𝕔𝕙𝕒𝕡𝕥𝕖𝕣 𝟜

Start from the beginning
                                    

- Pewnie. - odpowiedziałam od razu.

Kiedy pan Kim dotknął mojej dłoni, poczułam delikatny chłód jego palcy. Zerknęłam na niego, podczas gdy ten był skupiony na dokładnym ułożeniu mojej ręki.

- Staraj się utrzymywać taką pozycję dłoni, palce muszą być bardziej... prostopadłe do strun. - powiedział, podnosząc wzrok. Spojrzał prosto na mnie, nie zauważyłam nawet, że wciąż się na niego gapię. - Jesteś tu wciąż, czy odpłynęłaś już myślami do weekendu? - zaśmiał się.

Dopiero jego dźwięczny śmiech sprowadził mnie na ziemię.

- Oh, przepraszam. - mruknęłam, wracając wzrokiem na swoją dłoń i gryf od skrzypiec. Walczyłam ze sobą, żeby się nie zarumienić, jednak nie wyszło mi to za dobrze.

- Spokojnie, przecież cię nie wyzywam. - zapewnił spokojnym głosem. - Chcę tylko wiedzieć, czy zrozumiałaś co mówiłem na temat ustawienia dłoni?

- Tak, tak. - przytaknęłam. - Palce bardziej prostopadle do strun.

- Dokładnie, wtedy możliwy jest mocniejszy docisk, przez co dźwięk jest bardziej wyrazisty. Twój poprzedni nauczyciel mówił ci o takich rzeczach?

- Nie za bardzo. - mruknęłam. - Pokazywał mi jak grać dany dźwięk i jak zapisać go na pięciolinii. Raczej nie poprawiał czegoś takiego jak ustawienie ręki.

- Mh, to nie dobrze. Takie rzeczy są najważniejsze. - stwierdził mężczyzna. - Ale spokojnie, będziemy wszystko poprawiać na bieżąco. Chcę tylko, żebyś czuła radość z grania i nie bała się zadawać pytań, jeśli czegoś nie rozumiesz, okej? Jesteś tu, żeby się uczyć, więc to normalne jeśli czegoś nie wiesz.

- Dobrze, w razie czego będę pytać. - zapewniłam.

- To właśnie chciałem usłyszeć. - powiedział, wstając z krzesła.

Brunet podszedł do szafki, z której wyciągnął spięty spinaczem plik kartek. Usiadł z powrotem obok mnie i postawił książeczkę na stojaku nutowym.

- To zestaw ćwiczeniowy prostych utworów klasycznych. Są tak dopasowane, żeby ćwiczyć poszczególne zestawy dźwięków i przejść pomiędzy nimi. Chciałbym przerobić z tobą całość, nie jest to wcale taka duża ilość na jaką wygląda. Zazwyczaj z uczniami przerabiam to w maksymalnie trzy tygodnie, po dwie lekcje na tydzień. W zależności od tego jak sumiennie ćwiczą w domu. Myślę, że poradzisz sobie z tym nawet w dwa tygodnie. - spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. - Zacznijmy od pierwszego utworu. Wyjaśnię ci wszystko, żebyś w domu nie miała żadnych problemów z ćwiczeniem.

Przytaknęłam, słuchając jak mężczyzna tłumaczy mi wszystkie kwestie odnośnie utworu, który nam przerobić. Nie wiem, czy to zmęczenie po całym dniu szkoły, ale byłam dość rozkojarzona. Mój wzrok zawieszał się na dłoni nauczyciela, która jeździła po kartce, wskazując poszczególne takty.

- Rozumiesz? - zapytał, a ja oprzytomniałam. Spojrzałam na niego, krzyżując z nim wzrok. - Znowu myśli są gdzieś indziej?

- P-przepraszam. - mruknęłam, zażenowana. - Mam dzisiaj jakiś ciężki dzień, nie mogę się skupić.

- Rozumiem, w końcu jesteś po całym dniu w szkole, musisz być zmęczona.

- Troszkę. - przyznałam.

- Może powinniśmy zmienić dzień lekcji? Nie chcę, żebyś przychodziła tutaj zmęczona i bez chęci do grania. - stwierdził. - Może sobota rano? Chyba że jesteś z tych osób co śpią do 12 w weekend. - zaśmiał się.

- Nie, nie. - pokręciłam głową z uśmiechem. - Raczej wstaje wcześniej.

- Więc sobota 10 rano za tydzień?

- Dobrze, pasuje.

- W takim razie nie będę cię już męczyć dzisiaj, kończymy?

- Mhm. - przytaknęłam, sięgając po futerał od skrzypiec.

- Weź ze sobą te kartki, musisz z czegoś ćwiczyć. - powiedział, podając mi zeszyt z utworami.

- Dziękuję.

- Rozgadałem się trochę, wybacz. Już późno. Jeśli wracasz autobusem, musisz się pospieszyć, żeby się nie spóźnić. - stwierdził, pomagając mi zebrać szybko swoje rzeczy. Podałam mężczyźnie pieniądze i ruszyłam w stronę drzwi.

- Do zobaczenia w szkole. - powiedział, uśmiechając się na pożegnanie. - Leć już.

- Do widzenia! - rzuciłam, biegnąc w stronę przystanku.

Dobiegłam na miejsce w dosłownie pięć minut, zdyszana jak nigdy dotąd. Nie byłam pewna, czy autobus już odjechał, miałam szczerą nadzieję, że nie, ponieważ był to chyba już ostatni. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 20:31. Według rozkładu autobus powinien być 20:32. Westchnęłam z ulgą, siadając na ławce. Mama by mnie rozszarpała, gdyby jeszcze musiała przyjeżdżać po mnie na drugi koniec miasta.

Siedziałam, wpatrując się w niebo, na którym powoli można było już ujrzeć gwiazdy. Szukałam wzrokiem znanych mi gwiazdozbiorów, jednak nie znalazłam nic poza małym wozem. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 20:39.

- Aish, gdzie ten autobus? - mruknęłam podirytowana, wstając z ławki. Podeszłam bliżej drogi, wyglądając w stronę, skąd powinien nadjechać autobus. Cisza, brak żywej duszy.

Świetnie.

𝕋𝕖𝕒𝕔𝕙𝕖𝕣'𝕤 𝕡𝕖𝕥 | k.thWhere stories live. Discover now