38

1.1K 89 19
                                    

38

ELLA

Przestał się do mnie odzywać. Zrobił to tak nagle, że odczułam to niemal jak policzek. Nie rozumiem jak można się w ten sposób zachować. Jeszcze kilka godzin temu uprawialiśmy zakazany seks w jego gabinecie, a teraz? Teraz ledwie mnie toleruje. Oczywiście chciałam się dowiedzieć co się stało. Czy może ten podły humor ma związek z obecnością Lauren i Tima w firmie, ale szybko mnie zbywał. Nie chciał rozmawiać. Miałam wrażenie, że otoczył się wielkim murem, przez który nie byłam w stanie się przebić. Zaczęłam snuć różne scenariusze. Począwszy od dowiedzenia się o skandalicznym nagraniu z dyktafonu, po odkrycie naszego romansu. Naprawdę się martwiłam, jednak jeśli mam być szczera, to nie zupełnie tym buchającym gniewem, który zdawał się go rozsadzać od środka. To co mnie niepokoiło było zazwyczaj dobrze ukryte pomiędzy grubymi warstwami arogancji i bezczelności. Było niczym rozdrapana blizna, z której sączyła się krew. To ten bezbrzeżny smutek i żal wyzierające z jego płonących złością oczu był powodem troski. W głębi czuję, że musimy porozmawiać. Nawet jeśli uważa, że to bezsensu. A może zwłaszcza? Godzinę przed końcem pracy poprosiłam mamę, żeby odebrała Coopera z przedszkola, a sama obmyślałam plan jak zmusić Nate'a do rozmowy. Niestety moją głowę nawiedzała pustka i zanim zdążyłam cokolwiek wymyśleć musiałam wyjść z gabinetu. Czekałam zatem pod jego drzwiami. Wiedziałam, że zaraz naciśnie klamkę i będzie chciał ruszyć w stronę windy. Zawsze to robił. Po paru minutach moje przypuszczenia się sprawdzą, a mężczyzna bez słowa spogląda na mnie z dezaprobatą. Sądził, że odpuściłam. Nic bardziej mylnego. Łapię go za rękę zanim udaje mu się zaprotestować i ciągnę w kierunku windy. Nie przejmuję się ciekawskimi spojrzeniami, choć pewnie powinnam, bo właśnie w tym momencie daję początek plotkom, których tak cholernie nienawidzi. Cóż, na swoją obronę mam tyle, że gdyby nie był takim upartym osłem, to na pewno nie musiałabym go trzymać za rękę w obawie, że nagle gdzieś przepadnie. W windzie na szczęście jesteśmy sami. Nathan obserwuje mnie spod przymrużonych powiek, a jego milczenie zdradza jak bardzo jest wściekły.

- Wiesz dlaczego to zrobiłam. - Mówię nadając głosowi spokojny ton.

- Nie mam pojęcia. - Warczy.

- Wiesz. - Nie poddaję się.

- Gdybym wiedział, to bym ci powiedział.

- Co się dzieje?

- To chyba ja powinienem zapytać ciebie?

- Coś nie tak z przyjęciem?

- Z przyjęciem wszystko w porządku. Pójdziesz z Aaronem.

- Za żadne skarby świata.

- Pójdziesz z nim. - Upiera się. - Już się pochwalił mojemu ojcu.

- I to dlatego jesteś taki?

- Jaki?

- Nieswój, Nathan. Jesteś cholernie nieswój. Myślisz, że tego nie zauważam?

- Nie wiem, o co ci chodzi. - Ucina rozmowę.

- Właśnie o to.

- Daj spokój.

- Urażono cię? Zrobiono jakąś krzywdę? No powiedz mi!

- Wszystko jest dobrze.

- Nathan - Biorę powietrze w płuca, robię krok w jego stronę i przykładam dłoń do zarośniętego policzka. - Przecież sobie ufamy.

- To nic ważnego - Odpowiada wpatrując się tępym wzrokiem w wyświetlacz, na którym migają reklamy Gucci'ego. - Mam zły dzień.

- Zauważyłam, ale nadal nie znam przyczyny.

NATE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz