24. Nie jesteś człowiekiem, prawda?

463 42 33
                                    

Stałam przed najbardziej paskudną knajpą, jaką udało mi się znaleźć, objeżdżając praktycznie całe miasto. Zdążyłam odwiedzić już tysiące innych, pytając o Hektora, lecz z miernym rezultatem. Nikt o nim nie słyszał. Omijałam szerokim łukiem, te najbardziej znane i zaludnione miejsca w Mieście, wiedząc, że nic tam nie znajdę, a jedynie stracę czas. Ciężko jest poruszać się po samym centrum w godzinach szczytu, dlatego starałam się trzymać mniej uczęszczanych dróg. Zazwyczaj w mordowniach byłam bardzo mile witana zarówno przez barmanów, jak i samą pijaną klientelę. Dowiadywałam się jedynie samych dobrych rzeczy na temat swojej urody, którą tak entuzjastycznie zachwalali panowie. Jednak nic na temat maga. Byłam zmęczona i zła.

Knajpa, którą miałam zaraz odwiedzić, była któraś z kolei, na mojej bardzo długiej liście.

Speluna nie tryskała życiem, chyba, że mowa była o gościach natury zwierzęcej. Coś poruszyło się w kącie, i byłam niemal pewna, że to ogromny karaluch wielkości kota.

Nie rozumiałam, jak coś takiego mogło jeszcze prosperować. Blaty stolików zalegał brud nieczyszczony od zeszłego wieku. Na żadnym z kilkunastu krzeseł nie usiadłabym za żadne skarby z obawy o mój tylni przybytek. Na samym końcu znajdowała się lada, zza której spoglądał na mnie podejrzany typ o mętnym wzroku. W ciągu kilku godzin zdążyłam obejść sporą liczbę barów, ale po raz pierwszy miałam ochotę uciekać.

Podeszłam do lady, którą szorował brudną ścierką nadgniły barman. Nie potrafiłam wyjaśnić dlaczego, ale wywoływał u mnie wstręt i to nie tylko za sprawą wyglądu. Coś w nim było takiego, że miałam ochotę zaszyć się w kącie i wyrzygać wnętrzności, a później tulić do siebie wszystkie karaluchy, które przy nim stawały się wspaniałymi i miłymi maskotkami.

– Szukam Hektora.

Barman przerwał na chwilę, by posłać mi swój najpiękniejszy uśmiech, ukazujący kilka ślicznych ubytków. Położyłam na stole trochę gotówki, mając nadzieję, że wstawi sobie za to braki w uzębieniu lub chociażby przestanie torturować mnie tym widokiem.

Zrozumiał aluzję. Całkowicie poważnie wskazał pomieszczenie znajdujące się za ladą. Nie czekałam, aż mnie poprowadzi, szybko przemknęłam obok niego i weszłam do pokoju.

Czułam się tak, jakbym znalazła się w zupełnie innym budynku. Nie było mowy o szczurach czy innym robactwie, byłam pewna, że każda najmniejsza półka pucowana była co najmniej dwa razy dziennie. Odetchnęłam głęboko. W powietrzu unosiła się wspaniała świeżość i zapach zielonej herbaty.

Koszmar pozostał za mną.

Całe ciało mężczyzny pokryte było ciemnymi znakami. Tatuaże oplatały ręce nieznajomego niczym rękawy i odniosłam wrażenie, że gdyby zdjął koszulę również ujrzałabym zawiłe wzory, które mogły zejść niżej, gdzie moja wyobraźnia nie chciała w tej chwili wędrować. Wszystkie nieznane mi słowa i zawiłe, misterne rysunki składały się w jedną całość. Były podobne do run, lecz bardziej skomplikowane. Niektóre wyglądały zupełnie jak te z mojej pieczęci, lecz nieco bardziej rozbudowane i większe.

Spojrzałam na twarz nieznajomego, która prawdopodobnie jako jedyna uwolniona była od ciężaru tatuaży. Oderwał swój wzrok od kartki, zapisanej dziwnym, nieznanym mi pismem. Ciemne, orzechowe oczy spoczęły na mojej osobie.

– Ty jesteś Hektor?

– Hasło – powiedział z powagą.

– Hasło? – jęknęłam. Beleth nic nie wspominał o żadnym haśle.

– Jeśli nie znasz hasła, możesz odejść.

– Nie znam żadnych durnych haseł. Przyszłam po pomoc, za którą mam zamiar dobrze zapłacić.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz