Część 37 / 2

835 34 38
                                    

Siedziałam w domu. Nie wiele mogłam zrobić mając złamaną nogę, pracowałam w domu i mało się ruszałam. Bo zwyczajnie mnie ta noga bolała, było ciepło i to chyba najgorsze co mogło być. Ciepło i noga w gipsie? Pozdro. Ale miałam chociaż pierścionek na palcu. Pod koniec tygodnia jedziemy do moich i Michała rodziców, powiadomić ich o tym. Bo jeszcze nie wiedzą. Jestem ciekawa ich reakcji.

Był wieczór, Matczak z chłopakami poszli w tany, nie brali mnie nawet pod uwagę bo wiadomo, a sami poszli opijać zwycięstwo Michała. Nie mam im tego oczywiście za złe, bo w końcu to jego znajomi, jesteśmy tam ekipką ale bez przesady. Dlatego właśnie miał przyjechać do mnie Janek. Tak jak wspominałam traktowałam go jak przyjaciela, i nikt ale to nikt nie miał prawa wyobrażać sobie czegokolwiek innego. Sprzątałam o kulach w mieszkaniu gdy do moich drzwi zapukał pewnie mój przyjaciel. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć chłopak wszedł przez drzwi, wychyliłam się, uśmiechając się niewinnie.

- Hej promyku. - uśmiechnął się, zaraz spoglądając na moją nogę. - Powiedziałbym że promieniejesz ale jakoś głupio powiedzieć to kalece. - parsknął śmiechem opatulając mnie swoimi rękoma. Objęłam go starając się nie stanąć na złamanej nodze.

- Chcesz coś do picia? - spytałam.

- Sam sobie naleje, ty w tym czasie dojdź na balkon, zapalimy sobie. I tak tobie też naleje. - uśmiechnęłam się głupkowato. Faktycznie biorąc kule i zmierzając na balkon. Gdy tam weszłam zdecydowanie szybciej niż spodziewał się tego Janek, zachwycałam się widokiem. Miałam dużo czasu na siedzenie w domu. Więc prze aranżowałam trochę balkon dodając dużo roślin i na prawdę było czym się zachwycać. Podobnie chyba myślał Janek. - Jacie, jak tu jest przytulnie, z chęcią tu zapale. - w tym momencie usiadł na krzesełko, podając mi picie i częstując mnie papierosem. Wzięłam jednego, chwytając komórkę i robiąc fotkę na stories.

Po chwili chłopak dostał powiadomienie na telefon, wchodząc w nie odrazu z chytrym uśmieszkiem.

- Powiem ci że nawet przyjemnie, lepiej na pewno niż na obskurnym białym krześle i na osyfionym od niewiadomo czego stole. - zaśmiał się, przypominając mi wcześniejszy wygląd balkonu, on jest bardzo duży i mieliśmy tutaj tylko i wyłącznie trzy białe krzesła metalowe, jedno było zepsute i kiedykolwiek ktoś na nim siadał to łamało się coraz mocniej. Biały plastikowy stolik ujebany od petów i rzygów Matczaka, i jednego zdechłego krzaka po poprzednich właścicielach. Cieszę się że znalazłam czas na aranżacje bo jest ciepło, i nie uśmiecha mi się siedzieć w domu.

- A spadówa. - zawtórowałam.

- Iga pewnie zazdrości że jej tu nie ma.

- Mogłaby być, gdyby nie fakt jej zachowania ostatnimi czasy Janek. Wydziera się, blokuje i wszystkich wyzywa. Rozumiem przygotowania do ślubu przygotowaniami ale bez przesady. - żachnęłam się, czując smutek. To była moja przyjaciółka od wieków a ona teraz zachowuje się jakby nas wszystkich nie znała.

- Ode mnie też się odcina. Sam nie wiem co ze ślubem. Nie chce żeby coś było na przymus, znasz mnie. Lubie uciekać od problemów. A dawno nawet nigdzie razem nie byliśmy...

- No ale przecież chyba z dwa tygodnie temu, może maks trzy byliście w restauracji bo nie chciała do nas przyjechać. - odpowiedziałam ze zmieszaniem na twarzy.

- Słucham? Nigdzie nie byliśmy od ponad półtora miesiąca. Usunęła wszystko o mnie z sociali i nie wiem jak to traktować promyku. - widziałam że nie jest mu ta sytuacja na rękę. A co do niej samej, chyba mamy do pogadania. I to poważnie. - Nawet na targi ślubne wolała jechać z tobą. Na chuj kurwa ten ślub zajebany. - widziałam że Janka to dotknęło, miał szklane oczy i już nie chciał na mnie spojrzeć. Chwyciłam go za dłonie. Dopiero wtedy na mnie spojrzał.

Mata||Daj sobie spokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz