Rozdział 4 Koegzystencja z kruchością życia

35 4 1
                                    

Wszyscy wychodzili na dziedziniec. Lekcje się skończyły, przetrwałam bez rozszarpania gardła, Noah będzie dumny. Ze szkoły miałam kawałek, nie przeszkadzał mi spacer, nie męczyłam się. Przede mną zatrzymał się samochód, zmarszczyłam brwi.

— wskakuj — Carter uchylił szybę, jego niebieskie oczy patrzyły wprost na mnie

— nie dzięki, przejdę się

— nie daj się prosić, jesteśmy sąsiadami

Popatrzyłam na niego zdezorientowana

— moje okno jest dokładnie naprzeciw Twojego — dodał

Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.

W samochodzie poczułam krew, świeża, soczysta krew. Popatrzyłam na niego, miał bandaż na ręce. Oblizałam wargi, a gdybym tak pożywiała się na nim i wymazała pamięć. Czy jestem na tyle silna, żeby go nie zabić?

— przyglądasz mi się — stwierdził

— wybacz

— nie przeszkadza mi to, możesz patrzeć do woli — mrugnął do mnie

Ludzie byli dziwni, dawno z nimi nie przebywałam, a o swoim poprzednim życiu wolałam nie myśleć. Nie chciałam zastanawiać się co straciłam i co mnie ominęło.

— podziwiasz krajobrazy, czy mnie?

— ani jedno, ani drugie

— dziś jest impreza u Avy, wpadniesz? — zapytał, skręcając na naszą ulice

— zdecydowanie... nie

Zaśmiał się

— trudny zawodnik z Ciebie, ale daj telefon wbije Ci swój numer

Zatrzymał się przed moim domem

— dzięki, ale nie wierzę w technologie

Spojrzał na mnie mnie jakbym spadła z księżyca. Większość z nas nie używała telefonu, przede wszystkim dlatego, że teraz każdy mógł się włamać. A dodatkowo te wszystkie kamery i aparaty, nie ułatwiały krycia się w mroku.

— Ava mieszka w największym domu przy..

— nie przyjdę — przerwałam mu, a gdy samochód się zatrzymał od razu wyszłam, nie odwracając się za siebie

Weszłam do domu przy idealnie równym trawniku, cała ta sielanka wywoływała u mnie odruch wymiotny, a przecież nie piłam skażonej krwi. Przekroczyłam próg, dostrzegłam Noah, który siedział w salonie z książką w ręku.

— wróciłaś i jak było, wszyscy maja głowy na karku? —zapytał rozbawiony

Jego ciemne włosy opadały na czoło, zawsze wyglądał wyniośle i elegancko. Pamiętam, że gdy spotkałam go za życia wydał mi się nie tylko elegancki, ale trochę straszny.

— bardzo zabawne, byłam grzeczna, chyba zasłużyłam na jakąś nagrodę? — usiadłam obok niego, uśmiechając się zadziornie

— nawet o tym nie myśl, tutaj jesteś normalną nastolatka, nie chcemy powtórki z 1770

— a co wtedy było?

— pochodnie, krzyki, gruz i popiół —odpowiedział nawet nie podnosząc wzroku znad książki

— będę jedynym wampirem, który umarł z nudów w domu na przedmieściach

— to się zabaw, spotkaj się z przyjaciółmi czy coś

Spojrzałam na niego z półuśmiechem

— chodzi Ci o typowe nastoletnie zabawy? czyli alkohol, narkotyki i seks? — zapytałam rozbawiona

Wiecznie martwiWhere stories live. Discover now