miłej lektury, bibole! — wika
— Chcesz mi powiedzieć, że ledwo zdążyłem cię zostawić i wsiąść do samolotu, a ty już nabiłeś sobie guza?
Telefon Joonkiego leżał na biurku, oparty o metalowy koszyczek na długopisy, których i tak nigdy nie używał, a na ekranie jawiła się twarz Hanjae. Właśnie po raz pierwszy od wyjazdu czerwonowłosego rozmawiali na FaceTime — było to w poniedziałek, koło szóstej rano, choć u starszego wciąż trwała niedziela i dopiero dochodziła osiemnasta.
Joonki nie odrywał wzroku od ekranu, chcąc napatrzeć się wystarczająco mocno (o ile było to w ogóle możliwe...) na swojego chłopaka, za którym zdążył już zatęsknić. Opowiedział mu o feralnym wydarzeniu, jakie miało miejsce w sobotni ranek, choć pominął mały fragment. Już teraz czuł wyrzuty sumienia z tego powodu, ale na razie, póki nie był pewien, co się stało — to znaczy, czy napił się krwi Donghwiego — wolał zachować tę część dla siebie.
— Gdy robię sobie grzywkę, to nie widać — powiedział, strącając fioletowe kosmyki z powrotem na czoło. Duży, bordowy guz był zlokalizowany mniej więcej przy linii włosów. — Widzisz? Nie widać.
Hanjae westchnął ciężko, kręcąc głową.
— Muszę pamiętać, by następnym razem, gdy będę gdzieś wyjeżdżał, zawinąć cię w co najmniej sto metrów folii bąbelkowej — oznajmił. — I poprosić twoich przyjaciół, by mieli na ciebie oko całodobowo.
— To będą następne razy?! — spytał Joonki, wybałuszając oczy. — I to jeszcze w liczbie mnogiej, niech mnie Dracula do wiecznego snu ulula, bo...
— A jak Gibon? — spytał Hanjae, zmieniając temat.
Wampir odsunął się na tyle, by starszy mógł zobaczyć jego skrzyżowane na piersi przedramiona. Dodatkowo zadarł brodę, jeszcze bardziej demonstrując swoje niezadowolenie.
— Ja rozpadam się z rozpaczy, a ty tylko o Gibonie...
— Ja też za tobą tęsknię — powiedział Hanjae. — Ledwo tu dotarłem, a już łapię się na tym, że co chwila zastanawiam się, czy by ci się tutaj podobało. Zrobiłem nawet kilka zdjęć... później ci wyślę.
To wystarczyło, by na twarzy Joonkiego na powrót zapanował szeroki uśmiech. Znów zbliżył się do telefonu — nieco bardziej niż przedtem — i posłał czerwonowłosemu całusa.
— Pojedziemy gdzieś wspólnie podczas przerwy zimowej — zadecydował. — A jak ci się tam w ogóle podoba? Byłeś już na wykopaliskach?
— Jeszcze nie. Jetlag nas wszystkich trzyma, więc zaczynamy dopiero od jutra. O dwudziestej mamy mieć integrację — dodał niechętnie, lekko się przy tym krzywiąc.
— Nie chcesz iść?
— Chyba nie mam wyboru.
— A może się pozytywnie zaskoczysz? — zasugerował tonem pytania Joonki, próbując podnieść go na duchu i zaszczepić w nim choć krztynę podekscytowania. — Poza tym... Wszyscy nadajecie na tych samych falach, prawda? Nie musicie się zaprzyjaźniać, ale możecie chociaż porozmawiać o... nie wiem, kościach...?
YOU ARE READING
BIBO
Romance[zakończone] «blood in, blood out» Oh Joonki jest młodym wampirem, cierpiącym na dość absurdalną przypadłość - ma uczulenie na krew, przez co zmuszony jest odżywiać się roślinną hemoglobiną. Żartów na ten temat nie brakuje i wśród innych krwiopijców...