- San, jesteś niepoważny!
- Niepoważny?! Chyba nie wiecie co mówicie! Zrobię to co uważam za słuszne.
- Kieruje tobą egoizm!
- A tobą menopauza!
- Choi San nakazuje ci się uspokoić.
- Nie uspokajaj mnie! Podjąłem decyzję, wyjeżdżam. I mam gdzieś czy dacie mi przyzwolenie czy nie. Chciałem poprosić was tylko o jedną przysługę, ale jeśli nawet to ma być przyczyną kolejnego gówno-sporu to podziękuję!
- Nie powinieneś go zostawiać!
- Chyba lepiej wiem co powinienem a czego nie. To tylko pół roku.
-Aż pół roku.
-Do widzenia!
Obudził mnie głośny trzask drzwi. Od razu podniosłem się z upchanego sianem łóżka i pomimo paraliżującego wszelkie kończyny bólu wstałem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu wzrokiem i nie ujrzałem żadnej żywej duszy. W izbie było wyjątkowo cicho, choć byłem przekonany, że gdy spałem było tam niezwykle głośno. Musiało tam być z minimum trójka osób. Jedyne co po tym zostało to chyba nieprzyjemna rozchodząca się po całej chacie nerwowa atmosfera.
Nie miałem co leżeć w łóżku jak już wstałem, więc chwyciłem za drewniane kule leżące oparte o ścianę i ruszyłem przed siebie. Delikatnie uchyliłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Od razu pierwsze co mi się rzuciło w oczy to San siedzący przed chyba dopiero co rozpalonym ogniskiem nad którym wisiał już zielonkawy gar.
- Wyjątkowo wcześnie dzisiaj śpiąca królewna wstała - zaśmiał się jak nigdy i posunął się by zrobić i mi miejsce przy ognisku. - Jak ręka? Dalej boli?
- Nie... Już w porządku - z rana już nie czułem żadnego bólu w tej części ciała, więc całkowicie zapomniałem o schowanej pod żółtawym bandażem ranie. - Chyba nie odpadnie mi ręka.
- Nie jestem dobry jak Sang, ale wydaje mi się, że chyba dobrze ją opatrzyłem.
- Nie zrobiłeś ze mnie mumii i to najważniejsze.
- Korciło - zaśmiał się ponownie. - Przynajmniej siedziałbyś cicho i nie gadał tyle.
- Masz coś do mojego gadulstwa?
- Nie, skądże... Jakby ciekła z niej ropa albo coś, zwróć się do starej Helen, ona ci pomoże.
Spojrzałem na niego lekko zdziwiony. Stara Helen, jedyna zielarka i pseudo znachorka w wiosce mieszkała na skraju gęstego lasu. San jeszcze dzień wcześniej nie pozwolił mi się przespacerować samemu do wioski, a co dopiero do jej chaty. Dziwne, że teraz sam mi to zaproponował.
- A nie mogę się z tym udać do ciebie?
- Mówiłem, nie jestem w tym najlepszy. Ja ci wyrządzę bardziej krzywdę, ona pomoże - nawet nie spojrzał mi w oczy tylko, jak gdyby nigdy nic dołożył chrustu do ognia. Do moich nozdrzy po chwili dotarł piękny zapach gotowanego w osolonej wodzie mięska. - Dlatego w razie co, skontaktuj się z nią.
San nie był osobą, z której mimiki twarzy dało się wyczytać wiele. Jego mina cały czas była wykrzywiona i wyglądał na wkurzonego nawet wtedy kiedy coś go w miarę cieszyło. Dlatego zacząłem zwracać uwagę na jego pojedyncze, małe ruchy. Dzięki temu potrafiłem wyczytać kierujące nim emocje. Tak było dawniej....
Od kiedy się wybudziłem nie umiem dostrzec w jego oczach żadnego stanu, czy emocji. Tak jakby ta wypracowana przez nas więź została nagle permanentnie zerwana. Od tamtej chwili widziałem w jego oczach jedynie puste ślepia prowadzącego do nikąd. Mogłem zdawać się jedynie na własną intuicję mówiącą mi, że partner odczuwa tę lub inną emocje, ale nie miałem pewności.
YOU ARE READING
WONDERLAND: captain's return // ATEEZ PIRATE AU
FanfictionNajbardziej bolesną rzeczą w ludzkiej egzystencji jest świadomość wartości czasu. Nie da się go zmienić, a każda próba przeciwstawienia mu się skutkuje karą. Klepsydra czasu znów się przesypuje, a ostatni dzwoneczek mocno pulsuje. Kapitan legendarn...