2.6 Morderstwo

91 11 2
                                    

Posłałyśmy z Enolą na Whitechapel, w końcu skoro tam miał nas skierować autor listu, to musi tam coś być.

- Człowiek aż pęka z dumy, gdy czuje, że dobrze się spisał. - usłyszałam nagle od mojej przyjaciółki.

- My się spisałyśmy na medal. - uśmiechnęłam się do niej.

- Będzie o nas głośno, a Bessie odzyska siostrę. I tak rozwiązuje się... - i w tym momencie stanęłyśmy przed drzwiami do mieszkania.

- Sprawy? - były one uchylone, od razu poczułyśmy, że coś jest nie tak. Weszłyśmy do środka, a potem na górę po schodach. Enola wsunęła głowę między uchylone drzwi a framugę. Rozejrzała się powierzchownie po mieszkaniu, po czym je rozchyliła mocniej. - Sarah? - zapytałam niepewnie. Zaczęłyśmy wchodzić coraz głębiej do domu. Niby wszystko było na swoim miejscu, ale jednak coś było bardzo nie tak. Zobaczyłyśmy słoje z muchami w środku, w jednym były żywe, ale w drugim nie. Poszłyśmy do innego pomieszczenia, na ziemi leżało mnóstwo kartek, niektóre meble były powywalane. Enola chwyciła szczotkę, na której znalazł się rudy włos.

- Jest i Pan Mak. - stwierdziła idąc w kierunku ubrań na ścianie. Odwróciłam głowę do tyłu słysząc jakiś dźwięk, a potem serce mi stanęło.

- Mae. - podbiegłam do łóżka na którym leżała zakrwawiona dziewczyna. Brunetka poszła za mną. Miała w pierś wbity nóż kuchenny. Położyłam swoje dłonie na około tego miejsca, starałam się powstrzymać krwawienie. - Co się stało?

- Kto ci to zrobił? - czułam jak oddech mi przyspiesza, a głos mojej przyjaciółki słyszałam jak przez mgłę. - To był on? Chłopak Sary? Mae! - pokazała na coś ręką, ale nie zwracałam na to teraz uwagi.

- Nie, nie! Będzie dobrze. Wezwiemy lekarza. Wszystko będzie dobrze. - jednak już po chwili czarnowłosa zaczęła zamykać oczy. - Nie. Nie, nie, nie! - wszelkie dźwięki ze świata zewnętrznego przestały do mnie docierać. Popatrzyłam na swoje zakrwawione dłonie, a potem na ciało dziewczyny. Potem moje spojrzenie przeniosło się na rękę Mae, którą coś wcześniej wskazywała. Wyciągnęłam z jej kieszeni kartkę papieru, Enola popatrzyła na to ze łzami w oczach. Rozwinęłam papier by zobaczyć jakąś kompozycję o tytule "Prawda o Bogach". Usłyszałyśmy jak ktoś wchodzi, więc szybko schowałam kawałek papieru w rękaw, starając się uspokoić zszargane nerwy. Do pomieszczenia wszedł Lestrade, wydawał się zaskoczony naszą obecnością, ale nie dziwiłam się.

- Panna Holmes? Panna Clark?

- Inspektor Lestrade. - powiedziała brunetka.

- Enola Holmes...i Klaudia Clark...

- Lestrade... Ona jest...

- Nie żyje. - wszedł jej w słowo mężczyzna, a ja ciągle się patrzyłam w plecy przyjaciółki. - Jak do tego doszło? - popatrzył na moje dłonie i En, na jej rękach też znajdowało się trochę krwi. Chciałam coś powiedzieć, ale głos mi ugrzązł w gardle. Wiem, że już zabiłam jedną osobę, ale to inna sytuacja gdy patrzysz jak ktoś umiera i nie jesteś w stanie mu pomóc.

- O nie, nie, nie. My prowadzimy tutaj śledztwo. Szukamy zaginionej dziewczyny.

- Tej dziewczyny? - zapytał mężczyzna, nie wiem jak mam opisać jego tonację.

- Nie, nie, nie. Ona ma na imię Mae. Yy...wiemy, że pracowała w Teatrze Paragon i w fabryce zapałek. Była tancerką i przyjaźniła się... - nagle usłyszałyśmy uderzenie laski o podłoże, zupełnie takie jak wcześniejszego wieczora. Popatrzyłam tylko delikatnie w bok na drzwi, które miały się lada moment otworzyć.

- Nadinspektor Grail. - powiedział Lestrade gdy do pomieszczenia wszedł mężczyzna w meloniku z laską.

- Dzień dobry. - jego głos nie przypadł mi do gustu.

- Dzień dobry. - odpowiedział mu tym samym inspektor. - Zostałem tutaj wezwany z powodu zaburzenia spokoju. Ktoś słyszał krzyki, a na miejscu spotkałem te młode kobiety.

- Ich imiona?

- Enola Holmes. - powiedziała moja przyjaciółka, a gdy zobaczyła, że nie kwapie się by zdradzić swoje postanowiła mnie wyręczyć. - I Klaudia Clark. - nadinspektor popatrzył na mężczyznę obok nas.

- Tak, jego siostra. I jej przyjaciółka. Też detektywki. - w tym momencie wszelkie dźwięki przestały do mnie dochodzić. Choć powinnam to inaczej określić, rozumiałam i słyszałam wszystko, ale jednocześnie czułam się jakbym stała po środku wielkiej pustki. Ciągle się tylko patrzyłam na martwe ciało Mae, czego dotyczy ta sprawa, skoro niewinna kobieta została zamordowana?

- Próbowała uciskać ranę! Obie chciałyśmy ją ratować! - usłyszałam jak Enola starała się nas bronić.

- Przeszukaj je inspektorze.

- Nie mogę. Przecież tak nie wypada. - odmówił Lestrade, za co byłam mu wdzięczna.

- Nie kombinuj, Lestrade. Nie wygłupiajmy się tak. Dziewczyny są detektywkami. Wiedzą, jak to działa. - mężczyzna do nas podszedł, najpierw zaczął sprawdzać En. - Daj tę torebkę! - dziewczyna mu ją dała. - Co to jest? - zapytał mając na myśli kartkę z wierszem. Grail zaczynał coraz bardziej mnie irytować.

- Dowód w sprawie. - powiedziała tylko brązowooka.

- A tam? - pokazał na mój rękaw, kawałek kartki z niego wystawał. Wyciągnęłam go szybkim ruchem.

- Nic takiego. - odezwałam się poraz pierwszy od ich przyjścia.

- To czemu to ukrywasz? - miałam wrażenie, że mówi do nas jak do dzieci, strasznie mnie to denerwowało. - Zostałyście znalezione na miejscu zbrodni nad świeżymi zwłokami. Ukrywanie dowodów nie działa na waszą korzyść.

- Panie nadinspektorze, chyba pan nie wierzy, że...

- W co mam niby nie wierzyć?! Panienko! - wzdrygnęłam się, gdy mężczyzna krzyknął wchodząc w zdanie Holmes. - Że takie młode damy nie mają tendencji do zabijania? Dawaj mi to. - wyciągnął rękę w moją stronę, chcąc bym oddała nowy dowód. Ja jednak poprostu kopnęłam go tam gdzie najbardziej boli mężczyzn, po czym jakimś cudem wybiegłyśmy z mieszkania. Biegłyśmy przez Londyn, a za nami podążali policjanci, w pewnym momencie, nie wiem nawet jak znalazłyśmy się na dachu, a Enola się chyba pośliznęła i złapała się rynny by nie spaść. Chciałam jej pomóc, ale zanim cokolwiek zrobiłam, to rynna trochę się przemieściła.

- Wybacz, że przeszkadzamy, ale czy możemy prosić o przysługę? - zwróciła się do kogoś za oknem, młody chłopak je otworzył, a my weszłyśmy do środka. Kupiłyśmy od niego ubrania, założył na siebie jedną z naszych sukienek, ale nie przeszkadzało mi to. Teraz miałyśmy na sobie spodnie, koszule i marynarki. - Dobra, to co teraz robimy? - zastanowiłam się przez chwilę i wpadłam na pomysł, który nie koniecznie mógł się spodobać brunetce.

- Chodź. - poprostu ją pociągnęłam na Baker Street, wpadłyśmy tam jak burza. Sherlock tam na szczęście był. - Zanim zapytasz o cokolwiek, pozwolisz nam się gdzieś schować? - zapytałam szybko zagryzając policzek od środka, a czarnowłosy zmarszczył brwi. Już chciał o coś zapytać, ale ostatecznie poszedł do drugiego pomieszczenia i uniusł do góry tablicę ze szczegółami swojej sprawy.

- Możecie się ukryć tutaj, jeśli się zmieścicie. - od razu się tam wpakowałyśmy, gdy cała nasza trójka usłyszała pukanie. Sherlock posłał nam ostatnie spojrzenie, zanim tablica opadła, a mężczyzna poszedł otworzyć. Zaczęłam brać głębokie oddechy, a Enola położyła mi dłoń na ramieniu, chcąc mnie uspokoić. Zagubienie, adrenalina, dezorientacja, to wszystko zaczęło ze mnie uchodzić, a łzy pojawiły się w moich oczach. To co się działo zaczynało mnie powoli przerastać, czułam się jak dziecko we mgle, już kompletnie nie wiedziałam czego mam się chwycić. Nagle głos Sherlock'a i Lestrade'a były lepiej słyszalne niż wcześniej.

Sama nie znaczy samotna Where stories live. Discover now