

Przytaknęłam jedynie delikatnie głową, po czym zabrałam się za robienie herbaty. W duchu, byłam wręcz uradowana faktem, iż kobieta postanowiła wziąść wszystko na wynos. Było już naprawdę późno, a do godziny zamknięcia kawiarni zostało zaledwie pięć minut. Cieszyłam się więc, że nie musiałam ślęczeć tutaj dłużej i specjalnie czekać, aż kobieta łaskawie opuści mury lokalu.

A nie wyglądała jakby szczególnie jej się  śpieszyło.

Właśnie w te pięć minut udało nałożyć mi się kawałek tartej do kartonowego pudełeczka oraz przyrządzić parującą jeszcze herbatę.

Podałam wszystko kobiecie, a ona dziękując wręczyła mi należący się banknot, po czym opuściła kawiarnię.

Westchnęłam uradowana końcem tego nadzwyczaj ciężkiego dnia; ruch w kawiarni był naprawdę ogromny. Ledwo wyrabiałam z zamówieniami, mimo iż miałam pomocników.

Niezadowolona faktem, iż musiałam jeszcze przeczyścić stoliki oraz poukładać krzesła, chwyciłam niechętnie za płyn oraz ściereczkę i podeszłam do pierwszego ze stolików.

Mimo że był on w kolorze czarnym, wszystkie zalepy oraz odciski po kubkach, były widoczne przez padające na nie jasne światło.

Wyszorowałam może dwa stoliki, po czym zachwycona, zawiesiłam wzrok na ogromnym, wypolerowanym oknie, a bardziej na tym co znajdowało się za nim.

Ogromne płatki śniegu swobodnie opadały na drogi oraz stojące samochody, tworząc na nich puchatą pierzynkę. Śnieżynki tworzyły piękny kontrast z łuną padającego na kształt trójkąta, żółtawego światła latarni. Natomiast rozświetlone po całej okolicy sygnalizacje świetlne, zostały częściowo przez nie zasypane, dzięki czemu śnieg przybierał kolor czerwony.

Klimat typowych świąt wręcz oplótł mnie swoimi silnymi mackami, sprawiając, że na mojej twarzy zagościł uśmiech. Zabiegani ludzie z ogromnymi torbami w rękach, padający śnieg, migoczące ozdoby świąteczne oraz piękne zapachy unoszące się na wietrze i docierające nawet tu – do zamkniętego pomieszczenia – topiły moje serce i sprawiały, że ogarniała mną radość oraz ekscytacja.

Najchętniej usiadła bym teraz pod kocem i popatrzyła się na widoki za oknem, myśląc nad nie stworzonymi historyjkami.

Mogłabym napisać z nich książkę.

Patrzyłabym na malujący się przede mną zimowy pejzaż i dalej błądziła pośród swoich myśli, gdyby nie donośny odgłos dzwoneczka, który informował o czyimś wejściu.

— Kawiarnia już nie czynna — odparłam znudzonym głosem, powracając do robionej wcześniej czynności.

Ależ ciężko było mi oderwać wzrok od tego pięknego widoku, malującego się za szybą.

— Nie obsłużysz nawet znajomego? — spytał mnie wesoły, dobrze znany mi już głos.

Znajomego. Ależ to pięknie wybrzmiało z jego ust. Nigdy nie sądziłam, że jakiś chłopak będzie moim znajomym.

Eren | Jann ✓Where stories live. Discover now