Część 45.

1.5K 55 60
                                    

03.11.2021

Z tego wszystkiego to straciłam bez sensu dzień na uczelni, nie dowiedziałam się niczego pożytecznego ani tym bardziej interesującego. W zasadzie dowiedziałabym się gdybym słuchała a nie zajmowała się rocznicą z moim chłopakiem która przypada na dzień dzisiejszy. Zastanawiałam się cały dzień co mogłabym zrobić aby wpasować się do naszego grafiku i w końcu wymyśliłam, zrobie nasz ulubiony makaron i sobie posiedzimy wspólnie. Nasz związek jest coraz gorszy więc musimy nad nim pracować bo jeśli nie to nie wiem co będzie. 

W końcu jednak zebrałam swoje graty z ławki i wyszłam uprzednio żegnając się ze wszystkimi. Tak bardzo nie mogę doczekać się okresu po sesji, mamy ferie i w końcu trochę odpocznę.  

Wsiadłam do mojego znienawidzonego, brudnego, porysowanego samochodu po czym odpaliłam silnik odjeżdżając spod uczelni. A co do określenia ,,porysowane'' nie jest to przypadek. Ostatnio wyjeżdżając spod sklepu otarłam się o drugie auto i jak to na cipę przystało odjechałam w popłochu. Wracając do rzeczywistości, wybrałam numer Michała i czekałam aż odbierze napawając się ciemnością o szesnastej godzinie oraz rozpoczynającym się weekendem. Po pięciu sygnałach kliknął zieloną słuchawkę.

- Co?

- Hej, co robisz? - spytałam nie kodując tego że nie silił się na miły ton. 

- Pracuje. - uciął.

- A gdzie? Masz chwilę później? - zapytałam skręcając w lewo.

- A co książkę piszesz? Będę dzisiaj późno więc nie czekaj na mnie. - odparł lakonicznie. Zagotowało się we mnie.

- Może i piszę książkę. A po drugie, jak późno? Zapomniałeś co dzisiaj jest? 

- No co niby? - zapytał ironicznie. 

- Nasza pierwsza rocznica. 

- No i co? Dzień jak każdy inny. Ja muszę teraz jechać załatwić coś więc nie mogę rozmawiać, pa. - połączenie zostało przerwane a ja poczułam lekką szpilkę w sercu. Jeśli mnie pamięć nie myli to rozmawialiśmy kiedyś o naszej rocznicy, i nie było tam nic co mówiło by że nie trzeba o niej pamiętać. Ja rozumiem i staram się zrozumieć wiele jego zachowań. Nie raz go tłumaczę ale to trochę brak szacunku, zrobiło mi się z lekka przykro. Jednak weszłam do domu odkładając torbę do pokoju, po to by rzucić się, na kanapę. Jednak moje myśli zaprzątał ten cholerny makaron, stwierdziłam że mimo słabego zachowania Michała muszę pokazać mu że chociaż ja go kocham więc zrobiłam go. Zostawiłam go w garnku, gotowego do podania i czekałam. Czekałam, i czekałam. 

Czekania nie było końca więc stwierdziłam że nie będę bezczynnie siedzieć i chociaż się wykąpie. Mamy w tym mieszkaniu wannę więc zaczęłam lać tam wody dodając kilka kropel mojego ulubionego żelu pod prysznic z nutą zielonej herbaty. Miałam w planach właśnie ściągnąć ubrania kiedy to zadzwonił w salonie mój telefon. Niechętnie poszłam do pomieszczenia szukając urządzenia które znalazłam pod poduszką na sofie. Pani Arletta? 

- Witaj Dagmarko, - dalej tak mówi na mnie. - Nie chce przeszkadzać, ale wszystko w porządku?

- T... Tak? A coś się stało? - spytałam nieco zmieszana pytaniem. 

- Nie, nic. Tylko Michał jest u nas sam? Absolutnie nie twierdzę że to coś dziwnego ale z tego co słyszałam to zamierza dzisiaj tu zostać. - odparła lekko skonfundowana. Ja również się tak czułam. Chciałam już powiedzieć jej wszystko, wyżalić się co mam na sercu kiedy to przypomniały mi się jego słowa na balkonie na naszej posiadówce. 

,,Zadzwonisz kurwa do mojej matki? Czy się poryczysz i powiesz każdemu jaki jestem okropny bo cię kurwa nie chce słuchać?''

Powoli mój umysł rozumiał że zatruwamy siebie nawzajem, jednak dalej w to brnęliśmy jakbyśmy nie czuli zbliżającego się wielkimi krokami końca.

- Michał chce z państwem spędzić trochę czasu. - stwierdziłam czując się głupio. - Szkoda że przypomniało mu się w naszą rocznicę ale nic na to nie poradzę. - ucięłam. 

- Co?!? Czy ty sobie dziecko robisz jaja? - zapytała zbulwersowana.

- Chciałabym.

- Nie tak go wychowałam. - powiedziała już ostro wzburzona, nagle usłyszałam krzyk w słuchawce. - Michał! Chodź tutaj! - a przecież nie chciałam żeby wiedział, ale czego się spodziewałam? - Kochanie, zadzwonię kiedy indziej, trzymaj się. - usłyszałam cichy pisk przerwanego połączenia, wypuściłam ze świstem powietrze z ust i poszłam do łazienki ratując ją przed zalaniem. Stanęłam przed lustrem starając się rozpoznać osobę po drugiej stronie. Powoli osuwałam się w przepaść bez siły, nie miałam kompletnie na nic czasu, ani energii. Błagałam niebiosa o odwołanie mi jakiegokolwiek dnia na studiach, ale w zamian dostawałam jeszcze więcej pracy. Dodatkowo Michał nie potrafiący zrozumieć że ja też nie mam czasu bo chce być kimś. Gratuluje mu że jest kimś w tak młodym wieku, ale ja nie. Chce być ale na razie jestem jebanym szarym studentem prawa. Taka prawda. 

Rozebrałam się powoli z górnej części odzieży z trudem pozbywając się biustonosza. Następnie ściągałam spodnie delektując się uczuciem zdjętych jeansów. Weszłam do wanny wiążąc włosy w wysokiego koka i zanurzyłam się po samą szyję. Relaksowałam się jak jeszcze dawno. Prawie odpływałam co wcale nie było dobrym pomysłem, lecz z letargu wyrwał mnie dźwięk dochodzącego powiadomienia. Otarłam dłoń ręcznikiem sięgając po urządzenie. 

Misiek : Mamy do pogadania.

Możesz gadać ile chcesz, ale nie do mnie. Ja idę spać. Przynajmniej próbowałam trwać przy swoim zakładając piżamę i w tym czasie wycierając się ręcznikiem do końca. Poszłam jednak jeszcze do kuchni żeby napić się głupiej wody. Wrócił. Moje całe ciało się napięło, nie potrzebowałam już negatywnych emocji dzisiaj. Ja chciałam tylko spać.

- Dostałem zjebke. - stwierdził drapiąc się po karku i trzymając bukiet kwiatów. 

- Za darmo nie umarło. A kwiatów nie lubię. - powiedziałam sucho patrząc na niego spod rzęs. 

- To co mam... Nie ważne, - bezpieczny krok Michale Matczaku. - Przepraszam, nie wiedziałem że obchodzimy, takie gów... - uciął widząc moją nietęgą minę. 

- Michał na prawdę, już nic nie mów. - szepnęłam próbując pójść do sypialni, jednak chłopak mnie zatrzymał chwytając lekko za nadgarstek. 

- Muszę. 

- Nie sądzę. Nie zmieniaj zdania bo mama ci kazała. - westchnęłam pocierając oczy, mówiłam już że chce spać. - Nie to nie. Jesteśmy dorośli, a ja nie jestem tępa więc przekazałeś mi dosadnie wcześniej co o tym myślisz. Mój błąd. 

Uniósł brew. - Próbuje cię przeprosić a ty nie dość że nie chcesz to jeszcze udajesz wielce skrzywdzoną. - wysyczał wrzucając bukiet do zlewu, mam wyjebane w te chwasty.

- Nie skrzywdzoną Matczak. - nie często zwracałam się do niego po nazwisku. - Zawiodłam się ale to może kwestia tego że ja jestem, tylko głupią studentką, a ty wielkim raperem. - prychnęłam.

- Nie prawda. - posmutniał. - Czemu wywlekasz konteksty ze starych kłótni? 

- No nie wiem? - chwyciłam się szelmowsko za brodę, rzecz jasna ironicznie. - Na przykład dlatego że mnie to zabolało? - odetchnęłam czując ręce na swoich ramionach. - Z resztą nie ważne. - wyrwałam ręce poprawiając sobie piżamę. - Makaron ci zrobiłam, smacznej rocznicy. - wchodziłam właśnie do pokoju gdy za plecami usłyszałam znów jego głos. 

- Nie skończyłem. - syknął.

- Ale ja już tak. - po tym zdaniu w mieszkaniu zapanowała cisza, stłumiona przez chwilę trzaskiem drzwi lecz nadal cisza...




Jutro Kolejny! Zbliżamy się wielkimi krokami do 20k! 

Smacznych jajusi, jebać kapusi! 

Trochę krótki ale następny będzie lepszy co do długości.

7 to the end...

Mata||Daj sobie spokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz