Poniedziałkowy poranek wita mieszkańców Londynu ulewnym deszczem. W drodze ze szkoły do domu wycieraczki samochodowe ledwo nadążają ze zbieraniem strug wody z przedniej szyby. Przed opuszczeniem auta sięgam po leżący na tylnym siedzeniu plecak oraz parasol. Wychodzę na zewnątrz i chociaż do wejścia nie mam daleko, od razu go rozkładam, a następnie przemierzam szybko podjazd, walcząc z porywami wiatru, które szarpią połami mojego rozpiętego płaszczyka. Opadłe z drzew liście przyklejają się do mokrych betonowych płyt, co sprawia, że dużo trudniej jest mi utrzymać równowagę kiedy pokonuję odległość do drzwi.
Wzdycham, chroniąc się wreszcie w domu. Ledwo udaje mi się przebrać w suche ubrania, a do pokoju zagląda Edward, pukając uprzednio.
- Wspominałaś coś o pracy- zagaduje, nie wchodząc nawet do środka. Opiera łokieć o klamkę i patrzy na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Tak, zgadza się- jego słowa potwierdzam dodatkowo skinięciem głowy.- O co chodzi?
- Chodź ze mną, a wszystkiego się dowiesz- wskazuje w kierunku schodów, a ja zerkam nerwowo to na niego, to na drzwi, zastanawiając się, dlaczego dla odbycia tej rozmowy mamy zejść na parter.
Przytakuję jednak słabo i przełykam ślinę przez zaciśnięte gardło. Powoli wychodzę z pokoju i ruszam za wujkiem, zatrzaskując za sobą drzwi. Powoli stawiam kolejne kroki na drewnianych stopniach, a im bliżej parteru jestem, tym szybciej bije mi serce.
Kiedy moje bose stopy stykają się z chłodnymi kafelkami, którymi wyłożony jest korytarz, unoszę głowę i spoglądam przed siebie. Dostrzegam, że Edward wchodzi właśnie do swojego gabinetu, dlatego również się tam udaję. Przełykam ślinę, z jakiegoś nieznanego mi powodu, niesamowicie się denerwując, choć na usta przyodziewam grzecznościowy uśmiech.
- Więc- zwracam się do Edwarda kiedy zajmujemy miejsca w fotelach przy biurku.- Powiesz mi, o co chodzi?
- Rozmawiałem z dawnym przyjacielem o twoim pomyśle dotyczącym pracy- chrząka, podwijając mankiety szarej koszuli, a widząc, że rozchylam usta, aby coś powiedzieć, unosi rękę do góry.- Za chwilkę. Najpierw skończę.
Przygryzam dolną wargę, przyglądając się jego poważnej minie.
- Jeden z jego bliskich znajomych otworzył nowy oddział swojej firmy- oznajmia spokojnym głosem, łącząc przed sobą dłonie.- Prowadzi sieć bardzo dobrze prosperujących firm deweloperskich i szuka właśnie asystentki. Obecna już zatrudniona, nie radzi sobie z ilością obowiązków, dlatego potrzebuje kogoś, kto ją odciąży.
- Ale ja... nie mam doświadczenia w pracy biurowej- bąkam trochę oszołomiona. Mówiąc o pracy, miałam raczej na myśli jakiś sklep czy restaurację aniżeli biuro. Do tego jeszcze deweloperka? Co miałabym mieć z tym wspólnego?
- Myślę, że powinnaś zastanowić się nad tą propozycją- Edward podaje mi kartkę, na której znajdują się zapisane jego charakterem pisma informacje dotyczące firmy. Wśród nich znajduje się adres oraz wynagrodzenie, którego wysokość sprawia, że serce zatrzymuje mi się w piersi. Kilkukrotnie sprawdzam czy dobrze odczytałam kwotę, ale tak, ona nadal tam widnieje. Odrzucam kartkę zupełnie, jakby nagle zaczęła mnie parzyć.
Unoszę brew, spoglądając na Edwarda.
- Prezes, twój potencjalny szef jest dość.. szczodry. Uważa, że powinno się inwestować w młode pokolenie, które jest chętne do nauki.
- Ale ja nie mam doświadczenia. Nie znam się na tym- bawię się pojedynczą nitką zwisającą ze sweterka, który mam na sobie.- Do tego za taką kwotę.
- Mój znajomy ręczy za tego człowieka- zapewnia Edward, na nowo podsuwając po blacie biurka kartkę z danymi firmy.
Naprawdę obawiam się tego, co może być ode mnie wymagane. Wszystkie najgorsze scenariusze samoistnie zalewają mój umysł. Poza tym sama chciałam znaleźć pracę, a nie liczyć na znajomości. Czuję się z tym źle, chociaż nie ukrywam, że taki zastrzyk gotówki byłby dobrym startem w rozpoczęciu odkładania pieniędzy na studia.
YOU ARE READING
ZAPOMNIEĆ O PRZESZŁOŚCI
ChickLitNOWA WERSJA STAREJ HISTORII! Carolyn Foster spotkało w życiu wiele nieszczęść. Dziewczyna nie radzi sobie z wydarzeniami, które na zawsze zmieniły jej życie, ale wierzy, że w końcu uwolni swój umysł od ciężaru przeszłości. Pewnego dnia na jej drodz...