tenth

247 21 36
                                    

(+18 I guess)

Z ciągu ostatnich nocy, ta była chyba dla mnie najgorsza. Męczyły mnie same koszmary, co kolejny to gorszy. Śniło mi się zakrwawione ciało ojca, którego resztki wnętrzności wyżerały szczury. Widziałem też piwnice, która chwilę później przemieniła się w wilgotny loch. Ukazał mi się płaczący Seonghwa, które chwile później padł na ziemię nieruchomo, a z jego piersi zaczęły się wylewać strumienie szkarłatnej krwi. Najgorszym widokiem jaki zobaczyłem była chyba szubienica perfekcyjnie zawiązana na grubej linie od żagli. Wisiał na niej ubrudzony nie swoją krwią San. Po jego policzkach spływał każdy możliwy odcień krwi, która co jakiś czas skapywała, tworząc czerwone kałuże pod jego unoszącymi się w górze stopami.

- Wooyoung!

Obudziłem się. Byłem cały spocony, ale było mi cholernie zimno. Poczułem jak na moje czoło ktoś kładzie zimny opatrunek, który sprawiał że jeszcze bardziej trząsłem się od mrozu.

- Wooyoung, cii... Jesteś na statku, słyszysz? Nic ci tu nie grozi - usłyszałem głos Sana. Był taki kojący, lecz mimo to nie byłem w stanie uspokoić myśli- Kurwa, jest cały rozpalony... Nie umiem jej zbić.

- Przydałby się Yeosang.

- No geniuszu, nowy ląd odkryłeś!

Otworzyłem oczy, ale wszystko dookoła mnie było rozmazane. Dryfowało. Ujrzałem niewyraźny obraz Sana. Co jakiś czas przykładał swą dłoń do mej twarzy i okładał mnie nawilżonymi w wodzie szmatkami. Za nim stał pewnie Mingi, który tylko, co jakiś czas donosił lodu.

- San?

- Nie, Święty Mikołaj, kochanie - zażartował, ale mimo to się rozpłakałem. Nawet nie wiedziałem dlaczego. - Ej ale nie płacz. Cii... Jesteś bezpieczny, słyszysz? Miałeś koszmar?

Objął mnie. Było mi tak cholernie zimno, a on jeszcze dokładał mi lodu. Byłem naprawdę bliski zamienienia się w bałwana.

- Czemu nie jesteśmy w Crone? Mieliśmy być w...

Czułem jak znów ciśnienie mi skacze. Powoli wracały do mnie wszystkie emocje. Czułem się jak bomba, która zaraz wybuchnie.

- Zemdlałeś. Jesteś chory, masz gorączkę. Musisz odpoczywać.

- Gdzie mój ojciec? Chciałem go zobaczyć...

- Jest cały czerwony - szepnął mu do ucha Mingi. Rzeczywiście, byłem rozgrzany jak cholera, choć wcale tego nie czułem. Na moim czole na spokojnie można byłoby w tamtej chwili zrobić grilla.

San milczał. Zignorował moje pytanie i bez żadnego słowa odkrył kołdrę i odkrył mój nagi brzuch. Od razu zakryłem się rękoma, czując jak zamarzam od zimna

- Robię wkłucie.

Trzymał w dłoni wypełnioną jakąś substancją skrzykawkę. Wspominałem już, że nie przepadam za igłami?

- Gdzie jest mój ojciec?!

- Błagam cię, skarbie. Zabierz ręce - nie ruszyłem ich. Znów miałem problem z oddychaniem. Do tego ten niepokój związany z nie funkcyjnym wzrokiem. San w moich oczach cały rozmazany, a  jego rękę i tę strzykawkę widziałem nawet dwukrotnie.

- ODPOWIEDZ MI!

Odepchnąłem jego rękę. Na szczęście nie puścił strzykawki, lecz prawie sam wbił ją w swoje ramię. Dalej ryczałem jak bóbr, czując się jak pod wpływem jakiś dziwnych środków odurzających. Wszystko dookoła mnie wirowało

- Daj sobie pomóc! - San stracił chyba cierpliwość. Bez żadnego ostrzeżenia zabrał druga ręką moje dłonie i zacisnął je nad moją głową tak mocno, że nie ważne jak się wierzgałem, nie byłem w stanie się wyrwać. Nagle wbił mi pod żebro strzykawkę, a po chwili poczułem jak po moim ciele roznosi się substancja. Nawet nie miałem siły krzyczeć z bólu. Puścił mnie dopiero, kiedy wyjął strzykawkę i opatrzył miejsce wkucia.

WONDERLAND: captain's return // ATEEZ PIRATE AU Where stories live. Discover now