10

195 26 0
                                    

 Dalsza część wieczoru jest dla mnie jednym, rozmytym splotem wydarzeń.

Najpierw zasypuje mnie mnóstwem pytań nasz opiekun. Nie potrafię tymczasowo odpowiedzieć na żadne z nich.

Później pojawia się Maggie. Ona również coś mówi, o coś pyta, ale kiwam lub zaprzeczam jedynie ruchami głowy.

W następnej kolejności jest lekarz, który sprawdza moją kostkę. Okazuje się być skręcona, dlatego zakłada mi opatrunek uciskowo–usztywniający, aby zredukować krwiaki i obrzęki oraz daje receptę. Nie mam jednak głowy do tego, aby na nią spojrzeć. Zajmuję się tym Maggie.

Moje myśli wypełnia tylko jedna osoba- nieznajomy o niebieskich oczach. Teraz przynajmniej wiem, jak wygląda, ale... czy on mnie śledzi? Może chciał mnie uprowadzić? Przeraża mnie ta wizja.

Nie mówię Maggie o spotkaniu tego mężczyzny. Podejrzewam, że zwariowałaby i gotowa by była jeszcze zrezygnować z następnego dnia aktywności, aby mnie pilnować. Nie mogę do tego dopuścić. Wystarczy, że ja popsułam sobie wyjazd. Nie chcę mieć na sumieniu czasu przyjaciółki.

Niestety lekarz nakazał mi dużo odpoczywać, więc wraz z kontuzją, kończy się moja wycieczka. Mogę zadzwonić po Helen lub Edwarda, aby mnie stąd zabrali, ale odmawiam. Nie chcę ich denerwować, ani tym bardziej fatygować tyle kilometrów przez moją nieostrożność. Postanawiam przesiedzieć następny dzień w pokoju kiedy to grupa będzie zwiedzać.

Podnoszę się gwałtownie do siadu, zrzucając ze stawu zimny okład kupiony przez Maggie w aptece. Patrzę na nią z przerażeniem chociaż niczego jeszcze nie rozumie.

- Zostawiłam tam plecak- mówię na jednym wydechu, a głos mi drży.

Przyjaciółka patrzy na mnie dziwnie.

- Gdzie?- nie rozumie.- Na szlaku?

- Gorzej- robię zbolałą minę. Sięgam po małą poduszkę i uderzam w nią głową, tłumiąc swój głos.- Spotkałam dzisiaj tego faceta, który obserwował mój dom. Pomógł mi, ale najprawdopodobniej u niego lub innych obcych ludzi, którzy mi pomogli, jest teraz mój plecak.

Kończę z mocno walącym sercem, ale Maggie milczy. Przekręcam głowę i zerkam na nią. Siedzi i wolno mruga powiekami, ale nie odzywa się ani słowem.

- Co?- wydostaje się z jej delikatnie uchylonych ust po czasie.

- Powiedziałam, że...

- Wiem, co powiedziałaś!- krzyczy, po czym szybko zakrywa usta dłonią. Jest już grubo po ciszy nocnej, a my nie chcemy zwracać na siebie jeszcze większej uwagi niż już to zrobiłyśmy zamieszaniem z moim zniknięciem.- A... ale.. jak to?!- jąka się.

- Nie wiedziałam, że to on. Poznałam dopiero po samochodzie- wyznaję, z nerwów przygryzając zębami dolną wargę. Opowiadam jej cały przebieg wydarzeń.

- Możemy zasadzić na niego zasadzkę- sugeruje, obgryzając paznokcia u prawej dłoni.

- I co wtedy zrobimy, hm? Koleś może być niebezpieczny- mamroczę z mocno bijącym sercem.- A ja chcę po prostu odzyskać swoje rzeczy, a zwłaszcza portfel.

- Więc musimy do niego zadzwonić.. na twój numer- postanawia.

- Zadzwonić?- pytam z przerażeniem, dostrzegając, że dłonie zaczynają mi drżeć.

- A masz inny pomysł?- unosi do góry ciemną brew, a kiedy kręcę głową, łapie za swój telefon.- Miejmy chociaż nadzieję, że ten plecak mają jednak ci drudzy. Tym, jak ich znajdziemy, będziemy martwić się później- stuka palcami o ekran, najprawdopodobniej wybierając mój numer.- Kto mówi?

ZAPOMNIEĆ O PRZESZŁOŚCIWhere stories live. Discover now