- Colin, kurwa, jesteś w pełnym kasynie. -  Aaron odciągnął ode mnie chłopaka.

Uniosłam swój mętny wzrok na zajęte stoliki dookoła nas i poczerwieniałam.

Złapałam za rozdarcie sukienki i usiłowałam ukryć nagość. To jednak było całkowicie zbędne, ponieważ i tak już wszyscy widzieli kawałek mojego brzucha i to jak podatna byłam na dłonie partnera. To jak łatwo przychodziło mu doprowadzenie mnie do głodu i podniecenia palącego w podbrzuszu jak rozżarzony węgiel. 

Ale kiedy patrzyłam na te wszystkie obce mi twarze. Z trudem przełknęłam ślinę, a ta przekornie wysuszyła moje gardło na wiór.

- Och kurwa – przeklął narzucając na moje ramiona swoją marynarkę. – Jakim autem jesteś? – zwrócił się do przyjaciela.

- BMW – Aaron wzruszył ramionami. – A co?

Colin uśmiechnął się przebiegle i skinął ruchem głowy do kolegi, a ten z kolei wyszczerzył zęby w rekinim uśmiech. Colin bez słowa wziął mnie na ręce i podniósł w ślubnym stylu. Z trudem przyszło mi nie pisnąć, a wtedy usta Colina spoczęły na moich ustach.

- Ruda, idziemy na randkę! – krzyk Aarona wydarł ze mnie rechot, który Colin spijał.

- Och, jak dobrze – mruknął w moje wargi.

- Na randkę? – powtórzyłam z uśmiechem.

- My bywamy słabi w randki, ale postaramy się. Obiecuję – zapewnił jak rycerz unosząc wysoko swoją głowę. – Przynajmniej będzie śmieszniej, odrobinę śmieszniej. Ostatnio zbyt dużo pracujemy.

Miał racje, całe nasze dnie skupiały się na mojej szkole i kasynie. Ostatnio wydawało mi się, że nie miałam czasu na nic, a na pewno chciałabym w ciągu najbliższych dni spotkać Willa i resztę chłopaków. Byt mocno za nimi tęskniłam, aby pozwolić sobie na kolejne dni bez spotkania.

Niespodziewanie Aaron przebiegł obok nas z Ines na swojej piersi, a Colin uznał to jako początek wyścigu. Poważni mężczyźni nie powinni ścigać się do drzwi wyjściowych, a oni jednak nie potrafili się powstrzymać. Ochroniarz, który przytrzymał im drzwi umożliwił zwycięstwo obu mężczyzn, którzy byli zbyt wysportowani, aby zacząć zipać. Niemniej jednak ich oddechy przyspieszyły, a my zostałyśmy odstawione na ziemie w jednakowym tempie.

- To skończeni wariaci. – Ines szepnęła do mojego ucha. – Naprawdę zaczynam się ich bać.

- Wiesz jak radzić sobie z wariatami?

- Hm?

- Być jeszcze gorszą.

Jej oczy błysnęły zainteresowaniem. Wiedziałam, że wypiła lampkę wina, którą podał jej Aaron w imię bycia romantycznym, a poza tym twierdził, że potrzebowała odrobiny rozluźnienia. Niewielkiej, ale takiej, którą mógłby ją uraczyć w godzinach pracy.

- Z przyjemnością – wyprężyła swoje okrągłe piersi i złapała mnie za dłoń, gdy mężczyźni częstowali się papierosami w delikatnej odległości od nas, aby doprecyzować plan na wieczór.

Nie minęła chwila, a Colin wyciągnął telefon. Ktoś wyniósł z kasyna kilka win i  parę pełnych po brzegi bletek wręczając je szefowi.

Oczywiście finalnie skończyliśmy w aucie Aarona, który swoją jazdą wyrywał z nas pełne ekscytacji piśnięcia i okrzyki pełne radości.  Ines trzymała się  drzwi posyłając mu mordercze spojrzenie, a on za każdym jednym razem odpowiadał  jej rekinim uśmiechem, który znikał, gdy tylko beształa go za nie patrzenie na drogę. Aaron niespodziewanie zaparkował przy okolicznej plaży, Colin jeszcze na tylnym siedzeniu otworzył wino, które pił z gwinta, dzieląc się ze mną słodkim smakiem. Na tylnym siedzeniu rozdarł ostatni skrawek mojej sukienki, a na nagą pierś wcisnął mi swoją koszulę. Nawet jej nie zapiął, a jedynie zawiązał u spodu, co chroniło moje piersi przed bezceremonialnym negliżem. Ines miała na sonie koszulkę, więc zdjęła jedynie spodnie. Zakładam, że obie wybrałybyśmy coś innego niż koronki, gdyby ktoś nas uprzedził przed paradowaniem po plaży.

Złodziejka #2Where stories live. Discover now