epilogue

301 25 41
                                    

- Nigdzie nie spadasz! - złapał go za rękę ten sam pirat, którego spotkał przed magazynem. Jego oczy odbijały przerażoną twarz Wooyounga. Jung nie wiedział, co właśnie robi.

Uśmiechnął się delikatnie i powiedział cicho do szatyna:

- Nie pozwól mi się w tobie zakochać - i wtedy padł strzał ze strzelby jego ojca. Chłopak wyślizgnął się z ręki szatyna i runął w głąb morza.

Zapamiętam tamtą chwilę do końca mojego życia. Woda była lodowata, ale nie przeszkadzało mi to. Zamknąłem oczy i czekałem aż moje ciało opadnie na samo dno niczym zatopiony statek. Było mi wszystko jedno.

Nie ważne czy zostałbym na zawsze na dnie morza czy wypłynąłbym. Zobojętnienie byłoby mniej problematyczne.

Odchyliłem lekko usta i pozwoliłem wodzie wedrzeć się do nich. Słonawy smak otarł się o mój język, a woda zaczęła przedostawać się do mojego gardła.

Chwilę po tym straciłem przytomność gotów stać się kolejnym zagniłym wrakiem, które pozostanie w wodzie już do samego końca.

-Oddychaj, proszę....

Czy mógłbym nazwać to pierwszym pocałunkiem?

- Aha, czyli okłamałaś mnie! - Seonghwa rzucił we mnie poduszką. Z hukiem spadłem z łóżka na okrytą brudnym orientalnym dywanem podłogę. - Mówiłeś, że twój pierwszy pocałunek był z kapitanem!

Zacząłem się śmiać. Seonghwa od położył palca na ustach, pokazując mi żebym był cicho. Był środek nocy. Powinniśmy dawno spać, a my siedzieliśmy przy małej lampce i przy kieliszku starego, ale dobrego wina opowiadaliśmy sobie różne historie. Już widziałem przed oczyma wkurzonego Sana, który wparowałby do kajuty i zwyzywałby nas od degeneratów i pijaków.

- Woo... Przestań śmiać się na cały statek, zaraz wszystkich obudzisz - szepnął do mnie Hwa, a ja jak głupi dalej rżałem, nie widząc potrzeby uciszenia się.

- Naprawdę mi uwierzyłeś?  Ahahahahahhahah San nigdy nie pozwoliłby skraść mojego pierwszego pocałunku,  mógłby go nawet przemocą zdobyć!

Choć czy aby na pewno to był pierwszy pocałunek? Cóż, dla Sana na pewno. Ale ja nie zaliczyłbym tego do końca. Po pierwsze byłem nieprzytomny, po drugie  to była resuscytacja krążeniowa oddechowa, a po trzecie nie było to romantyczne.

Ale pocałunek z kapitanem też nie był romantyczny...

Dobra chuj z tym.

- Brzmiałeś wiarygodnie...

- Oj głupi, naiwny Seonghwa - zaśmiałem się i rozwaliłem jego starannie ułożone platynowe włosy kilkoma pacnięciami w głowę.

- Dobra mów lepiej co było dalej - uśmiechnął się. Policzki miał całe czerwone a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Już pierwsza lampka wina dobrze mu siadła. Dzieciak musiał mieć naprawdę słabą głowę. Szkoda, że zorientowałem się, dopiero gdy wypił połowę butelki.

- No a co miało być? Obudziłem się i wyplułem całą wodę z płuc wprost na jego anielskie oblicze.

Seonghwa zaczął się tak bardzo śmiać, że stracił równowagę i choć siedział prosto na łóżku spadł z niego wprost na mnie.

Ja też byłem pijany.

Obaj byliśmy.

Wszystko wokół nas wirowało i było takie wesołe, zupełnie odwrotnie do tego co działo się na zewnątrz.

- I to tyle?

- No nie... To dopiero początek naszej historii. Wziął mnie w ramiona niczym pannę młodą a jego oczy zmrużone przez rażące słońce połyskiwały najprawdziwszym blaskiem skrytych pod płaszczem dnia gwiazd. Był chyba naprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek dane było mi zobaczyć...

WONDERLAND: captain's return // ATEEZ PIRATE AU Where stories live. Discover now