8

248 32 15
                                    

Dzisiaj postanowiłam wznowić swoją tradycję udzielania Dominicowi, synowi Cory, przyjaciółki Helen, korepetycji z matematyki. Już od dwóch lat przyjeżdża do mnie na lekcje z przedmiotu, z którym sobie nie radzi, a ja czuję niesamowicie satysfakcjonującą dumę za każdym razem kiedy dostaje pozytywną ocenę. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że pomoc w nauce może przynieść tyle samozadowolenia. Tym bardziej, że młodszy ode mnie o dwa lata chłopak naprawdę rozumie materiał, który mu tłumaczę. Cóż.. a przynajmniej zazwyczaj go rozumie, ale staram się jak mogę.

Mieliśmy wakacyjną przerwę od naszych lekcji, dlatego przez pierwsze kilkanaście minut opowiadamy sobie pokrótce przebieg naszych wakacji. Oczywiście to Dominic ma do opowiedzenia dużo więcej. Podczas ostatnich wolnych od szkoły miesięcy udało mu się spędzić trochę czasu ze starszym, zapracowanym bratem, który nie mieszka z nimi od lat. Przez to widują się dość nieregularnie i o wiele za rzadko niż chciałby tego chłopak.

Jest on trochę wyższym ode mnie szczupłym blondynem o niebieskich oczach i aparatem ortodontycznym na zębach. Dobry z niego chłopak, choć z tego co wiem, zdarza mu się przysporzyć rodzicom niemałych problemów. Niemniej jednak od samego początku dobrze się z nim dogaduję. Dostrzegam w nim potencjał na świetnego studenta jakiegoś nietypowego kierunku, który jeszcze zaskoczy wszystkich. Jestem pewna, że ten chłopak osiągnie w życiu wiele, jeżeli chociaż trochę się postara.

- Cholera- jęczy po niecałej godzinie nauki.- Głowa mi zaraz pęknie..- łapie się za końcówki przydługich już blond włosów i lekko za nie pociąga.

- W porządku- zapewniam.- To nasza pierwsza lekcja po długiej przerwie, więc możemy skończyć wcześniej- posyłam mu pocieszający uśmiech, a dla potwierdzenia swoich słów, zamykam podręcznik.

- O dzięki ci, Aniele!- zamyka moją dłoń, którą nadal trzymam na podręczniku, w swoich, a następnie dociska do nich czoło. Nie potrafię się nie zaśmiać.- Czujesz jak napieprz... znaczy boli mnie głowa?- zerka na mnie, przekręcając delikatnie głowę.

- Och, oczywiście, że tak- zapewniam ze śmiechem.- Parzy jak ognisko.

Chłopak prostuje się, puszczając moją dłoń. Przez chwilę patrzymy na siebie w rozbawieniu.

- Dzięki, Carolyn- chowa podręczniki do markowego plecaka.- Naprawdę ratujesz mi życie.

- I tak już od dwóch lat- wzdycham, nie przestając się uśmiechać.

- Poważnie! Spadłaś mi wtedy z nieba!- zarzeka się.- Nie bez powodu nazywam cię aniołem- zauważa.

Schodzimy schodami na parter, gdzie natykamy się na Helen, która wymienia z chłopakiem kilka uprzejmości zanim ten wychodzi.

- Fajny z niego chłopak- stwierdza kobieta, siadając na kanapie. Idę jej wzorem, zajmując miejsce obok.- Cora tak o niego dba.. Tylko on jej pozostał.

Marszczę brwi.

- Jak to?- nie rozumiem. Podciągam nogi pod piersi i opieram brodę na złączonych kolanach.

- Starszy syn praktycznie się nie pojawia- kobieta wzdycha ze smutkiem.- Cora bardzo nad tym ubolewa.

Ach, o niego chodzi. Słyszałam o nim co nieco. Jest starszy od Dominica o dobre dziesięć lat, ale wyprowadził się z domu w dniu uzyskania pełnoletności. Podobno nie dogadywał się ze swoim ojczymem, a aktualnym mężem Cory i ojcem Dominica.

- A ona nie może go odwiedzić?- pytam od niechcenia.

- A żeby on był chociaż uchwytny!- Helen kręci głową z niezadowoleniem.- Żeby to własnej matce nie powiedzieć, gdzie się tak na dobrą sprawę mieszka... Nie do pomyślenia- oburza się, podpierając łokieć o kanapę.

ZAPOMNIEĆ O PRZESZŁOŚCINơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ