first

369 27 31
                                    

Nie pamiętam, w jaki sposób uciekłem ze statku. Momentu, kiedy podjąłem tę decyzję - tym bardziej.

Amnezja jest okropnym uczuciem. Przysięgam! 

Czujesz się jakby ktoś dosłownie włamał się do twojego umysłu i wyciął kawałek wspomnień. Jakbyś przez jakiś czas swojego życia wegetował w jednym miejscu, albo był w śpiączce. Może naprawdę zasnąłem...

Moim ostatnim wspomnieniem sprzed ucieczki był San siedzący przy mnie i mojej prawie zgniłej fioletowej nodze, która wyjątkowo nie odpadła. Potem jedynie pojawiają mi się pojedyncze sceny przed oczyma. Pamiętam moją ostatnią rozmowę z Seonghwą i jego relacje z kapitanem. Pamiętam również kiedy zaatakowaliśmy statek księcia. Potem chyba uciekłem.Czasem słyszę też w uszach płacz. Ale nie jednej osoby. Kilku. Głosy o różnych barwach i tonach.

Od kiedy odzyskałem świadomość mam cały czas wrażenie jakbym nie pasował do tego świata, jakby mnie tu nie powinno być.

Brakuje mi mojej dawnej kondycji, nie mogę nawet biegać, cały czas poruszam się o kulach. Mam problemy z oddychaniem i szybko się męczę. A przecież kiedyś taki nie byłem.

Na szczęście jest ze mną Sannie. Wytłumaczył mi wszystko, co się stało przed ostatnie dwa lata. Opowiedział jak w ogóle znaleźliśmy się z powrotem w Can. I dlaczego nie ma z nami reszty załogi.

Niby wreszcie odzyskaliśmy spokojne beztroskie życie z dala od walk i przelewania krwi, ale nie czułem się szczęśliwy. Brakowało mi wiatru we włosach, który czułem pływając po bezkresnych wodach.

- Sannie! - z trudem wyszedłem z izdebki należącej do chłopaka. Stała prawie na plaży, skąd San miał niedaleko do morza, w które codziennie wypływał na połów ryb.

Różnił się od jego postaci pojawiającej się w moich wspomnieniach diametralnie. Miał krótkie kruczoczarne włosy, które czasem w blasku księżyca nabierały granatowego połysku. Jego twarz była o wiele bardziej zmęczona, ale i dojrzalsza. Znaczy... Sannie zawsze wyglądał na najstarszego z nas, był poważny i spoglądał na wszystkich spojrzeniem typowego żołnierza, ale... Teraz był inny. Czasem zastanawiam się, co się wydarzyło, że jego twarz przybrała aż tak strasznie wymęczoną minę. Ale w sumie każdy, nawet taki terminator jak San, byłby zmęczony gdyby dzień w dzień musiał opiekować się taką kaleką jak ja. Był też bardzo opalony, w przeciwieństwie do trupio bladego mnie, choć zawsze to ja szczyciłem się tą ciemną, oliwkową, lekko złotą skórą. Zawsze nosił czarne skórzane i długie rękawice, których nigdy nie ściągał, nawet do snu.

- O wstałeś - spojrzał na mnie, porzucając na chwilę rozplątywanie sieci. - Wyspany?

- Jak najbardziej - uśmiechnąłem się do niego szeroko i wtukilem w jego naprawdę umięśniony tors. Mam wrażenie, że przez te dwa lata nieźle pakował, bo takiego sześciopaku to nikt z załogi nie miał. - Było mi zimno bez ciebie w łóżku, więc wylazłem.

- Nie mogłem zostać dłużej, mam pracę.

- Ale czy ja coś mówię? Wiem, że masz obowiązki.

- Zabrzmiałeś, jakbyś nie pamiętał.

Znowu to samo. Wiecznie naburmuszony San bez humoru i chęci do życia. Cóż, przyzwyczaiłem się.

- Sannie?

- Tak?

- Mogę dzisiaj wypłynąć z tobą?

WONDERLAND: captain's return // ATEEZ PIRATE AU Kde žijí příběhy. Začni objevovat