Rozdział XII.

Mulai dari awal
                                    

        Wędrowali po wyspie, która z góry wydawała się niewielka, jednak obejście jej całej zajęłoby prawie cały dzień. Poszukiwania utrudniały góry.
- Widzę ją! - krzyknął Arthur, wskazując odległe sylwetki na równinie.
Pobiegli w ich kierunku. Lohengrin w postaci łabędzia zauważył Morganę, wzniósł się w powietrze i gwałtownie zawrócił w jej stronę.
Morgana biegła do niego, łzy przepłynęły po jej skroniach i poderwały się w górę, gdy zeskoczyła z wysokiej skarpy. Jej zielona peleryna uderzyła o ziemię. Odepchnęła się rękami i popędziła ile sił w nogach.
Kardeiz wezwała huragan między nimi. Czarnowłosa zasłoniła oczy przed wiatrem. Krzyknęła bezradnie. Wichura zagłuszyła ją całkowicie. Jej stopy przesunęły się po śliskiej, szarej trawie. Zaparła się rękami i nogami o ziemię.
Merlin stanął na wzniesieniu, z którego wcześniej zeskoczyła. Wskazał ją kosturem, unosząc wysoko prawą rękę i po raz pierwszy wyzwolił jego pradawną magię.
Huragan nie mógł więcej powstrzymywać Morgany, wokół której rozpętała się magiczna burza z zielonymi piorunami, rozszerzając się i przejmując kontrolę nad ryczącym wiatrem. Ruszyła do przodu, w jej mieczu odbijały się wyładowania mocy. Spotkali się z Lohengrinem w samym centrum huraganu i burzy, a gdy Morgana wreszcie mogła go dotknąć, błysnęło zielone światło, rozchodząc się na tysiące mil, a ułamek sekundy po nim rozległ się głośny grzmot. Morgana i Lohengrin, już w ludzkiej postaci, stali w swych objęciach. Kardeiz, oślepiona błyskiem, zakryła twarz przedramieniem.
Merlin uniósł obie ręce i pchnął je w górę, wszyscy poczuli w klatce piersiowej potężne wibracje, ziemia pod nimi zabarwiła się na szmaragdowo, wyszły z niej słupy światła, sięgające nieba. Merlin wezwał Kilgharrah. Smok zamknął wszystkich w ognistym kręgu. W tym świetle płomienie przybrały zieloną barwę. Kardeiz odskoczyła, o cal unikając poparzenia.
Skrzydła Kilgharrah przedarły powietrze, Arthura i Merlina uderzył potężny powiew i zarzuciło nimi na prawo.
Brunet był pewien, że Kardeiz była teraz przerażona, choć nie widział jej twarzy, a jedynie oświetlaną co jakiś czas sylwetkę.
Dziewczyna wyskoczyła wysoko w powietrze i wylądowała niedaleko Merlina, chroniąc się przed błyskawicami.
Arthur, czując moc dzierżonego Excalibura, okręcił się i odbił nim zaklęcie skierowane w chłopaka. Wściekła Kardeiz uchyliła się przed własnym czarem.
Szarpnęła głową, jakby wydając polecenie. Przez tę część wyspy przebiegała szczelina. Po klifie wspięła się jakaś postać. Wstała ociężale i ruszyła w ich stronę.
Arthur ustawił się do walki, Lohengrin i Morgana przybiegli im na pomoc, ale Merlin zamarł. Przez chwilę przyglądał się, niedowierzając. Poczuł przedziwny lęk i ból serca. Doświadczył koszmaru na jawie. To była Freya, Pani Jeziora. Jej sine, nagie i wilgotne ciało połyskiwało na zielono, odbijając światło błyskawic. Zamknęła oczy, ze szczeliny wypłynęła woda, która zalała okrąg smoczego ognia, gasząc go fragment po fragmencie łukiem rozchodzącym się po obu jej stronach, aż zrobiło się ciemniej.
Merlin pochłonął energię burzy oraz świetlistego kręgu i skupił ją w sobie. Znów zrobiło się cicho i ponuro.
Wymienili spojrzenia z Arthurem, blondyn jakby pytał, dlaczego wiedźma skazana na śmierć przez jego ojca jest tutaj, a Merlin próbował mu wszystko wyjaśnić, jednym przerażonym spojrzeniem. Arthur odniósł wrażenie, że Freya była bliska Merlinowi.
- Freya? - spytał rozczulony Merlin.
- Tak - odpowiedziała nad wyraz delikatnie, jej głos zadzwonił w spokojnym już teraz, gęstym powietrzu. Jej ciało było kontrolowane przez Kardeiz, ale nie umysł.
- Merlinie, wybacz mi. Zawiodłam cię - mięśnie jej twarzy ani drgnęły, ale w jej głosie słychać było wielkie cierpienie, a po niewzruszonym licu popłynęły łzy. - Ale twój przyjaciel odzyskał Excalibura - mówiąc to, Kardeiz pokierowała jej magią i wokół Freyi zaczęła krążyć woda. - To dobrze. Nie martw się o mnie kochany, nawet gdy zniszczysz moje ciało, ja nie zniknę. Zawsze będę przy tobie. Jesteś moim przyjacielem, a ja twoją przyjaciółką. Ja wszystko wiem, rozumiem. Oboje znaleźliśmy ukojenie, to było piękne. I to też jest piękne.
Merlin rozumiał, do czego się odnosiła. Pani Jeziora miała z Merlinem kilka chwil zapomnienia. Merlin był przez nią rozumiany. Ona również była wyjątkowa. Próbował zapomnieć o Arthurze, a Freya o swojej klątwie i cierpieniu. Nie była zazdrosna, ich przeszłość przywoływała u niej tylko dobre wspomnienia. Uszczęśliwiało ją poczucie, że Merlin znalazł swoje ukojenie w Arthurze.
Brunet wytarł szybko rękawem, gromadzące się w oczach łzy.
Woda wokół Freyi uformowała się w stożki i zamarzła. Posłała im na spotkanie ostre, lodowe kolce. Merlin i Lohengrin stworzyli magiczną tarczę, o którą roztrzaskały się na drobne kawałeczki.
Lohengrin omal nie upadł z wycieńczenia, Morgana podtrzymała go.
Kardeiz spojrzała zmartwiona na brata.
- Kochany! - krzyknęła czarnowłosa. - Dlaczego użyłeś mocy? Nie odzyskałeś jeszcze sił!
-To wszystko... ugh! - stęknął z bólu - moja wina.
- Nie gadaj bzdur.
Brunet, widząc to, zawołał smoka.
- Morgano, Kilgharrah was zabierze - krzyknął do nich Merlin, gdy smok pojawił się na niebie, przebijając sufit szarych chmur.
Merlin umożliwił im ucieczkę, gdy oboje weszli na smoka, on chronił ich zaklęciem, jednocześnie podtrzymując barierę, osłaniającą jego i Arthura przed lodowymi pociskami.
Kardeiz próbowała zaatakować Morganę, ale magia ochronna Merlina była dla niej nie do przebicia. Kilgharrah odlatując, zionął ogniem i musiała się zasłonić, aby nie spłonąć.
- Zabrałeś mi go, ty nędzny wieśniaku! - krzyknęła w stronę bruneta.
Merlin oddychał szybko, coraz bardziej wyczerpany.
- Zabij go wreszcie! - rozkazała Freyi.
Pani Jeziora zaczęła biec w ich kierunku, a wokół niej krążyły ostre sople. Przeszła przez barierę, dzięki połączeniu sił z Kardeiz.
Merlin zasłonił Arthura lewym ramieniem. Dzierżył kostur w prawej ręce, wypchnął go do przodu i stworzył nową tarczę.
- Przepraszam cię Merlinie - głos Freyi dźwięczał mu w głowie, gdy poczuł, jak lodowe kolce wbijają się w jego ciało w wielu miejscach.
Poczuł okropne zimno, idące do jego serca wszystkimi arteriami.
- Merlin! - krzyknął Arthur.
- W porządku - stęknął brunet.
Na chwilę stracił dech, a z jego ust poszła zimna para. Jego świecące oczy zamrugały. Za chwilę jednak udało mu się roztopić lód i znów stanął prosto, a jego oczy ponownie zapłonęły złotym blaskiem, niczym latarnia.
Arthur rzucił się z mieczem na Freyię, a chłopak pomógł mu magią dotrzeć do niej. Blondyn wbił miecz w jej brzuch.
Pani Jeziora zachłysnęła się swoją, niemal czarną krwią, która wydostała się z ust z głośnym bulgnięciem.
Merlin zamknął oczy, nie mogąc ponownie patrzeć na jej cierpienie.
Freya uśmiechnęła się do Arthura. Pogładziła go po policzku, jej ręka opadła i blondyn złapał jej martwe ciało. Okrył ją swoją peleryną i znów stanął gotów do walki.
Kardeiz ciskała w nich ognistymi kulami, ale Merlin skutecznie je gasił, za każdym razem, a jego oczy coraz wścieklej emanowały złotym światłem, już nie było widać jego gałek ocznych, jedynie światło wydostające się z oczodołów.
- Czym ty jesteś!? - krzyknęła.
Merlin zdawał się jej nie słyszeć. Szedł prosto na nią. Postawił przed sobą kostur i uderzył najpotężniejszą falą mocy, jaką zdołał wywołać. Kardeiz odleciała, nie mając czasu na reakcję. Sunęła plecami po ziemi, zostawiając po sobie zoraną ziemię, uderzyła w jakiś głaz, sprawiając, że pękł na dwoje. Dotknęła tyłu głowy i poczuła, że obficie krwawi. Zakaszlała krwią i wstała chwiejnie. Podniosła rękę, w jej dłoni zaczęła formować się ognista kula, ale zamigała nagle i zgasła. Blondynka upadła na kolana, mdlejąc z wycieńczenia.
Merlin podszedł do niej wraz z Arthurem i sięgnął do skórzanej torby, którą miała zawieszoną przez ramię. Znalazł tam kielich Graala.
- Zostaw... - wystękała Kardeiz, odzyskawszy przytomność, lecz nie mając siły się poruszyć.
- Co za... yhh! Wstyd! - krzyknęła ledwo móc zebrać siły, aby mówić.
- Żaden wstyd - powiedział Arthur. - To hańba. Zabiłaś tylu ludzi... Zasłużyłaś na śmierć. Choć zapewne zginie jeszcze wielu, bo prawdopodobnie wywołałaś już wojnę... Robię to tylko dlatego, aby Merlin nie musiał. Robię to tylko dlatego, aby ocalić więcej istnień.
Arthur zamachnął się mieczem i odciął jej głowę jednym, szybkim ruchem.
Brunet odwrócił się przedtem i zamknął oczy.

Merthur w świecie alternatywnymTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang