7.Wyjazd z przyjaciółmi

224 13 0
                                    

-Już jestem! Kupiłam sok pomarańczowy tak jak prosiłeś!- wchodzę do domu obładowana dwoma ciężkimi siatkami. Zatrzymuje się jednak widząc tak jakby naszą ekipę którą przeważnie spędzamy czas.- Spotkanie kółka różańcowego?

-Zastanawiamy się co możemy robić przez tydzień w którym mamy wolne-mowi Gavi robiący coś na telefonie.

Odnoszę siatki do kuchni i aż się ekscytuje na pomysł który wpadł mi do głowy.

-Co się tak ekscytujesz-mówi Pedro który jak zawsze jest nie w humorze.

-Nie zachowuj się jakbyś miał okres-mówię na co przewraca oczami.

-Cholera kolejny z tych domków jest zajęty.-mowi Ferran również siedzący na telefonie.

-Tez nic nie mam -mówi zrezygnowana Sira.

-Dajcie mi coś powiedzieć!- wstaje na kanapie żeby mieć dobry widok na ich twarze.

-A co gdybym powiedziała wam że mam miejscówkę?- mówię podskakując z ekscytacji.

-Przecież ty mieszkasz tu od jakiegoś miesiąca- mówi zdezorientowany Ferran.

-Ale mój dziadek mieszkał tu bardzo długi czas i zupełnie przypadkiem mam klucze do domu przy plaży o którego dba bo mówił zawsze że będzie tam na starość mieszkać a teraz nie chcę się przeprowadzać bo ma restauracje z moją babcią w Polsce.

-Coraz to nowszych rzeczy się o tobie dowiadujemy Garcia-Ferran uśmiecha się na co również się uśmiecham.

-A więc ile osób jedzie? Muszę wiedzieć czy ktoś nie będzie musiał spać w wannie.

-Tylko osoby które się tu znajdują.

-Dziewięć osób się zmieści-mowie na co Fati i Balde zaczynają się drzeć że się nawalą. A jak mówiłam że są alkoholikami to mówili że nie są.

-W ogóle gdzie jest ten domek?- dopytuję Mikky.

-Małe miasteczko pod Barceloną.

Moi znajomi zaczęli coraz bardziej się ekscytować jednak nie zwracałam na nich uwagi bo dostałam powiadomienie na telefon.

Carlos:
Cześć piękna masz dzisiaj czas?

-Pili!- poczułam że ktoś mnie pstryka w nos.

-Co?- Gavira który najwidoczniej pstryknął mnie w nos zaczyna wyć ze śmiechu.

-Ktos się zakochał!- krzyczy mi do ucha Fati na co się krzywie.

-Co??Nie!-robi mi się ciepło w policzki przez co Ansu oraz Alejandro zaczynają mnie szturchać z dwóch stron.

                            *****

Następnego dnia po południu wszyscy szykujemy się do wyjazdu. O dziwo jak zadzwoniłam rano do szefa i zapytałam się czy da mi wolne na ponad tydzień zgodził się. Ma się ten urok osobisty.

-Kurwa kiedy te dwa ciołki nauczą się być na czas - słyszę koło siebie po moim chwilowym zawiasie.

-Spokojnie Ferran jedziemy się wyluzować a ty już się denerwujesz- mówię pocieszająco klepiąc go w ramię- Patrz wszyscy inni są szczęśliwi i podekscytowany że spędza tydzień w domu koło morza. No dobra oprócz jednego wyjątku.- mój wzrok pogardliwie przeleciał na Pedriego który jak zawsze miał minę jakby miał się zaraz zesrać. Jego oczu niestety nie widziałam ponieważ miał on na sobie okulary.-Ale on to już tak ma.

-Gotowi na tydzień wrażeń?!-nasi spóźnialscy przyjaciele w końcu przyjechali pod miejsce spotkania.
- Mieliście tu być dziesięć minut temu!- krzyczy Sira.

-Dobra tam jak się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy- przewraca oczami Balde.

-Idę kupić sobie picie i jedzenie- mówię znudzona ich kłótnią.
Podchodzę do osiedlowego sklepiku i biorę cole oraz dwa pączki i wracam spowrotem tam gdzie jest nasza zbiórka.

-Pili! Dobrze że jesteś właśnie ustaliliśmy kto z kim jedzie.- mówi Gavira.- Pary oczywiście jadą razem ja jadę z Balde i Ansu bo nie chce mi się słuchać zrzędzenia Pedro- dostał za to w głowę od Gonzaleza- A ty jedziesz z Pedrim.

-Czekaj co?- mówię zdezorientowana - Nie mogę jechać z Sirą i Ferranem? Albo z Frenkiem i Mikky?

-Ktos musi pilnować czy jedziemy w dobrą stronę.- mówi Mikky.

-No dobra niech wam będzie.-przewracam oczami.

Czuję na sobie palące spojrzenie Pedro.

Gdy wszyscy wsiadają do swoich aut ja z westchnieniem idę za Pedro i najpierw idę do bagażnika ze swoją dużą walizką. Gonzalez otwiera mi bagażnik po czym jak zamierzałam podnosić walizkę zostaje przez niego wyręczona.

Potem wsiadamy do auta i zaczynam konsumować swojego pączka.

-Jak zobaczę chociaż jeden okruszek w moim aucie wylatujesz przez okno.-mówi na co wzruszam ramionami.

-Nie bój żaby nic nie zrobię.-Gonzalez przewraca oczami i potem już nic nie mówi.

Po pewnym czasie gdy zjadłam pączka patrzę na Pedro i zastanawiam się czy zadać te pytania.

Raz się żyje.

-Chcesz pączka?-chlopak na chwilę spogląda na mnie.- Z nadzieniem z różą.

-Jak ja mam go niby jeść?- pyta mnie.

-To jest bardzo proste- podsuwam mu pod usta pączka- No gryź.

Po moim podsuwaniu pod usta Pedro pączka nie odzywaliśmy się do siebie przez jakieś 30 minut.

Ja patrzyłam przez okno na widoki a on skupiał się na trasie.

Nagle z dupy z jego ust wypłynęło pytanie.

-Ty mnie nie lubisz, co nie?- marszczę czoło.

-Chłopie to ty to zacząłeś.-mówię.- Byłam dobrze na ciebie nastawiona ale wszystko zepsułeś gadaniem że zatruje Pablo, albo szturchnieciem mnie ramieniem. Lub po prostu czystym chamstwem z twojej strony.

-Teraz jak przedstawiłaś mi to wszystko to serio to tak wygląda.

-Ja się po prostu dopasowywuje do twojego zachowania.

Kiwnął głową i potem już nic nie mówił.

Potem już tylko nuciłam pod nosem piosenkę która leciała w radiu i zastanawiałam się czy serio mnie nie lubi czy tylko udaje.

Estrella | Pedri Gonzalez Donde viven las historias. Descúbrelo ahora