3

244 25 1
                                    

Rano budzą mnie promyki słońca, wpadające do mojego pokoju przez nieopuszczone rolety. Pomimo walki o dalszy sen, ten nie przychodzi, więc unoszę powieki i przeciągam się niczym kot. Przecieram oczy i siadam na łóżku, zerkając na zegarek, który wskazuje szóstą czterdzieści. Jęczę z niezadowoleniem. Mogłam spać jeszcze dobre pół godziny, chociaż słoneczna pogoda odrobinę rekompensuje odebranie mi cennych minut snu.

Po dwudziestu minutach, kiedy stoję już ubrana i gotowa do zejścia do kuchni, słyszę pukanie do drzwi. Sięgam po plecach w momencie kiedy zza nich wychyla się Helen.

- Gotowa?- pyta, na co odpowiadam jej bladym uśmiechem.- Chodź na śniadanie- wyciąga w moją stronę dłoń w zachęcającym geście. Razem ruszamy schodami w dół, a następnie do kuchni, gdzie czekają na mnie kanapki z dużą ilością warzyw.

- Andy jeszcze śpi?- zagaduję podczas posiłku. Kobieta kiwa głową, przełykając jedzenie.

- I pewnie nie wstanie zbyt szybko. Wczoraj wyszedł jeszcze gdzieś z kolegami z liceum. Wrócił późno z jakiejś imprezy, czym obudził pół domu. Musiałaś mieć naprawdę głęboki sen skoro niczego nie słyszałaś- upija łyk czarnej kawy z filiżanki. Ja niestety nie mogę pozwolić sobie na kofeinę.

Kiwam głową na znak, że zrozumiałam i wracam do jedzenia.

W głębi duszy bardzo chciałabym pójść na jakąś imprezę. Nigdy na żadnej nie byłam, obawiając się... tak właściwie to nie wiem, czego właściwie się boję. Że zostanę wyśmiana? Odtrącona przez towarzystwo? Chyba nie jestem aż tak dziwna, prawda? Cokolwiek mnie powstrzymuje, robi to wyśmienicie. Nieważne ile razy Maggie starała się gdzieś mnie wyciągnąć, uparcie odmawiałam.

Standardowo z domu wychodzę razem z Helen, na którą jak codziennie czeka Cora. Kiedy dojeżdżam na szkolny parking, nikogo nie ma już przed budynkiem, co oznacza, że jest już bardzo późno, a ja powinnam się pośpieszyć, aby nie zyskać pierwszego w życiu spóźnienia. Wyśmienite wyniki w nauce to jedyne moje osiągnięcie na przestrzeni ostatnich raz, więc nie zamierzam w żadnym wypadku tego popsuć. W momencie kiedy wchodzę na korytarz szkolny, dzwoni dzwonek, więc nie mam już czasu na podejście do szafki. Od razu idę do odpowiedniej klasy, gdzie wchodzę równo z nauczycielem i zajmuję swoją standardową ławkę, posyłając Maggie uśmiech.

Przeglądam podręcznik, zatrzymując się na temacie, który mamy dzisiaj omawiać. Często pocieszam się faktem, że mama też wyśmienicie uczyła się w szkole. Podobno jesteśmy do siebie bardzo podobne i tą myśl pielęgnuję każdego dnia.

Nauczycielka mówi o czymś, co bardzo rozemocjonowało całą klasę, więc podnoszę wzrok do góry, urywając czytane zdanie w połowie. Okazuje się, że szkoła zorganizowała dla nas, jako tegorocznych absolwentów, wyjazd. Z tego, co udaje mi się zrozumieć, mamy sporo chodzić i zaznajamiać się z przyrodą. Według profesorki wyjazd ten miał nas zmotywować przed egzaminami końcowymi i umożliwić spędzenie większej ilości czasu z kolegami i koleżankami przed opuszczeniem murów tej szkoły, co akurat nieszczególnie mnie cieszy. Dłuższą chwilę zajmuje mi zastanowienie się, czy chcę tam w ogóle jechać. Wycieczek organizowanych przez szkołę unikałam do tej pory niemal tak samo jak imprez, ale kiedy dociera do mnie lista, na którą mają zapisać się zainteresowane osoby, zauważam, że moje nazwisko już tam widnieje. Nawiązuję kontakt wzrokowy z Maggie, która uśmiecha się do mnie szeroko, pokazując mi swoje równe uzębienie. Kręcę głową z rozbawieniem i podaję listę dalej, decydując się tym samym na wyjazd.

Na długiej przerwie niezbyt długo możemy cieszyć się spokojem, bo podchodzi do nas Amber. Kęs kanapki z serem staje mi w przełyku kiedy ją dostrzegam. Odkaszluję kilkukrotnie, zauważając dość obojętny wyraz twarzy przyjaciółki. Marszczę brwi.

ZAPOMNIEĆ O PRZESZŁOŚCIWhere stories live. Discover now