Rozdział 50

14.2K 450 67
                                    

- Nie! Lukas... Powiedz, że... Jasna cholera! - krzyczałam, zalana łzami.

Jak mogłam mieć tak beznadziejnego brata? Czułam, że zaraz rozpadnę się na drobne kawałki.

- Ty pierdolony sukinsynu! - Mikail ominął mnie i nie zdążyłam już nic zrobić.

Lukas dostał taką bombę w twarz, że momentalnie upadł na ziemię. Jednak szybko się pozbierał i zaczął popychać Mikaila. Rozpoczęła się rzeź, a ja stałam z boku zupełnie nie reagując. Z jednej strony chciałam wrzasnąć na Lukasa, żeby przestał, z drugiej chciałam, żeby Mikail jeszcze bardziej mu dowalił za to, co zrobił. Było mi cholernie żal Alvareza. Nie zasłużył na to, co go spotkało. Nawet jeśli sam nie był idealny. Takich rzeczy nie życzy się nawet wrogom. Chciałam przytulić go ze wszystkich sił, ale nie mogłam. W oczach Mikaila byłam już skończona...

- Chodź! - krzyknął Lukas w moją stronę.

- Po moim trupie! - zrobiłam krok w tył, jakbym chciała schować się do domu, z którego zaraz zostanę wyrzucona. Tymczasem Mikail usiadł na sofie w ogrodzie.

- Spieprzajcie oboje... - usłyszałam z ust Mikaila.

Były to słowa wypowiedziane cicho, ale prosto w moje oczy. Dotknęły bardziej, niż cios prosto w policzek. Przez moment myślałam, że przestaje mi bić serce...

* * *

- Wszystko ok? - usłyszałam ledwie otwierając oczy.

Stał nade mną Mikail i wachlował jakimś zeszytem. Chwilę trwało, zanim dotarło do mnie, że straciłam przytomność.

- Lukas? - zapytałam prawie bezgłośnie.

- Poszedł. - mina Mikaila od razu się zmieniła.

- Zemdlałam? - raczej było to pytanie retoryczne, ale chciałam zmienić temat.

W odpowiedzi ujrzałam tylko przytakującą głowę Alvareza. Zaparłam dłonie o trawę i dźwignęłam ciałem, chociaż czułam bezsilność. Kiedy stanęłam, lekko mną zachwiało. Mikail jednak stał, zupełnie niewzruszony.

- Przysięgam, nie wiedziałam... - musiałam jednak wrócić do tematu.

- Nie wierzę już w ani jedno twoje słowo.

Moja głowa opadła. Czułam się najgorzej na świecie. Jedyne czego chciałam, to znaleźć się obok Mii. Dlatego zrobiłam to, co podyktowało mi serce. Ominęłam Mikaila i ruszyłam w stronę schodów.

- Zaczekaj. - usłyszałam za sobą.

Znieruchomiałam. Może była jakaś odrobina nadziei. Przecież nie ja byłam winna tego, co zrobił Lukas. Nie ja wybierałam sobie brata a już tym bardziej nie ja kazałam mu zarabiać w taki sposób...

- Twoje niewypłacone wynagrodzenie. - Mikail stanął obok mnie, wyciągając w moim kierunku białą kopertę.

Trzeba było przyznać, że zachowywał się prawie profesjonalnie, jak na szefa. Ale ja nie czułam potrzeby, aby zachowywać się równie kulturalnie. Nie po tym wszystkim.

- Nie chcę od ciebie niczego. - zmusiłam się do spojrzenia mu w oczy.

Sama nie wiedziałam, czy więcej miał w nich bólu czy złości. Wiedziałam tylko, że nic tu po mnie. Nie było w nim nawet grama tego, co miał, gdy między nami było dobrze.

- To są twoje zarobione pieniądze. - szedł na upartego.

Zabrałam kopertę tylko po to, aby wyjąć z niej kasę i rzucić w nim, żeby zrozumiał, że nigdy nie leciałam na kasę i nie miałam na imię Lukas.

- Mam nadzieję, że już nigdy więcej cię nie zobaczę.

Nie odniosłam się do jego słów. Byłam już za bardzo zraniona, żeby reagować. Poza tym doskonale rozumiałam jego złość. Wcale nie dziwiło mnie to, że uznał mnie za równie winną. Na jego miejscu zrobiłabym dokładnie to samo. Potrzebował czasu a ja rozprawienia się z bratem.

Szybko dopadłam busa i zadzwoniłam do Lukasa.

- Za pół godziny pod moim mieszkaniem.

I rozłączyłam się. To nie była propozycja tylko rozkaz. Miałam już go serdecznie dość. Chociaż obiecywałam tacie, że się nim zaopiekuję, nie czułam się winna, że tego nie zrobiłam i już nigdy nie zrobię. Tata z pewnością by mnie zrozumiał.

Kiedy doszłam pod drzwi, Lukas już czekał. Zdziwiłam się, że tak szybko dotarł.

- Jedno pytanie. - moja złość coraz bardziej wzrastała. - Kiedy załatwiłeś mi pracę, wiedziałeś, że on to on?

Może nie do końca załatwił, ale skądś wiedział, że Alvarez potrzebuje służącej. Wiedział, który dom, ogarnął mi nawet numer...

- Nie. - szybko odpowiedział.

- Więc kiedy się dowiedziałeś?

- Wtedy, kiedy zacząłem cię nagadywać, żebyś przestała u niego robić. - och, jakież to było ciężkie do przemyślenia.

Wszystko już ułożyłam w głowie, jadąc busem. Zrozumiałam, że chciał mnie od niego oderwać, bo prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw. Sam wplątał się w swoje gierki, ale po jego minie nie widziałam, aby towarzyszyły mu jakiekolwiek wyrzuty sumienia.

- Teraz mnie posłuchaj. Mam córkę i muszę patrzeć na jej przyszłość. I z pewnością nie pozwolę, aby taki łajdak jak ty, był obok niej. Od dzisiaj masz zakaz zbliżania się do niej. I do mnie też. Może w papierach mam, ale w sercu nie mam już brata. - ciężko było wypowiadać te słowa, ale wiedziałam, że ciężej byłoby patrzeć, że w jakikolwiek sposób przyczynia się do wychowywania mojej córki.

- Manuelo...

- Idź Lukas. Narobiłeś już za dużo...

Nie zdążył powiedzieć już nic, bo tak szybko weszłam do środka. Na chwilę stanęłam na schodach i zakryłam twarz w dłoniach. Nie mieściło mi się to w głowie. Jak na jedną osobę mogło spaść tyle trudu? Kim byłam, że nie mogłam żyć normalnie?
Carla, gdy tylko mnie ujrzała, już wiedziała, że stało się coś złego.
Najpierw jednak stłumiłam ból i wyprzytulałam Mię, jakbym nie widziała jej kilka dni.

- Pan Mikail był zadowolony z jedzenia? - zapytała swoim słodkim głosem.

- Tak, zjadł wszystko. - skłamałam, uśmiechając się.

Później włączyłam jej bajkę i zamknęłam drzwi do pokoju, żeby nie słyszała rozmowy z Carlą.

- Mów. - Carla stała oparta o blat kuchenny i obgryzała z nerwów paznokcie.

Usiadłam zrezygnowana na krześle i wszystko zaczęłam jej opowiadać. Była w totalnym szoku. Nie mogła uwierzyć, że Lukas poszedł za mną i skompromitował mnie do reszty. Chciała jechać do niego i go pobić, ale wiedziałam, że to nie miało sensu.
Sens tkwił tylko w Mii. W nikim więcej.

Serce do usług (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz