12. Trudny wybór

147 2 0
                                    

- Czekamy aż zostawi wiadomość. - powiedziała Enola, jednak nie wdawała się w szczegóły. - Puki co nic.

- Wiadomość? - trochę nie rozumiał Tewkesbury.

- Lubi szyfry. - uśmiechnęłam się mówiąc to, pamiętam jak potrafiła siedzieć z nami godzinami przy stole. Układała różne zagadki, kody, szyfry, a my musiałyśmy je odczytywać, zazwyczaj robiłyśmy to w nasze spokojniejsze dni pod wieczór, by sprawdzić czy nasze mózgi jeszcze nie potrzebują odpoczynku. - Zakodowane wiadomości, które trzeba odszyfrować. - dalej się uśmiechałam, a brunetka w tym czasie usiadła obok markiza.

- Dlaczego miałaby ją zostawić? - posmutniałyśmy z Holmes.

- Bo nas opuściła. - powiedziała szybko En. - Myślałyśmy, że chce żebyśmy ją znalazły, ale już nie jesteśmy tego pewne. Więc zamieściłyśmy ogłoszenie i liczymy, że nam odpowie. - brunetka zabrała z rąk chłopaka gazetę.

- Codziennie sprawdzamy gazety. - brązowooka zaczęła je układać w kupkę po czym przez przypadek te które trzymała jej wyleciały z rąk na podłogę.

- Podniosę. - oboje schylili się by podnieść gazety.

- Nie patrz tak na nas. - powiedziałyśmy równocześnie jak często nam się zdarza. Chłopak patrzył na nas ze współczuciem.

- Przykro mi. - wymamrotał brunet.

- Nie chcemy twojego współczucia Tewkesbury. Jeśli nie przestaniesz tak na nas patrzeć, Panie irytujący mądralo, wielki markizie bezczelgrodu, to sama cię zamorduję! - zdziwiły mnie słowa dziewczyny, jeszcze nigdy nie słyszałam u niej takiej agresji, nawet gdy zdarza nam się pokłócić.

- Ludzie nigdzie nas nie chcą, prawda? - patrzył raz na En, a raz na mnie.

- Tak. - odparłam nie mogąc patrzeć na ten smutny obraz.

- Ale przynajmniej mamy siebie. - dodał po chwili już bardziej optymistycznym tonem.

- Zaparzę herbatę. - mruknęła Enola chwytając mnie za rękę i ciągnąc w kierunku kuchni.

- Naprawdę uważacie, że cały czas coś mi grozi? - poszedł za nami wypytując. - Tylko co?

- Twoja przeszłość i przyszłość. - ja i brunetka zajęłyśmy się robieniem herbaty.

- Nie nadążam.

- Twoja rodzina. Nie wysłali prywatnego detektywa, chociaż mogli to zrobić. Za to wysłali mordercę. - wytłumaczyłam pokrótce o co chodzi.

- Dlaczego chcieliby mnie zabić? - miałam ochotę prychnąć, znów zrobił się naiwny.

- Jest mnóstwo powodów. - Enola znów zaczęła mnie ciągnąć jednocześnie mówiąc. - Twoja osobowość, twoje śmieszne włosy, twój głupi uśmiech, a może twoje ziemie, majątek, tytuł lorda, twój status. - musiałam powstrzymać słowotok przyjaciółki.

- Dlatego też chcieli by zginął twój ojciec. Chciwość zmienia ludzi nie do poznania. - staliśmy teraz przy kominku (chodzi do gotowania).

- Czyli zakładacie, że zabili mojego ojca?

- Nie zakładamy, my to wiemy. - powiedziałam patrząc mu w oczy z pełną powagą.

- Nie, nie, nic z tego nie ma ani trochę sensu. Mój ojciec zginął z rąk włamywaczy, a poza tym byłoby łatwiej zabić mnie zanim uciekłem.

- Jasne, zgadzamy się, myślimy, że próbowali. - dałam mówić mojej przyjaciółce, bo usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi, więc odwróciłam w tamtą stronę wzrok, tylko po to, by zobaczyć Lestrade'a. Czajnik zaczął wydawać z siebie gwizd. - Znalazłyśmy tą gałąź która o mało cię nie zabiła. Była nacięta.

- Nacięta? - nie myśląc co robię chwyciłam w dłoń rączkę czajnika.

- Lepiej się nie..  - i Lestrade dostał ode mnie z czajnika. Zamrugałam dwa razy, a w tym czasie Tewkesbury musiał chwycić mnie za rękę byśmy mogli uciec z tego pomieszczenia. Jeszcze zanim do tego doszło, uderzyłam głową mężczyzny o stół, chciałam nam dać dodatkową chwilę czasu. - Stać, mówię, stać!

- Szybciej. - powiedziała En, gdy biegliśmy po schodach.

- Kto to jest? - zapytał brunet. Wbiegliśmy do naszej sypialni zamykając drzwi.

- Przesuńcie to. - kazała brązowooka, a ja i Basilwether zrobiliśmy to bez najmniejszego sprzeciwu.

- Otwierajcie drzwi Panny Posy. A może powinienem powiedzieć "panno Holmes" i "panno Clark"? - próbował wyważyć drzwi, a my przytrzymywaliśmy komodę.

- Inspektorze Lestrade, chciałybyśmy zgłosić usiłowanie zabójstwa! - krzyknęła, a ja starałam się zamknąć drzwi dłonią, coraz bardziej się otwierały.

- Musi nas Pan wysłuchać! - dodałam.

- Widzisz tamto okno? - brunetka skierowała wypowiedź do chłopaka. - Prowadzi prosto na dach. Musisz się tam wdrapać i uciec gdzieś daleko. Klaudia ci pomoże.

- I cię zostawić? - niedowierzał.

- Nie pójdę bez ciebie. - zaprzeczyłam.

- Muszę przytrzymać drzwi. - znów staraliśmy się dopchnąć komodę.

- Ale ty też musisz uciec.

- Jak złapie ciebie, czeka cię pewna śmierć, jak złapie mnie, będę żyła, ale nie tak jak chcę. - popatrzyła na mnie. - Sam sobie nie poradzi. Uciekajcie.

- Nie chcę cię tu zostawiać, Enola. - tym razem powiedziałam równocześnie z Tewkesbury'm, było to dla mnie zaskoczeniem.

- Uciekajcie, już! - markiz odciągnął mnie, pomimo moich protestów, kilka łez popłynęło mi po policzkach gdy wychodziłam przez to cholerne okno. Chłopak też wyszedł, po czym zaczęliśmy uciekać dachem. Biegliśmy tak przez chwilę, ale w pewnym momencie zeszliśmy na dół, osunęłam się po ścianie na ziemię i zaczęłam płakać bez opamiętania. Straciłam właśnie przyjaciółkę i nie zostałam z nią do końca.

- Co ja zrobiłam? - zapytałam płacząc. - Co ja zrobiłam!? - tym razem krzyknęłam jeszcze bardziej wpadając w panikę. Poczułam jak ktoś przytula mnie do siebie. - Tewkesbury, zostawiłam ją. Zostawiłam. - płakałam wtulając się w niego, a chłopak tylko przytulał mnie do siebie czekając aż się uspokoję. Dokonałam dzisiaj wyboru, ale jestem pewna, że nie był on słuszny do końca.

Sama nie znaczy samotna Where stories live. Discover now