third

271 28 9
                                    

Obraliśmy kurs na zachód. Naszym pierwszym celem stała się jedną z wielu wysp archipelagu dalizyjskiego, który odwiedziliśmy już kiedyś na początku mojej przygody z Nibylandią. Wyspa na którą zmierzaliśmy, była czymś w rodzaju głównej wyspy, która słynęła z niesamowicie ostrego jedzenia, dobrego piwa i horrendalnie dużej liczby karcianych potyczek. Prawda, że brzmi jak idealne miejsce, gdzie znaleźlibyśmy Mingiego?

Obsługa tak sporego statku w dwie osoby była niezwykle trudna. Sam proces zwijania żagli w odpowiednim czasie i robienie zwrotów. Czasu na odpoczynek nie było, musieliśmy być ciągle na posterunku. Znaczy San był, bo będąc szczerym zdarzyło mi się kilka razy przysnąć, gdy była moja kolej stania za sterem.

Pierwszy postój zrobiliśmy piątego dnia naszej żeglugi. Musieliśmy zrezygnować z dalszego kursu z powodu strasznej ulewy, która zbierała się na naszej trasie. Zatrzymaliśmy się więc w małym miasteczku portowym, by uzupełnić zapasy pitnej wody i zjeść wreszcie porządny ciepły posiłek. Zrzuciliśmy kotwicę na jednej z dzikich plaż i zeszliśmy ze statku ubrani w długie czarne peleryny z przytroczonymi do pasów szablami. Wyglądaliśmy zupełnie tak jak dawniej... Tyle że w znacznie okrojonym składzie.

- Sannie, nie miałem jeszcze okazji pytać, ale dalej są na ciebie listy gończe?

- Nie wiem- wzruszył rękoma. Racja, skąd mógł wiedzieć, jak przez ostatnie dwa lata nie opuszczał nawet okolic Can. - Pewnie jakieś by się znalazły, ale bliżej kraju Crone.

Na każdego z nas musiały być jakieś listy. Byliśmy w końcu mordercami, wrogami publicznymi władzy, ale i bohaterami prostych ludzi. Takich zawsze szybko chciano się pozbyć.

Zatrzymaliśmy się w pierwszej lepszej karczmie, w której było wyjątkowo tłoczno jak na tak maluteńką miejscowość. Znaleźliśmy jakiś wolny stolik w kącie knajpy i obserwowaliśmy zbiorowisko ludzi, którzy ustawili się wokół jednego pustego stolika jakby wyczekiwali jakiegoś orędzia.

- Co dla was? - do naszego stolika podeszła wysoka rudowłosa dziewczyna, której jasna skóra była pokryta w całości złotymi plamkami. Jej oczy były niezwykle niebieskie, wręcz można by rzec że odbijały w sobie całą barwę wzburzonego w tamtej chwili morza.

- Dwa mocno wypieczone steki i kufel...

- Dwa kufle piwa - poprawiłem Sana i ze zwycięskim uśmiechem na twarzy oddałem menu kelnerce. - Dziękuję.

- Nie powinieneś pić piwa...

- A dlaczego niby nie? Jestem dorosły, mam dwadzieścia dwa lata...

- Cztery.

- Ah racja... - speszyłem się. Cały czas zapominałem, że od moich ostatnich urodzin minęły dwa puste w mojej pamięci lata. - Nie pamiętam, kiedy ostatni raz piłem. Chciałbym znów spróbować znów lekko gorzkawego smaku chmielu - wyszczerzyłem się.

Nie skłamałem. Wraz z moją amnezją zapomniałem wielu smaków, które tak doskonale musiałem znać. Nie potrafiłem przypomnieć sobie smaku wina, ani soku porzeczkowego. Zapomniałem też jak smakują słodycze i tylko gdzieś daleko w mojej pamięci zachował się posmak mlecznej czekolady. Był za to smak który doskonale zapamiętałem i miałem wrażenie jakbym czuł go cały czas. Nieprzyjemny metaliczny posmak krwi. Czułem go nawet pijąc zwykłą wodę. Tak jakby moje kubki smakowe przesiąkły kiedyś krwią na tyle, że nie potrafiły wyzbyć się jej ohydnego posmaku.

Po kilku minutach ta sama kelnerka co przyjęła od nas zamówienie położyła przed nami dwa spore kufle wypełnione złotawym trunkiem z jasną pianką u góry. Wziąłem pierwszego łyka z wielką radością, choć ku rozczarowaniu napój nie smakował tak jak sobie wyobrażałem. Mimo to, spróbowanie piwa po takim czasie było przyjemnym uczuciem  Nie sądziłem, że może mi kiedykolwiek brakować alkoholu w życiu tak jak w tamtym momencie.

WONDERLAND: captain's return // ATEEZ PIRATE AU Onde histórias criam vida. Descubra agora