12. Czy ja umarłam?

554 46 23
                                    

Ciemna pustynia rozciągała się aż po horyzont. Stałam na popękanym, suchym i twardym podłożu. Pod moimi butami chrzęściło pełno mniejszych i większych kamyczków o niezwykle ostrych krawędziach. Jak okiem sięgnąć nie dopatrzyłam się tutaj śladu życia, żadnych zwierząt czy roślin ani nawet grama cywilizacji. Gdzieś daleko wznosiła się ogromna, szara skała, krzywa i wyjątkowo kanciasta. Przede mną rozciągała się przestrzeń pozbawiona kolorów. Nierozdzielnie panowała tu czerń i różne odcienie szarości, nie mogłam dopatrzeć się nawet czystej bieli. Wydawało się, że coś pochłania wszystkie barwy, zostawiając je wyjałowione i smętne. Dłuższe przebywanie w takim miejscu na pewno niezbyt dobrze wpływało na samopoczucie. Nawet niebo przybrało kolor czystej, jednolitej szarości, bez grama chociażby jednej chmury.

To było zbyt nierzeczywiste, aby mogło być prawdziwe. Czułam się, jakbym nic nie ważyła i nie posiadała ludzkiej postaci. Spojrzałam na swoje dłonie. Znajdowały się na swoim miejscu, bladoszare, lekko rozmyte. Coś jednak było nie w porządku. Dziwna niestałość mówiła mi, że nie posiadałam swojej powłoki, jedynie kształt, który został uformowany przez umysł. Nigdy jeszcze nie rozłączyłam się z ciałem, słyszałam o takich przypadkach, lecz były to jedynie pogłoski. Nie miałam nawet pojęcia, jak to zrobić. I oto jestem – nie wiadomo gdzie. Nawet nie wiedziałam, czy umarłam, czy jeszcze żyłam. Co się stało z moim ciałem? Wykrwawiło się? Możliwe, że ktoś w akcie bezinteresownej łaski zakopał mnie w miłym, ciemnym i ciasnym dołku.

Nie chciałam, aby to miejsce okazało się moją własną głową, podczas gdy ja leżałam w śpiączce podłączona pod zbiorem rurek na szpitalnym łóżku. Życie miałam barwne, usposobienie również, więc nie widziałam powodów, aby w moim umyśle panowała wysuszona z jakichkolwiek uczuć pustka. Nie mogłam okazać się aż tak nudna.

Byłam tu zaledwie chwilę i już miałam dość.

– Nie jesteś demonem – usłyszałam skrzeczący głos, przyprawiający mnie o gęsią skórkę.

Odwróciłam się. Coś próbowało uformować sylwetkę. Jego starania spełzły na niczym i zamiast osoby, miałam przed sobą niewyraźny półcień i kłębowisko mgły. Z chaosu dymu dostrzegłam jedynie jadowite, kocie ślepia, z pionowymi źrenicami. Tak wiele razy miałam okazję spoglądać w podobne oczy i tak wiele razy przeze mnie stawały się martwe. Rozpoznałam w półcieniu demona, niższego małego sługusa, coś jakby pupilka, którego się chroni, gdy jest potrzebny, a pozbywa, kiedy przestaje być użyteczny. Był słaby, nie dysponował nawet wystarczająco dużą mocą, aby stworzyć sobie powłokę.

– Nie, nie jestem demonem – odpowiedziałam. – Co to za miejsce?

– Ludzie nie powinni tutaj wchodzić.

– Tutaj? To znaczy gdzie?

– Tutaj.

– Czy znalazłam się w piekle? – Nigdy tam jeszcze nie byłam, ale planowałam w przyszłości je odwiedzić.

– Nie.

– Jak się stąd wydostać?

– Nie da się.

Nie miałam najmniejszego zamiaru tu zostać. W zasadzie, byłam już całkowicie gotowa do opuszczenia tego miejsca. Zawsze wydawało mi się, że we własnym umyśle powinnam być tylko ja. Podobno człowiek jest tym, co je, może ja byłam tym, co zabijałam? Niespecjalnie podobała mi się ta myśl.

– Czy ja... – pytanie utknęło gdzieś na wysokości piersi i nie chciało się wydostać na zewnątrz – ...czy ja umarłam?

Demon zmrużył oczy, wzruszając bezkształtnymi odwłokami, które naśladowały ramiona. Gdyby był częścią mojej jaźni, wiedziałby tyle samo co ja, więc pytanie byłoby bezużyteczne. Nie miałam jednak nic innego do roboty, jak zadawać pytania. Byłam w tym dobra.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz