2

737 54 9
                                    

Hej, kochani!
Dziękuję za taki pozytywny odbiór niwej książki!
Dajcie proszę znać, jak podoba się kolejny rozdział❤️


mia

Pewnego marcowego ranka, gdy słońce leniwie wschodziło nad Birmingham, a wszyscy szykowali się dopiero do pracy, ja właśnie kończyłam swój dyżur. Wprost nienawidziłam pracować w nocy - gdy tylko wypadała mi taka zmiana, mój zegar biologiczny nie mógł dojść do siebie po tym przez tydzień. Na moje nieszczęście - ostatnimi czasy trafiała się dość często. Jako lekarz świeżo po specjalizacji, nie miałam zbyt dużego wyboru względem kolegów po fachu, którzy w zawodzie siedzieli już od kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Byłam także jedyną lekarką na chirurgii ortopedycznej, przez co seksizm miał się u nas naprawdę dobrze.

Po trwającej sześć lat specjalizacji, wyprowadziłam się z Londynu do miejsca, gdzie miałam okazję rzadziej zszywać potłuczonych ćpunów. Porzuciwszy dotychczasowe życie i małe, zapchlone mieszkanie w jednej z najbardziej obskurnych dzielnic miasta, wszystkie swoje oszczędności władowałam w niewielki, ale naprawdę uroczy dom na przedmieściach Birmingham. Było mi tu naprawdę dobrze - miałam oddzielną sypialnię (co dla Mii z czasów studenckich wydawało się olbrzmim luksusem), roczną subskrypcję Netflixa, własny rower, a także - jak przystało na podchodzącą pod trzydziestkę starą pannę - własny ogródek z warzywami i kilka młodych drzewek owocowych. Do zestawu startowego bogatej, bezdzietnej ciotki brakowało mi tylko paru lat, dwóch kotów i - a jakże - pieniędzy. Oczywiście większość z tych rzeczy tak naprawdę nie była mi potrzebna, bo znaczną część swojego dnia i tak spędzałam na dyżurze, jednak miło było mieć je dla samego faktu posiadania.

Dwadzieścia minut dzieliło mnie od rzucenia wszystkiego w diabły i na całe dwadzieścia cztery godziny wolnego uwolnienia się od widoku krwi, połamanych nóg i ciał obcych znajdowanych w najróżniejszych miejscach ludzkiego ciała. Poważnie - wcale sobie tego nie podkoloryzowałam. Kiedyś wam o tym opowiem.

Związałam włosy w luźny kucyk i oparłam łokcie na blacie biurka, którego dorobiłam się wreszcie w służbie zdrowia po sześciu latach harowania jak dziki osioł.
Schowałam twarz w dłoniach i pomasowałam skronie, jakby miało przynieść to jakąkolwiek ulgę mojemu wycieńczeniu i chronicznym migrenom. Jedynym, o czym marzyłam w tamtym momencie, było moje łóżko. Oczyma wyobraźni widziałam już, jak w drodze do sypialni zostawiam kolejne części mojej garderoby w korytarzu i w samej bieliźnie wskakuję pod kołdrę, przykrywając się nią po sam czubek nosa. Będę spać cały dzień i całą noc, a na śniadanie zjem opakowanie cheetosów, czekających w mojej szafce na specjalną okazję. Jaką lepszą mogłabym sobie wymarzyć, aniżeli dzień wolny od pracy?

Piąta czterdzieści pięć.
Piętnaście minut.
Trzynaście.
Dziesię... dziesięć? Tak, dziesięć.

Moje powieki opadły samoczynnie, a ja tylko modliłam się, żeby przypadkiem przez te kilka minut nie zacząć chrapać.
Ta noc należała do jednych z cięższych, odkąd tu pracowałam. W samym środku dyżuru na szpitalną izbę przyjęć trafił starszy mężczyzna poszkodowany w wyniku wypadku samochodowego, a tuż za nim kilku nawalonych typów - ofiar bójki pod jednym z klubów w środku miasta.

Była trzecia w nocy, gdy zamiast pić drugą z rzędu kawę, szyłam rozcięte policzki i dłonie, wysłuchując pijackich poematów o ukochanym klubie piłkarskim, który ktoś ośmielił się znieważyć. Gdy tylko odprawiłam do domu pół poczekalni pijanych jak świnie kibiców Aston Villi, opadłam w fotelu bez sił.

You, me at six | cashWhere stories live. Discover now