second

307 26 52
                                    

- San, jesteś niepoważny!

- Niepoważny?! Chyba nie wiecie co mówicie! Zrobię to co uważam za słuszne.

- Kieruje tobą egoizm!

- A tobą menopauza!

- Choi San nakazuje ci się uspokoić.

- Nie uspokajaj mnie! Podjąłem decyzję, wyjeżdżam. I mam gdzieś czy dacie mi przyzwolenie czy nie. Chciałem poprosić was tylko o jedną przysługę, ale jeśli nawet to ma być przyczyną kolejnego gówno-sporu to podziękuję!

- Nie powinieneś go zostawiać!

- Chyba lepiej wiem co powinienem a czego nie. To tylko pół roku.

-Aż pół roku.

-Do widzenia!

Obudził mnie głośny trzask drzwi. Od razu podniosłem się z upchanego sianem łóżka i pomimo paraliżującego wszelkie kończyny bólu wstałem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu wzrokiem i nie ujrzałem żadnej żywej duszy. W izbie było wyjątkowo cicho, choć byłem przekonany, że gdy spałem było tam niezwykle głośno. Musiało tam być z minimum trójka osób. Jedyne co po tym zostało to chyba nieprzyjemna rozchodząca się po całej chacie nerwowa atmosfera.

Nie miałem co leżeć w łóżku jak już wstałem, więc chwyciłem za drewniane kule leżące oparte o ścianę i ruszyłem przed siebie. Delikatnie uchyliłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Od razu pierwsze co mi się rzuciło w oczy to San siedzący przed chyba dopiero co rozpalonym ogniskiem nad którym wisiał już zielonkawy gar.

- Wyjątkowo wcześnie dzisiaj śpiąca królewna wstała - zaśmiał się jak nigdy i posunął się by zrobić i mi miejsce przy ognisku. - Jak ręka? Dalej boli?

- Nie... Już w porządku - z rana już nie czułem żadnego bólu w tej części ciała, więc całkowicie zapomniałem o schowanej pod żółtawym bandażem ranie. - Chyba nie odpadnie mi ręka.

- Nie jestem dobry jak Sang, ale wydaje mi się, że chyba dobrze ją opatrzyłem.

- Nie zrobiłeś ze mnie mumii i to najważniejsze.

- Korciło - zaśmiał się ponownie. - Przynajmniej siedziałbyś cicho i nie gadał tyle.

- Masz coś do mojego gadulstwa?

- Nie, skądże... Jakby ciekła z niej ropa albo coś, zwróć się do starej Helen, ona ci pomoże.

Spojrzałem na niego lekko zdziwiony. Stara Helen, jedyna zielarka i pseudo znachorka w wiosce mieszkała na skraju gęstego lasu. San jeszcze dzień wcześniej nie pozwolił mi się przespacerować samemu do wioski, a co dopiero do jej chaty. Dziwne, że teraz sam mi to zaproponował.

- A nie mogę się z tym udać do ciebie?

- Mówiłem, nie jestem w tym najlepszy. Ja ci wyrządzę bardziej krzywdę, ona pomoże - nawet nie spojrzał mi w oczy tylko, jak gdyby nigdy nic dołożył chrustu do ognia. Do moich nozdrzy po chwili dotarł piękny zapach gotowanego w osolonej wodzie mięska.  - Dlatego w razie co, skontaktuj się z nią.

San nie był osobą, z której mimiki twarzy  dało się wyczytać wiele. Jego mina cały czas była wykrzywiona i wyglądał na wkurzonego nawet wtedy kiedy coś go w miarę  cieszyło. Dlatego zacząłem zwracać uwagę na jego pojedyncze, małe ruchy. Dzięki temu potrafiłem wyczytać kierujące nim emocje. Tak było dawniej....

Od kiedy się wybudziłem nie umiem dostrzec w jego oczach żadnego stanu, czy emocji. Tak jakby ta wypracowana przez nas więź została nagle permanentnie zerwana. Od tamtej chwili widziałem w jego oczach jedynie puste ślepia prowadzącego do nikąd. Mogłem zdawać się jedynie na własną intuicję mówiącą mi, że partner odczuwa tę lub inną emocje, ale nie miałem pewności. 

WONDERLAND: captain's return // ATEEZ PIRATE AU Where stories live. Discover now