4.Pan maruda i niszczyciel dobrej zabawy

249 18 2
                                    

-You won't remember all my champagne problems - po zakończeniu swojego mini koncertu do szczotki którą rozczesywałam swoje długie ciemne włosy szykując się na grilla na którym miałam poznać znajomych Pabla piskłam gdy w lustrze zobaczyłam gwiazdeczkę (czytaj Pedro) który mi się przyglądał.-Co ty tu robisz?!

- Czekam aż łaskawie skończysz piać i będę mógł ci powiedzieć, że za godzinę wychodzimy bo to ja dzisiaj jak w sumie zawsze wiozę dupę Gaviego i jak się przed chwilą dowiedziałem twoją też.- jego postawa dalej jest taka sama jak podczas każdego naszego spotkania. Nie żeby było ich dużo, broń boże. Było ich aż cztery w ciągu sześciu dni w których jestem w Barcelonie. Dalej ich dużo ale lepsze cztery razy niż na przykład dziesięć.

-Dobrze, dziękuję za twoje łaskawe poświęcenie-mówię na co prycha i wychodzi z łazienki.

Okej to było dziwne.

****

Po wyszykowaniu się zakładam moje już wyprane adidasy i wychodzę z pokoju gdzie widzę Pabla oraz jego jakże kochanego przyjaciela. Ten pierwszy od razu na mój widok obdarzył mnie uśmiechem, drugi z nich tylko przewrócił oczami.

Żeby ci te oczy wypadły Gonzalez.

Po opuszczeniu mieszkania kieruje się za piłkarzami w stronę zielonej strzały Gonzaleza.

Gdy wsiadłam z tyłu nagle uderzył mnie stres. Co jak mnie nie polubią? Może będą dla mnie tacy oschli jak kierowca tego wozu.

Zawsze gdy się stresuje bawię się palcami bo trochę mi to pomaga. Z patrzenia w szybę odwróciłam twarz na przód samochodu i nawiązałam kontakt wzrokowy z Pablo który przyjaźnie się do mnie uśmiechał.

-Spokojnie nie stresuj się na pewno Cię polubią-mówi patrząc mi w oczy- Ja ciebie lubię a dużo ludzi nie lubię.

Zaśmiałam się i podziękowałam mu za wsparcie.

Gdy dojechaliśmy pod dom Ferrana bo musiałam z Gaviry wyciągnąć jak kto się nazywa i kogo mam lubić a kogo nie żeby żadnej gafy nie zrobić.

Na wejściu do domu Torresa od razu nas przywitał sam właściciel.

-Witam papużki nierozłączki!- wita się z Pablem i Pedrem po czym jego wzrok ląduje na mnie- Ty zapewne jesteś Pilar- totalnie olewa swoich znajomych i zaczyna ze mną rozmowę- Jestem Ferran, właściciel tego jakże ładnego domu. To ja robię najlepszą karkówkę którą zjesz w swoim całym życiu- dał swoją rękę na moje ramię i zaczął iść ze mną w stronę salonu, o dziwo wcale nie czułam się niekomfortowo. Chłopak miał w sobie coś takiego że gdy on się uśmiecha ty się uśmiechasz razem z nim.

Po przedstawieniu mi wszystkich znajdujących się na imprezie Ferran gdzieś zniknął. Przy okazji gdy mnie wszystkim przedstawiał prawie nas zabił gdy ciągnął mnie za ramię do każdej osoby. Ale tak to wydaje się git.

Po lataniu po całym domu aż mi się sucho w gardle zrobiło dlatego poszłam do kuchni po sok. Gdy nalewałam sok czuję że ktoś mnie lekko szturcha w ramię.

-Pilar szukałem Cię wszędzie- mówi Pablo który na mój widok wzdycha z ulgą.- Jak Torres Cię tak do wszystkich brał i przedstawiał to nie umiałem was zlokalizować.
-Rozumiem ja się prawie z pięć razy wywaliłam- mówię i się uśmiecham- Jak coś nie musisz ze mną siedzieć całą imprezę tylko dlatego że tylko ciebie znam tu najdłużej. Idź się bawić a nie ze mną będziesz siedział tylko.
-Ale ja chcę z tobą siedzieć- mówi i zaczyna ze mną gadać na co w duchu dziękuję niebiosom za spotkanie Pablo gdyż nikt raczej nie był nigdy dla mnie tak miły jak on jest miły dla mnie.
Nasza rozmowa została przerwana przez jednego z jego znajomych który gdzieś go zawołał.

Stwierdziłam że potrzebuje trochę spokoju i skierowałam się w stronę ogrodu na którym oczywiście stał grill jednak ja poszłam w głąb ogrodu gdzie po prostu siadłam na trawie która trochę była mokra ale nie obchodziło mnie to. Patrzyłam na gwiazdy które dzisiejszej nocy były jakoś wyjątkowo jaśniejsze niż zwykle.

Mój spokój nie trwał długo gdyż usłyszałam w krzakach przede mną ruch. Może to jakiś dziki kot czy coś.

Niestety na moje nieszczęście był to pan z wybujałym ego który nie wiem skąd się tu pojawił. Może w wolnym czasie dorabia jako agent FBI albo Spiderman serio jest w prawdziwym życiu a nie tylko w uniwersum Marvela. Gdy mnie zobaczył był zdziwiony tak samo jak ja. Jednak nic nie powiedział tylko usiadł koło mnie i również patrzył w gwiazdy.

Po kilku minutach ciszy spojrzał na mnie.

-Też lubię tu uciekać jak są jakieś imprezy dlatego w sumie to moja miejscówka- mówi patrząc mi w oczy cwaniacko się uśmiechając.

-Dobra już idę -jakoś nie mam ochoty się z nim kłócić dlatego tylko przewracam oczami i wstaję aby wrócić do domu bo jednak trochę zimno jest wieczorami w Barcelonie.

Gdy odwracam się aby iść czuję że chłopak łapie mnie lekko za nadgarstek na co właśnie w tym miejscu czuje mrowienie.

-Nie powiedziałem że masz iść-patrzę na niego podnosząc do góry brew na co on pokazuje żebym wróciła do swojej poprzedniej pozycji.

-Wiesz trochę jest zimno i no- zrobiło się trochę niezręcznie gdyż dalej trzymał swoją dłoń na moim nadgarstku. Niespodziewanie wstał i dał na moje ramiona swoją bluzę i poszedł w stronę domu.

Sama nie mam pojęcia co się wydarzyło przed chwilą.

*****

Po czym można poznać że na imprezie już jest się długo? Na pewno po spojrzeniu na zegarek. Ale po czym jeszcze? Po tym że na przykład Gavira, Ansu i Alejandro tańczyli na stole do piosenki Jennifer Lopez pod tytułem Papi oraz po tym że niektórzy zgonują gdzie popadnie. Byłam już szczerze zmęczona gdyż byłam tego samego dnia w pracy aby zarobić na swoje utrzymanie. Dlatego też siedziałam w rogu salonu i przysypiałam opierając głowę o ścianę. Wróciłabym sama do domu ale taksówki są drogie a sama na piechotę pewnie bym się zgubiła.

Po trzydziestu minutach siedzenia na ziemi ktoś mną trzęsie na co lekko podskakuje ale gdy widzę przed swoją twarzą pijanego Gaviego tylko wzdycham i zamykam oczy.

-Ej Garcia! - słyszę nad uchem jego pijański bełkot.- Żyj! Impreza się jeszcze nie skończyła.

-Właściwie to dla ciebie się już skończyła, wracamy do domu-mówi drugi osobnik który pochyla się nade mną i chyba patrzy czy jeszcze żyje.

-Żyje jestem tylko zmęczona, ale jak już idziemy to dobrze- mówię po czym wstaję.

-Ale ja chcę się jeszcze bawić!- Gavira chce iść w stronę parkietu na co zostaje zatrzymany przez Pedro który zatrzymał go za kaptur jego bluzy.

-Wychodzimy - jego głos jest stanowczy i na pewno nie przewiduje sprzeciwu ze strony przyjaciela.

-Pan maruda i niszczyciel dobrej zabawy-Pablo jest widocznie obrażony jednak Gonzalez nie robi sobie nic z jego wyrzutów i prowadzi go do wyjścia.

Oczywiście wlecze się za nimi powoli ale nie na tyle aby ich zgubić i przy okazji szybko żegnam się z ich przyjaciółmi.

Na dzisiejszej imprezie zaobserwowałam że pan gwiazdeczka jest niemiły tylko i wyłącznie dla mnie. Serio nie przesadzam, z wszystkimi normalnie gadał a jak mnie zobaczy to jego mina z wesołej przemienia się w poważną ale nie tak normalnie poważną, ma minę jakby miał drąga w dupie. Czy jest mi z tego powodu przykro? Trochę tak.

Gdy tak nad tym myślałam oparłam głowę o szybę zielonej strzały Gonzaleza i po prostu zmęczona całym dniem zasnęłam.



Estrella | Pedri Gonzalez Where stories live. Discover now