20. "Moją definicją szczęścia zawsze byłeś ty."

Start from the beginning
                                    

— Jeśli będziecie nam kibicować, to jasne, że tak — Zaśmiał się w odpowiedzi.

— Myślisz, że na miejscu będą szaliki? — Wzięłam łyka, napoju, przeglądając kilka relacji.

— Na górze masz prezent, mam nadzieję, że się spodoba — Uśmiechną się, widząc, jak zmarszczyłam oczy.

— Coś ty wykombinował — Zadałam pytanie, nie licząc na odpowiedź i od razu ruszyłam biegiem na górę, słysząc jedynie jego śmiech.

Weszłam do pokoju, widząc na łóżku leżącą koszulkę z numerem „59", czyli dokładnie jego numerem. Była w kolorach czerwono-pomarańczowych, ale nie należała do niego, bo widać, że była damska.

— Mam nadzieję, że trafiłem z rozmiarem — Usłyszałam głos chłopaka, który z głupkowatym uśmiechem na twarzy przyglądał mi się. Nagle przyleciało mi mnóstwo emocji, od zaskoczenia po głupotę.

— Nie musiałeś, dziękuję — Spojrzałam na niego, czując ciepło na sercu podeszłam i wtuliłam się.

— Nie musiałem, ale chciałem — Podniósł moją twarz, aby spojrzała mu prosto w oczy.

Reszta poranka spędziłam, grając w jakieś planszówki z domownikami. Niestety Nicola musiał pojawić się kilka godzin przed meczem, więc zaczęliśmy się ogarniać zaklepałam pierwsza prysznic, wiedząc, że mamy tylko dwie łazienki. Uwielbiałam ciepłe prysznice, kiedy zostaje sama z własnymi myślami. Wytarłam ciało oraz wysuszyłam włosy, zabrałam się za makijaż, który składał się z korektora pod oczy, dużej ilości różu, rozświetlacza i tuszu do rzęs dzięki dobrym genom rodziców posiadałam dobrą cerę i miałam nadziej, że tak zostanie. Było to najszybsze, a zarazem najlepsze wydanie mnie. Przez to, że pogoda nie dopisywała postanowiłam na czarne leginsy oraz koszulkę którą dostałam. Włosy spięłam w kucyka. Popsikałam się swoją ulubioną mgiełką i spakowałam mały plecak.

— Możemy już jechać? — Spytał mój tata, kiedy zeszłam na dół.

— Mamy się pytaj — Poszłam włożyć kurtę oraz swoje białe conversy było zimno, ale jestem pewna, że o wiele cieplej niż w Krakowie.

***

Wraz z Jess uzgodniliśmy, że spotkamy się przed stadionem. Całkowicie gotowa, spoglądając na czas pokazywał piętnastą pięć, a przede mną pojawiła się blondynka. Swoje blond włosy zostawiła rozpuszczone. Natomiast ona była w takiej samej koszulce tylko miałam wrażenie, że inny model, czarnych jeansach. Wyglądaliśmy praktycznie tak samo tylko różniliśmy się kolorem koszulki.

— Gdzie rodzice? — Spytała, widząc mnie samą.

— Postanowili, że nie będą marznąć i poszli zająć miejsca — Wyjaśniłam, przestępując z nogi na nogę.

— Ogromna szkoda, że już wracacie do Polski — Zaczęła temat blondynka

— Niestety, ale mam nadzieję, że się zobaczymy wkrótce — Posłałam jej uśmiech, który odwzajemniła.

— Koniecznie. Musisz tutaj przyjechać jeszcze raz — Odparła, wyrywając mnie z zamyślenia.

— Chciałabym, ale zobaczymy jak to się potoczy — Poprawiam kosmyk blond włosów, który spadł mi na czoło.

— Mam nadzieję, że wiesz, gdzie idziesz— Zaśmiałam się, idąc za dziewczyną, która postanowiła wejść od strony szatni.

— Zaufaj mi — Zaśmiała się, się w odpowiedzi, przechodząc przez jakieś ciemne zaułki. — Dobrze zapamiętałam — Uśmiechnęła się dumnie, pokazując napis na drzwiach.

— Gorzej jakbyśmy znalazły innej drużyny — Zmrużyłam oczy, podśmiechując się pod nosem. Mamy bardzo mało czasu.

Powodzenia! — Krzyknęła Jessica, zwracając uwagę wszystkich. Nie znałam większości, ale było mi głupio się odezwać. Skupiłam swój wzrok na Nicoli, uśmiechając się.

Trzymajcie za nasz kciuki i wreszcie przestawcie nam blondynkę za tobą — Skierował na mnie swój wzrok jeden z osób będących w drużynie.

Cristian, jestem pewna, że jest zajęta— Można było usłyszeć śmiechy, które rozbiegły się po sali natomiast ja zaczęłam się przyglądać moim butom, czując, że moja twarz zmieniła kolor.

Oraz jego śmiech. Uroczy śmiech.

— Siostra i dziewczyna Nicoli? Co wy tu jeszcze robicie? Idźcie zająć miejsca — Chłopacy się zaśmieli, lecz mi było tylko podwójnie głupio. — Niestety kończymy pogadanki i za piętnaście minut wychodzicie — Zakończyliśmy rozmowy i udałyśmy się na miejsca.

Chwilę nam zajęło, zanim znaleźliśmy rodziców, ale miejsca były bardzo dobre. Widać było praktycznie wszystko.

Na boisko weszli piłkarze, zajmując miejsce oraz ustając w szeregu do hymnu. Przez pierwszą połowę meczu głośno kibicowaliśmy, niestety Nicola nie grał w pierwszej połowie. Pomimo że nie znałam zasad dokładnie oglądałam to z zaciekawieniem.

Druga połowa, trzymała w napięcia praktycznie do samego końca, Nico prawie strzelił gola niestety piłka wylądowała delikatnie w bok od bramki, pod koniec Lorenzo strzelił fenomenalnego gola, który oznaczał jednoznaczne wygraną AS Rome. Uwielbiałam oglądać go jak gra i jakie skupienie na to poświęcą. Wiedziałam, że kocha ten sport i jest ogromnie utalentowany byłam szczerze dumna z niego, bo w młodym wieku osiągną wiele. Właśnie zakończył się mecz, więc zaczęliśmy się zbierać, natomiast rodzice uznali, że wrócę z brunetem, bo nie zostawię samej Jessi, aby na niego czekała.

Nie było go pół godzinny, aż wreszcie wyszedł z szatni w pół mokrych włosach oraz w czarne dresy i tego samego koloru bluzę z kapturem z jakimś nadrukiem. Postanowiliśmy wrócić do domu, ponieważ my musieliśmy się jeszcze spakować, a było mało czasu.

Resztę wieczoru spędziliśmy, grając w gry oraz rozmawiając na różne tematy. Czułam się naprawdę szczęśliwa i pomijałam fakt, że będę musiała zaraz, stąd wyjechać.

***

Hej, hej! Jak się czujesz?
Tak jak obiecałam, kolejny rozdział. Buziak<3

(Na lepsze rozpoczęcie tygodnia, nowy luźny rozdział. PS: Kolejny, będzie superowy...) 

Twoja niepewność mnie zabija | Nicola ZalewskiWhere stories live. Discover now