Nie znałem obcokrajowców, przed którymi spowiadała się Agnese. Matt był wkurwiony, bynajmniej nie na nią, a Anthony tamtego konkretnego dnia wpakował do swojej dupy przynajmniej trzy kije, stał tak wyprostowany, bo pewnie bał się, że jak usiądzie to któryś z nich przebije mu jelita. Odchrząknąłem, a peta po papierosie wsadziłem do doniczki z jakimś kwiatkiem, którego Hope prędzej czy później by wykończyła. To jak spojrzał na mnie Anthony sprawiło, że miałem ochotę wyjąć tego peta i zjeść, aby zniszczyć dowody zbrodni.

- To jest waszym zdaniem to odpowiednie towarzystwo? - zapytał starszy mężczyzna wskazując na mnie ruchem podbródka. - Takie towarzystwo właśnie wbiło do jej głowy pomysł ucieczki, aby pójść do klubu. - Niemalże splunął patrząc z odrazą na dziewczynę.

- Nic niestosownego nie miało miejsca, bawiła się w gronie innych kobiet, cały czas miałem ją na oku. - Matt używał takiego tonu, na który się wzdrygałem. 

- Niestosowne było wszystko co miało miejsce. Wszystko co doprowadziło do tej sytuacji, to karygodne. Absolutnie niedopuszczalne, aby kiedykolwiek przyszedł jej do głowy taki pomysł. A wpływy waszych panienek, tylko wzmacniają jej wrodzoną naturę buntowniczki, którą już dawno Aleksandro powinien wybić z jej głowy. 

- Mówisz o mojej żonie, więc mów z szacunkiem, albo milcz. - Anthony naprężył wszystkie mięśnie, aż te zadrżały, a moje oczy powieki mimowolnie się przymknęły. - Colin - warknął Anthony, szturchając mnie łokciem.

- Och, przepraszam. Uśliniłem ci marynarkę? - zapytałem rozespany. - Gdzie Aleksandro? 

Anthony skinął głową, w róg pokoju, a ja dopiero wtedy zobaczyłem mężczyznę. Wydawał się nieobecny, obdarty z sił i taki nieprzytomny, że miałem ochotę podać mu poduszkę, aby się wyspał. Jednak kiedy przyjrzałem mu się dłużej odkryłem, że on wcale nie był niewyspany, tylko zwyczajnie obdarty ze wszystkiego. Ledwo stał na nogach i słuchał całego tego wywodu, oraz tłumaczeń Matta. Słuchał ich ze świadomością, że jej nie ochroni, a sam już pewnie zapłacił cenę za nieposłuszeństwo siostry.

- Nie jestem na nią zły, to były jej urodziny. Skończyła siedemnaście lat, a za rok dostanie moje nazwisko. - Matt usiłował tłumaczyć. - To co zrobiła nie jest bezczeszczeniem tradycji, a jedynie chęcią zabawy. Jest na tyle młoda, że zabawa jest jedną z jej potrzeb. A przyjechała tu do mnie, gdzie nie dotknął jej nikt nieodpowiedni. Gdzie była pod ochroną i nie straciła tego co tak wszyscy chronicie, a mi imponowało jej postępowanie. Nie mam zamiaru jej karać, zrywać umowy czy robić innych głupot. 

- Nie macie takich wartości jak my...

- Wujku... - szepnęła, a ten spojrzał na nią uważniej.

- Ktoś pozwolił ci się odezwać? 

- Nie, ale... 

To było jedyne co udało się jej powiedzieć, bo została spoliczkowana. Plask rozbrzmiał w całym pomieszczeniu, a jej upadek przyprawił mnie o dziwne dreszcze. Matt pociągnął mi z barku gdy ruszył jak maszyna w kierunku jej wuja. Zwyczajnie pchnął go na ścianę, aż ten się od niej odbił, jednak zanim zdążył upaść, mój brat podciągnął go do góry za poły marynarki wykorzystując swoją przewagę siły i wzrostu. 

- Co ty, kurwa, właśnie zrobiłeś? - zapytał, a ten dźwięk zastąpił gorzkie parsknięcie.

Matt nie wiedział, że w jego plecy zostało wycelowane dwa pistolety, a ja błyskawicznie odszukałem swój, który wiedziałem doskonale, że należało zabrać.

- Jakim jebanym prawem? - Szarpnął starszym mężczyzną, i usłyszał przeładowania broni, a ja z Anthonym zrobiliśmy to samo, celując w plecy napastników. 

Złodziejka #2Where stories live. Discover now