1

4.9K 119 33
                                    

W Australii zawsze jest gorąco

- Angelique Kerber




Ryzykant

osoba podejmująca ryzyko, porywająca się na ryzykowne przedsięwzięcia.


1

NATE


- Dajesz! Przywal mu! - Krzyczy Jim podskakując w miejscu jak tresowana małpka. Jest tak podekscytowany, że poczerwieniał na twarzy przez co teraz idealnie komponuje się z ohydnie czerwonym plakatem. Nie wiem po jaką cholerę tutaj wisi. Powinni go dawno zdjąć. Jest rozpraszający, idiotyczny i czy wspominałem, że powinni go zdjąć?

- Nie oszczędzaj go! - Dodaje Josh. - Postawiłem na ciebie!

Uśmiecham się, a potem łypię okiem na swojego przeciwnika. Nie znamy się dobrze, wiem tylko, że wołają na niego Skała i rzeczywiście kurwa facet jest potężny. Jesteśmy po dwóch rundach. Pot lśni na mojej skórze. Wciągam gwałtownie powietrze. Raz, drugi, trzeci.

Dobra, czas kończyć tę zabawę.

- Nate! Nate! Nate! - Jim wraz z Joshem zaczynają zachowywać się jak pieprzone cheerleaderki. Zerkam na nich marszcząc gniewnie brwi. Gdyby nie rękawice pokazałbym im środkowy palec. Skała jest zadziwiająco szybki. Mam wrażenie, że bydlak unosi się w powietrzu. Skupiam się na jego ruchach. Chcę go osłabić ciosami w korpus, ale zasłania się szczelną gardą. Kurwa. Mam ochotę wypluć ochraniacz na zęby i zacząć wrzeszczeć, bo jestem cholernie wściekły. Pierdolony wtorek. Nienawidzę wtorków. Wszyscy mówią, że poniedziałki są do dupy, ale u mnie to działa inaczej. Wtorki. Wtorki są najgorsze. Dostrzegam lukę defensywy i koncentruje się na głowie Skały. Uderzam go w szczękę tak mocno, że z jego ust tryska krew.

- Masz go! Dalej! Z sierpowego! - Wyje Jim.

- Na prawo! Nate! Na prawo! - Przekrzykuje Josh.

Skała zadaje mi mocny cios z lewej i prawie klękam na macie, ale ostatecznie udaje mi się podnieść i odpieram atak. Blokuję i staram się zachować między nami dystans.

- Sto dolców na Harrisa! - Słyszę czyjś głos. Skała jest nerwowy. Przestaje myśleć i zaczyna polegać głównie na swoich pięściach, co oczywiście wykorzystuję. Boks jest jak gra w szachy. Tutaj nie wystarczy zwykłe napierdalanie. Trzeba być zawsze kilka ruchów do przodu. Mieć scenariusz. Czuję, jak złość przetacza się przez moje napięte ciało. Nie chcę pamiętać o tym co wydarzyło się w firmie, ale z jakiegoś pokrętnego powodu to właśnie to wpada do mojej głowy. Przypominam sobie rozżaloną minę ojca i satysfakcję na gębie Aarona. Niech go szlag. Jestem pewny, że maczał palce w tej sprawie. Ten kontrakt mógł się udać! Był idealnie zaplanowany! Wściekłość przeradza się w furię i zadaję lewy prosty w brzuch Skały. Zwija się z bólu, mamrocze coś niewyraźnie, a potem wyjmuje ochraniacz i zaczyna wymiotować. Krzywię się widząc jak rzygowiny wypływają z jego drążących warg. Smród roznosi się po całym klubie. Sfermentowane, na pół przetrawione resztki jedzenia lądują na wyblakłej, niebieskiej macie tuż przy czubkach moich butów. Ja pierdolę. Mam nadzieję, że mi ich nie uświni, bo są kurwa mać nowe. Poprzednie skasowałem w zeszłym tygodniu podczas lekkiego sparingu z Jimem. Patrzę na swoich bladych, zniesmaczonych kumpli, z którymi dzielę kawał życia i unoszę obydwie ręce w geście zwycięstwa.

NATE #2Where stories live. Discover now