10. ❝Odwaga wymaga czasu❞

117 35 1
                                    

Kiedy nadszedł czas ich rozstania, a stało się to późnym wieczorem, Jian czuł gromadzący się pod skórą smutek. Choć Taeya proponowała, aby został u niej na noc („Mam dodatkowy materac w szafie, jeśli nie chcesz cisnąć się we dwójkę na moim łóżku"), ale ta opcja nie wchodziła niestety w grę. Student nie chciał martwić matki, która myślała zresztą, że jej pilnie uczący się syn spędza cały dzień na uczelni.

— Może następnym razem — powiedział smutno, zbierając się do wyjścia. Robił to niezwykle niechętnie, umyślnie spowalniając wszystkie ruchy.

Jego wzrok powędrował w kierunku pudełka z butami, tak samo jak wzrok Taeyi, która chwilę później uśmiechnęła się i dotknęła dłonią ramienia Jiana.

— Chcesz, abym je dla ciebie przechowała?

Pokiwał głową. Nie mógł wziąć ich ze sobą do domu. Nie zdołałby przemycić pudełka do pokoju, a nawet gdyby mu się to udało — bo na przykład schowałby same szpilki do plecaka — za bardzo bałby się, że któryś z członków rodziny go przyłapie. Nie potrafiłby im tego wytłumaczyć, zapewne po prostu by się rozpłakał. Już teraz, kiedy o tym myślał, w oczach zbierały mu się nieproszone łzy.

— Kochanie...? — Taeya zatrzymała go w progu drzwi wejściowych, oparta o drewnianą framugę. Po jej twarzy błąkał się złoty lok, zahaczający o długie, wytuszowane pogrubiającym tuszem rzęsy. Malowała je w podobny sposób, co Twiggy Lawson, ściskając pęsetą po kilka rzęs w kępkę.

Jian obrócił się przez ramię, unosząc brew.

— Zawsze czuj się tutaj mile widziany — powiedziała z uśmiechem laleczka. Głos miała pełen troski, kojący bardziej niż dźwięk pojedynczych kropli deszczu, wciąż padających na rynny i parapety. — Nawet gdyby nie było mnie akurat w domu, Sharon albo ktoś inny na pewno cię wpuści. A jeśli zdarzyłoby się, że nie byłoby naprawdę nikogo, klucz znajdziesz w doniczce z figowcem — dodała, kiwając w stronę lekko przesuszonej rośliny stojącej na werandzie.

Zaskoczenia, które namalowało się na twarzy studenta, nie dało się nie zauważyć.

— Aż tak mi ufasz...? — zapytał, zerkając na terakotową doniczkę.

Taeya pokiwała jedynie głową, zanim oparła ją o futrynę, krzyżując nogi w kostkach. Nawet w tej pozycji, w progu drzwi, z kącikiem ust brudnym od pomidorowego sosu lasagne, zdaniem Jiana wyglądała naprawdę zjawiskowo. Piękno, którym emanowała, dochodziło bowiem z jej wnętrza, a to było wyjątkowo ciepłe, szczodrobliwe.

Uniosła podkreśloną kredką brew, gdy student podszedł do niej niespodziewanie i cmoknął ją w policzek, żegnając się z nią tak, jak wcześniej zrobiła to ona. Zaraz potem wycofał się ze schodów wejściowych, omal nie potykając się o własne nogi, i pomachał jej ręką, uciekając na przystanek autobusowy.

— Do zobaczenia, kochanie! — krzyknęła za nim Taeya, kiedy Jian pośpiesznie oddalał się spod jej domu.

Och, jak bardzo piekły go teraz policzki! Był pewien, że pokryły się już zdradliwym, mocno widocznym bordo, że czerwone ma również uszy, które miał ochotę zakryć dłońmi. To było takie dziwne. Złożyć komuś całusa. Musnąć wargami miękki policzek, na chwilę poczuć czyjeś ciepło. To było dziwne i przyjemne, niezwykle przyjemne.

Wsiadłszy w autobus, zaczął przypominać sobie przebieg całego dzisiejszego dnia, który wydawał mu się... nierealistyczny, choć zaraz uświadamiał sobie, że nie wydarzyło się przecież nic nadzwyczajnego. Przez większość czasu on i laleczka przeglądali kolorowe czasopisma modowe, dzieląc się opiniami na temat widzianych kreacji. Częściej odzywała się rzecz jasna Taeya — Jianowi głupio było krytykować bądź chwalić stroje modeli czy celebrytów, bo miał wrażenie, że przecież zupełnie się na tym nie zna.

DRAG 'N' ROLLWhere stories live. Discover now