Rozdział 4

21.1K 508 30
                                    

Wytrwałam pierwszy tydzień w pracy i na razie nikt nie dał informacji o zwolnieniu. Z jednej strony się cieszyłam, z drugiej znów ciągle żyłam w obawie, że dzisiejszy dzień będzie moim ostatnim w tym pięknym domu.
Kolejna lista potraw na cały tydzień wisiała już na lodówce.

- Co tu dziś mamy? - zbliżyłam się i na szczęście nie było nic nadzwyczajnego. Spaghetti po bolońsku.

Czyli jednak jest coś w nim z Włocha, nie tylko adres. Byłam ciekawa, jak wygląda mój szef. Stawiałam na wiek między 58 a 68. Wyobrażałam go sobie, jako starszego, siwego już faceta, ze spojrzeniem pożerającym taką biedotę, jak ja. Do tej pory nie odważyłam się grzebać w szafkach, aby znaleźć jakiś album. Z resztą... Najważniejsze dla mnie było to, aby wypłacał na czas.

Usłyszałam dzwonek telefonu, a na jego ekranie pojawiła się Lorenza.

- Tak?

- Jak przyjdzie Rafael powiedz mu, żeby do mnie zadzwonił, bo nie odbiera.

- Dobrze.

Nasze rozmowy z reguły były krótkie i przeważnie to ona rozłączała się bez pożegnania. W piątek, przed końcem mojej pracy, przyszła skontrolować dom. Wyglądała na zadowoloną, a o opinii szefa nic nie powiedziała. Być może nie było powodów do rozmowy o mnie.

Kończyłam siekać pomidory, kiedy otworzyły się drzwi. Byłam zajęta, więc nawet nie przywitałam się z Rafaelem.

- Masz zadzwonić do Lorenzy. - stanowczo odrzekłam.

Rafael nic nie odpowiedział, ale uznałam, że zrozumiał.

- Słucham? - dobiegł głos tym razem nieco bliżej.

W piersi poczułam przyspieszone serce a dłonie zaczęły drżeć. Lekko zaczęłam się odwracać w stronę szmeru, jaki ktoś wydawał. Chwyciłam mocniej nóż, który przed chwilą służył do krojenia pomidorów i ustawiłam go obok głowy, w formie obrony.

- Kim, do cholery, jesteś? - przystojna twarz mężczyzny zdawała się zabijać samym spojrzeniem.

Wpatrywaliśmy się oboje w siebie, ja ze strachem w oczach, on znów ze złością. Mój nóż w ręce zaczął dygotać wraz z drżeniem ciała. Oddech znacznie przyspieszył.

- Idź stąd! Nic mi nie rób! Odejdź! - nóż powędrował bliżej złodzieja.

Mężczyzna uniósł dłoń, aby mnie uspokoić, po czym zrobił dwa kroki w moją stronę. Już prawie byłam pewna, że mnie zaatakuje, kiedy do moich nozdrzy dobiegł drogi, bogaty zapach perfum. Schowałam nóż za sobą i przyjrzałam się mężczyźnie. Miał na sobie szary garnitur, a pod nim białą koszulę.

- Boże! - pustą dłonią zakryłam usta z przerażenia. - Pan jest synem pana Mikaila.

Facet nadal wpatrywał się we mnie, jak w jakiegoś wroga. Tym razem to ja czułam się jak złodziej. Mierzył mnie od góry do dołu, coraz intensywniej zatrzymując się na ustach. Poczułam się niezręcznie.

- To ja jestem panem Mikailem.

Moje oczy rozszerzyły się do potężnych rozmiarów. Ale wtopa! Teraz już na sto procent stracę posadę! Jaka ja jestem popieprzona. Poniżałam się w głowie bez opamiętania. Przecież Mikail miał być starym, siwym gburem, a nie przystojnym młodym mężczyzną.

- Bardzo pana przepraszam. - chciałam chwycić go za dłonie, lecz zapomniałam o nożu. Mikail w ostatniej chwili wyrwał go z mojej ręki i posadził na blacie obok.

- Zaraz naprawdę zrobisz komuś krzywdę.

- Bardzo przepraszam. Nie sądziłam, że zjawi się pan o tej godzinie.

Serce do usług (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz