56. To staje się już nawykiem.

376 39 66
                                    

Ładowałam i strzelałam, próbując unikać ataku łowców. Kiedy skończyły mi się naboje do strzelby wyrzuciłam ją przed siebie. Była dobra na sam początek, później stawała się zbędnym balastem. W uszach świszczało mi od wystrzałów. Wyciągnęłam swój nóż.

Łowca, który nawinął mi się pod rękę, zginął śmiercią szybką i bezbolesną. Trzeci nie miał tyle szczęścia. Od obojczyka, linią ku dołowi ciągnęła się głęboka, piękna rana, ukazująca doskonały kunszt wykonawcy.

Czułam na ubraniach krew. Byłam nią całkowicie przesiąknięta, chociaż dopiero zaczynałam się bawić. Tym razem byłam ostrożniejsza. Nie pozwoliłam, aby łowcy dźgali mnie swoimi nożami.

Rozcięcie szczypało jak diabli. Nie mogłam pozwolić, aby dosięgnęło mnie jeszcze jakieś ostrze. Musiałam zachować swoje siły. Było to łatwiejsze do powiedzenia, niż do zrobienia. Łowcy pojawiali się znikąd, kiedy jednego zabiłam, na jego miejsce wskakiwał następny. Gdyby atakowali jeszcze pojedynczo, sprawa byłaby łatwiejsza.

Zauważyłam, że Młody stał przy windach z wyciągniętą przed siebie bronią, próbując nie dopuścić do siebie żadnego łowcy. Miał najmniej roboty z nas wszystkich, podejrzewałam, że część z nich go rozpoznawała i brała za swojego. Tym lepiej dla mnie, nie musiałam się zbytnio martwić o jego zdrowie.

Kiedy się spostrzegłam, zostałam już otoczona przez kilku Jaśniejących i ludzi. Zorientowali się, że atakując w mniejszej ilości, nie mieli ze mną szans. Stałam, z wyciągniętym przed siebie nożem, jak zwierzę zapędzone w róg. Stanowczo odmawiałam jakiejkolwiek walki, gdy moich przeciwników było więcej niż dwóch. Z ludźmi mogłam sobie jeszcze poradzić, lecz Jaśniejący byli dla mnie trochę większą przeszkodą.

Bawili się ze mną. Nie atakowali, jedynie otoczyli z każdej strony. I właśnie dlatego powinnam była wcześniej uciekać na górę i zostawić Śmierć razem z Lucyferem, aby sobie sami poradzili z tym problemem.

Jeden z łowców uśmiechnął się i wskazał na mnie.

– Patrzcie na jej oczy! Pamiętacie co mówił Myśliwy?

– Niemożliwe, nie mogła być aż tak głupia, żeby się tutaj pakować!

– W dziesięciu na jednego? – spytałam, próbując brzmieć spokojnie. – Trochę nieuczciwe...

– I jeszcze pyskuje! – Jeden z łowców wyszedł z kręgu i podszedł bliżej mnie, wymachując nożem przed moim nosem. – Nie będziesz taka odważna, gdy skończymy się z tobą zabawiać.

– Zabijmy ją, a później zerżnijmy! – zaproponował ktoś ochoczo.

– Jak to możliwe, że przyjęli cię do Agencji? – skrzywił się ten, który wyszedł z tłumu. – Jak tak bardzo chcesz ruchać czyjeś zwłoki to zgłoś się do tego pomyleńca z dziesiątego piętra.

Nie miałam zamiaru tego słuchać ani czekać na rozwój wydarzeń.

Zanim zdążyłam zerwać się do ucieczki, usłyszałam, że przyłączył się do walki ktoś nowy. W pomieszczeniu zrobiło się ciaśniej i powstał jeszcze większy chaos. Uwaga moich łowców została rozproszona przez nowo przybyłych.

Wrzaski się nasiliły, wiedziałam, że wśród nich jest Śmierć i Lucyfer, nie miałam jednak pojęcia, jak sobie radzili. Krzyki mówiły mi, że całkiem nieźle.

Teraz rozpoznałam osoby, które napłynęły od klatki schodowej. Uśmiechnęłam się.

– Kto chce dziś umrzeć z ręki Wielkiego Władcy Pustki? – zawołał Beleth, stojąc otoczony przez demony w swojej skórzanej zbroi, która wyglądała na niedorzecznie bezużyteczną. – Po kolei, nie pchać się! Wszyscy zdążą zginąć!

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz