Rozdział 8

19.9K 538 42
                                    

Dokładnie minął tydzień od kiedy Mikail prosił mnie o powrót. Przez siedem dni wydzwaniał i pisał SMSy. Starałam się być nieugięta. Nie dlatego, by pokazać mu, że jestem obrażona. Naprawdę nie wiedziałam, co zrobić. Znieważył mnie, zdeptał z ziemią, kiedy nie byłam winna. Zawsze starałam się dobrze wykonywać swoją pracę, poświęciłam mu nawet czas, który przeznaczyć miałam na własną córkę. Zwykłe przeprosiny były niczym. Z kolei... Potrzebowałam pracy, a na horyzoncie nie pojawiały się żadne oferty.
Wtedy, gdy zadzwonił w nocy i poprosił o powrót, rozłączyłam się. Dzwonił jeszcze trzy razy tamtego dnia. Nie odebrałam. I do tej pory nie odpisałam na żadnego SMSa. Chociaż coś podświadomie mówiło mi, abym tam wróciła. Nie dla Mikaila, nie dla siebie, a dla dobra Mii. Obiecałam sobie, że zapewnie jej lepsze życie. A teraz, jak na złość, zachowywałam się, jakbym zupełnie o tej obietnicy zapomniała.

Ostatnia wiadomość od Mikaila, którą dostałam rano, wzięła górę nad moimi przemyśleniami.

"Jeśli nie wrócisz z własnej woli, przyjadę do twojego domu i zabiorę cię siłą."

Poniekąd brzmiało jak szantaż, co z początku wywołało u mnie frustrację, ale później, kiedy na spokojnie to przemyślałam, zdałam sobie sprawę, że Mikail za nic nie może się zjawić w moim mieszkaniu. Żyję w biedzie, przypuszczam, że nigdy nie był w takim miejscu... Ale nie to było najistotniejsze. A mianowicie to, że nie wiedział o Mii. I w zasadzie nie wiem dlaczego mu o tym nie powiedziałam. Być może dlatego, ponieważ bałam się, że nie dostanę pracy, jeśli jestem matką samotnie wychowującą dziecko. A skoro nie wyznałam tego wcześniej, nie czułam potrzeby informowania szefa lub innych przełożonych o mojej sytuacji.

"Przyjdę dzisiaj porozmawiać. Nie obiecuję, że wrócę." - odpisałam bez dłuższego zastanowienia.

I równie szybko odczytałam kolejna wiadomość.

"Bądź o 16."

Nie mogłam o tej godzinie, ponieważ to wiązało się z prośbą Lukasa o pomoc. Od ostatniej kłótni nawet się tu nie zjawił. I byłaby to z mojej strony czysta hipokryzja, gdybym teraz błagała go o pomoc.

Odpisałam więc jasno.

"Mam czas teraz, od godziny 14 nie jestem dostępna".

Nieco skłamałam, ale akurat jemu nie musiałam się tłumaczyć.
Zwykle Mia zabierana jest z przedszkola o 13, godzina nie powinna jednak stanowić problemu. Odebrałbym ją od razu po rozmowie w domu z panem Alvarez.

"Zatem do zobaczenia za chwilę."

Ubrałam się w przewiewną, czarną sukienkę, którą dopadłam w secondhandzie, jakiś miesiąc temu. Do tego rajstopy, wyższe botki i skórzaną brązową kurtkę, również w sklepie po cenie. Wyszłam na busa.
Kiedy do niego wsiadłam poczułam dziwne drganie w okolicach żołądka. Miałam wrażenie, że wszystko zaczyna podchodzić mi do gardła. To z pewnością była reakcja na stres. Już w myślach wyobrażałam sobie naszą rozmowę. I sam fakt, że staniemy na wprost siebie, było dla mnie krępujące. Pomimo chamskiego zachowania, nadal był przystojny i to niestety nie ulegało zmianie pod wpływem złego traktowania innych. A ja byłam kobietą i miałam zdrowy wzrok. Ale też masę przeżyć i dzięki nim znałam swoje miejsce na tym świecie.

Idąc ulicą Rosoco, jak za pierwszym razem, ukradkiem spoglądałam na majętne rezydencje. W końcu moje oczy spoczęły na słynnej bramie z nazwiskiem mojego byłego szefa. Za tą bramą wszystko się zaczęło... Moje serce przyspieszyło.
I za nią się skończyło.
Ochroniarz nie zapytał o powód wizyty, tylko po prostu mnie wpuścił. Pewnie został poinformowany o moim przybyciu. Szłam niepewnie po schodach, prowadzących do ogrodu i zastanawiałam się czy mnie wypatruje.
Zapukałam dwa razy na otwierane okno w salonie. Nie musiałam czekać długo, zauważyłam, jak idzie w moim kierunku. Miał na sobie granatowe spodnie od garnituru i jasnoniebieską koszulę, z której rękawy były podciągnięte pod sam biceps. Trzy guziki od góry były rozpięte. Pewnie specjalnie...

Serce do usług (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz